Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

POLITYKA - Vaclavak... znalezisko

Josef Koudelka, Magnum Photos (marzec 1968)


Tygodnik Polityka nr.15 z 15.04.1995  -  Leszek Mazan
pt. 1
pt. 2

No i trochę o Nowym Świecie w Warszawie

Czuli Barbarzyńcy - Bielsko

Kolegium Nauczycielskie w Bielsku-Białej drugi raz zrobiło przyjemność czechofanom i zorganizowało spotkanie z kulturą czeską... wiosną.
Liczna była ich grupa, choć pora i termin nie przystają ludowi robotniczemu. Za to studenci zjawili się tłumnie, i chyba licealiści. Niektórzy pewnie z myślą że lepszy film niż lekcja i oni dostali od Mariusza klapsa za komórkowe zabawy telefoniczne.
Uwielbiałem szkolne zajęcia filmowe z projektora 16mm, na bielonej ścianie, w nieistniejącej już szkole im. Królowej Jadwigi w Łodygowicach. Wielkim wyróżnieniem było, (Pani Kosarska), pozwolenie obsługi projektora. Przeplatanie taśmy celuloidowej między rolkami, a potem uruchomienie maszyny i jej powolny rozbieg... 1...2...3... ostrość. Klasy się zmieniały na prowizorycznej widowni a ja tkwiłem pół dnia na posterunku X muzy. To było... 1985...

Dziesiąta muza z historią Czech w tle to dobry pomysł. Dobry dla mnie który się ciągle uczy, a rzekome znudzenie (AM :-) było wyrazem intelektualnego (sic!) wysiłku w próbie zrozumienia słowotoku Davida Vondracka . Dobrze że Mariusz ciął mu zdania bo sam by się pewnie pogubił w tłumaczeniu. David to taki sympatyczny facet. Chciało mu się gadać i gadać, nie wszystko rozumieliśmy, a on mówił i mówił, z chłopięcą radością w oczach, a my musieliśmy do domu...
 "Zabijanie po czesku" to pouczający dokument jak można poradzić sobie z trudną historią swoich bliskich, swojego kraju. Jak nie rozdrapywać ran, nie rozliczać... i wybaczać.
 A wszystko zaczęło się od wstrząsającego filmu archiwalnego, nakręconego amatorską kamerą 8mm, na którym widać masową egzekucję znienawidzonych Niemców. W Kladnie, w Postoloprtach mordowano każdego kto miał niemieckie nazwisko, mówił po niemiecku, ale już to, że czuł się Czechem, nie było żadnym usprawiedliwieniem. To pogrom, zemsta za wojnę, za Monachium. Lincz na sąsiadach. Oprawcy, to były śmiejące się bestie, dla których słowa Benesza, po odzyskaniu niepodległości, sankcjonowały działania Gwardii Rewolucyjnej. Prosty lud rozumie słowa wprost i przechodzi do ofensywy. Tłum ma racje, tłumu nikt nie rozliczy, nikt nie powstrzyma... Również dziś... Sprawiedliwość dziejowa wszystko  tłumaczy.
 Ten film jest dobrym przykładem  na to, jak uczyć się wybaczać. Nie rozliczać i zaakceptować po latach skomplikowaną sprawiedliwość dziejową na którą nie mamy wpływu. To inaczej niż u nas gdzie każdego się rozlicza szczuje wymiarem sprawiedliwości, jak choćby Jaruzelskiego. Ale dopóki będą aktywne środowiska które mianują się sumieniem narodu, dopóty będziemy stali, jak powiedział Vondracek, nad przepaścią własnej historii i nie przeskoczymy na drugą stronę zamykając pewien okres... Wybaczenie, zrozumienie, pozwala żyć od nowa...
 Co ciekawe, a u nas chyba jeszcze nie zrozumiałe, to u ofiar tych represji widoczne było większe zrozumienie dla oprawców, pogodzenie się z trudnym losem wygnańca. Nie odniosłem wrażenie żeby ofiary rościły sobie prawo do zemsty czy zadośćuczynienia. Zresztą od kogo tego żądać?
Jedynie nie zapominać o tym co się stało niech to będzie przestrogą że nic nie jest dane na zawsze...

Tu fragmenty filmu  

 Dobrze że ten ciężki film był na końcu pokazu, bo dziwnie by mi sie oglądało "Ciemnoniebieski świat" po czarno-białej śmierci pod kołami .
Widziałem go już rok temu w Czeskim Cieszynie przy pełnej sali. Wzbudził mój zachwyt formułą inną, od tej znanej w naszej kinematografii. Czesi to potrafią opowiedzieć trudną historię,w  sposób normalny, taki ludzki. Bez zbędnego zadęcia, heroiczności, i szafowania tragizmem. Ich bohater nie jest z żelaza, jest ze zwykłej gliny jak każdy z nas. Nie jest idealny, ma wady, przez co jest nam bliższy.
A losy Czechosłowackich pilotów były trudniejsze. Co mnie zaskoczyło, oni, za służbę w obcej formacji traktowani byli jak zdrajcy Rzeszy, bo protektorat nakładał na nich nowe prawo wojenne okupanta. Nasi to mieli "lepiej" bo mogli trafić do niewoli, a nie pod mur.
Pewne fakty tej historii, pokrywały się z losami naszych pilotów jakie znamy z książki Arkady Fiedlera "Dywizjon 303".  Nieszczęsne ćwiczenia rowerowe, nauka języka, loty treningowe... nuda jak u naszych pilotów. Niesubordynacja, samowola w powietrzu, komentarze w ojczystym języku i szarże pościgowe za zbłąkanymi samolotami wroga.
Co ich łączyło, to kobiety, wódka, urok i waleczność. I na wojnie uczucia są najważniejsze. Przekładają się na przyjaźń i stanowią jej próbę za najwyższą cenę w decydującym momencie.

 Nie wiem i nie chcę wiedzieć kto projektował aulę Kolegium Nauczycielskiego w Bielsku. Jest cholernie nie ergonomiczna. Stroma ćwiartka sześcianu, fotelo-krzesło-blaty rozkładane raczej dla młodzieży niż dla dorosłych. Niewygoda siedzenia wielogodzinnego spowodowała że przysypiałem trochę na projekcji "Skowronków..." Menzla. (widziałem już wcześniej).
Intro Mariusza do filmu i późniejsza rozmowa w kuluarach (palarni) z Jerzym Markiem była ciekawsza niż lekko nużący wykład dr Aliny Madej. Owszem, dowiedziałem się od niej wiele na temat historii kina czeskiego, jednak, jeśli chodzi o symbolikę skowronków, to z Jerzym Markiem odnaleźliśmy więcej zbieżnych wątków.
Czasami mam ochotę iść jeszcze do szkoły... tak fajnie sie rozmawia... słucha mądrzejszych, oni mówią tak wiele ciekawych rzeczy...
Ale właściwie po co mi to, tak jest mi dobrze, przecież nic nie muszę... wystarczy że chcę.

Ledwo zdążyłem odebrać kupon na "Dowód osobisty" z pytaniem o małą stabilizację 68-89.

Film Trojana to rozbudowana historia paczki przyjaciół spotykających się na górce podmiejskiej Pragi (Stromovka? O jakimś Bubencu się tam mówi, no i tabliczki uliczne dają znać że to Praga). Spotykają się na chlaniu czegokolwiek, byle sponiewierało :-) Takiej mieszaniny jak tam widziałem bym nie wypił... pewnie smakuje jak... Fernet... fuj.
Tylko 15 lat, a państwo już chciało dzieci trzymać na postronku odpowiedzialności, za tylną kieszeń spodni. U nas dowód osobisty dostawało się w wieku 18 lat. Zielona książeczka DB6325480... się pamięta... wbite zatrudnienia, Narodowe Fundusze Inwestycyjne, co je Rydzyk babciom sprzeniewierzył i dumne zdjęcie z długimi włosami... ha.
Pierwsze miłości, pierwsze pogruchotane kości (Chomiczówka pasuje jak ulał). Strach przed pójściem do wojska (nie byłem i czasem mi wstyd), ktoś łamał palce, ktoś odrabiał służbę w psychiatryku, ktoś wiecznie studiował. Maćka obcinaliśmy, każdy po trochę, odstawiliśmy pod jednostkę do Legionowa.
Mała konspiracja. Plakietki Anarchia, skóry, obcisłe spodnie, naszywki, długie włosy, piwo... inność. Cóż mogliśmy więcej, kiedy to był już czas  przemian ustrojowych.
Chłopaki z Pragi mieli dużo gorzej. Próbowali opierać się systemowi, dostali po łapach, ale wszystko i tak działo się ponad ich głowami. Młody się buntował na ojcowską praworządność, a stary szykował ucieczkę na zachód.
Brat poszedł do wojska to drugi zlał się w gacie na WKU i zarobił pół roku wolności. Na własnej skórze odczuli opór wobec systemu. Koncert w Plastic P.of U. zakończony pałowaniem... tylko dlaczego długowłosy "starszy brat" w wierze hippisowskiej uniknął zadymy, skąd miał płyty, jeansy, katane... nie pracował... no skąd?
Pozostając wiernym ideałom, skazywali się na marazm czasów komunistycznych. Bez przyszłości, bez środków, bez nadziei . Ale byli razem, celebrowali przyjaźnie którym tamte czasy sprzyjały i one pozostawały trwałe na lata. Nie ma sensu opowiadać wszystkich zdarzeń. Ten film powinien być lekturą obowiązkową młodych ludzi którzy myślą że wszystko co mają, jest od zawsze, że ktoś musiał dostać po ryju, żeby teraz ktoś mógł mówić co chce, nosić co chce i jechać gdzie chce.  Ja uszczknąłem odrobiny tamtych czasów i jestem szczęśliwy że mogłem doświadczyć tamtych emocji...

Wcześniejszy post, w temacie ostatniego filmu.
Szykujemy się na następne wizyty.

Praskie targowiska 2013

Już dawno chciałem pojechać do Pragi na pchli targ. Fajną mapkę, z załączonym kalendarzem i zdjęciami, zrobiła Karolina.
Na Tylovo Namesti będzie trh w ostatnią sobotę miesiąca pasuje mi :25.5 / 29.6 / 28.9 / 30.11  Nad Wełtawą w drugą sobotę miesiąca. Pasuje mi:13.4 / 11.5... Zobaczymy...

MAPA

Strona targowa fb

Strona oficjalna trh

Bardziej to dla mnie notatka, niż jakiś post blogowy, ale może się komuś przyda.
Np. w Cieszynie, w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, w Domu Narodowym przy Rynku, odbywa się pchli targ.
W Żywcu, codziennie ludzie sprzedają swoje rzeczy na targu, OPRÓCZ ŚRODY.

Stalownik, LOMO

Lubię beton i stal.

Stoi Stalownik odkąd pamiętam dziecięce wyjazdy Syrenką 105, do Bielska, z ojcem po mamę do pracy. Czasem... Befama (ważna bo kiedyś cała moja rodzina tam pracowała), komuna... Wartburg Roberta... Duży Fiat Jaśka... Osa Staszka sąsiada... i Ursus Jasia na którego bocznym błotniku mnie woził. Raz on raz Władek...
Oranie pola, z perspektywy siedzenia na traktorze, było takie ciekawe...
A ojciec tak miał, że w drodze, żeby mi się nie nudziło, pokazywał różne mniej lub bardziej ciekawe rzeczy, i o nich mówił.  Jedną z nich, był wyrastający ze zbocza góry, STALOWNIK. Zawsze był. Zawsze ojciec się powtarzał. Jak ja teraz, z czego dziewczyny się śmieją. Jeden raz byłem w środku, bo to było sanatorium potem przemianowane na szpital. Jakieś odwiedziny, nie pamiętam juz kogo. Babci Heleny? A może mama tam była? Nie pamiętam, a powinienem.

Od lat stoi pusty. Wybebeszony ze "stolarki" aluminiowej, instalacji stalowej i miedzianej, szkła drewna, czegokolwiek do odzysku. Ktoś go kupił z rzekomym zamiarem rozbiórki,  jednak poza recyklingiem nic więcej się tam nie zmieniło. Podobno też dlatego, że stacja przekaźnikowa telefonii komórkowej daje systematyczne zyski właścicielowi z Podhala, wobec którego toczy się postępowanie...

Projekt architekta Zbigniewa Paszke który zmarł w 2005 roku. Pewnie widział co dzieje się z jego dziełem, za które kiedyś dostał nagrodę. Oddany do użytku w 1968 roku jako medyczne zabezpieczenie śląska na wypadek ataku atomowego. Wzorowany (?) na La Maison du Fada, Le Corbusiera. Wtedy najnowocześniejszy w Polsce. Miał ogrzewanie podłogowe, swoją kotłownie w osobnym budynku i co jeszcze?
Stalownik - Le... kto?

La Maison du Fada - Le Corbusier
Od dawna chciałem zobaczyć go z bliska po latach. Po prostu trzeba się wziąć, i zjechać z drogi jak wtedy kiedy znalazłem Korę.
Robi wrażenie ogromem,  wyrazistością charakteru a las wokoło powoduje że jest jakiś taki przyjazny. Nie przeraża, nawet w tak opłakanym stanie... Szczupłe nogi nadają lekkości konstrukcji i w pierwszym kontakcie ma się wrażenie że nie jest taki stary jak sie go datuje.
Windy z parteru zaspawane, klatki schodowe zamurowane. Nie ma jak dostać się do środka. Parterowa eksploracja wystarcz by go poznać a zarazem poczuć wielkość. Szczegóły wykończenia których resztki pozostały, potwierdzają kiedy czas się tam zatrzymał.


 Dla chcących go explorować, nie ma większej przeszkody, bo ogrodzenie z siatki jest zniszczone. Zamurowane drzwi do klatki schodowej są już "uchylone", monitoringu nie widziałem, a pobliskie zabudowania które kiedyś służyły personelowi, są zamieszkałe nadal, ale nikt się nie interesuje, nawet jak widzi zaparkowany samochód pod Stalownikiem.
































































































































Reszta jest milczeniem i szumem wiatru między nogami...

Takie tam...



Zaniedbałem targ mój bliski, więc chcąc nadrobić zaległości wstąpiłem bez celu . Trafiła mi się szklaneczka "Prażskie restaurace" 0,1L. Myślę że pamięta jeszcze Czechosłowację. W międzyczasie, kolega od pudełka po butach, przysłał mi paczkę z książkami w której m.in. był kieszonkowy album"Prirodni krasy Czeskoslovenska" sygnowany przez Otokara Mohyla z 1978r. wydawnictwo OLYMPIA. Fotosy czarno-białe i kolorowe jak ORWO. Jutro odbieram zdjęcia LOMO, z wielką ciekawością.
Czuli Barbarzyńcy zbliżają się wielkimi krokami  i mam w tym czasie kilka wolnych dni więc pewnie się spotkamy... M.S.
Obiecałem sobie że uporządkuję stos pocztówek, ulotek, biletów i mapek z ostatniej wizyty w Pradze, ale leży to naprzeciw mnie, i jakoś tak mi dobrze z tym małym sentymentalnym bałaganem. Patrzę na to i myślę... niech czekają na kolejne rozdanie, przed następnym wyjazdem. Chyba jednak zdążą się zakurzyć do... wakacji??? Bo najpierw Barbarzyńcy, potem Kino na Granicy, w czerwcu Metalfest z Karoliną, bez względu na świadectwo :-)... Urlop w sierpniu, 26 dni, i może wtedy... bardzo bym chciał, może wtedy do Pragi. Zdążę już bardzo zatęsknić. Żałuję tylko że nie spotkam się z kolegami  Stawkologami. Dopiero może jesienią. Chociaż wpadłbym do Wrocławia na kawę z Bogdanem, i do antykwariatu na dworcu (a jest w ogóle?)... ech...
Cicho! Bo za chwilę wtrącę się do aukcji i może kupie drugie LOMO, bo jest w dobrej cenie, (flaszka?). Od dawna poluje na tani egzemplarz. Jeden na czarno-biały negatyw, a drugi na kolor bym miał. Jeszcze 5 minut... i... poszło w gacie. Ktoś dał więcej ode mnie. Z 30zł skoczył do 150zł. Tyle nie dam. Może następnym razem.


Palacz zwłok po trzykroć.


 Trzy razy zabierałem się do palacza zwłok. Palacza w najbrzydszym ,Pardubickim krematorium . Za każdym razem zasypiałem w połowie filmu znudzony narracją Hrusinskiego. Jego beznamiętny ton, pełen czułości i troski, budził we mnie niepokój. Już tak mam, że nadmierną uprzejmość odbieram jako nieszczerość. Ktoś nienormalnie miły wydaje mi się fałszywy.
 Svejk za to był taki poczciwy, z twarzą Rudolfa. Jak mówił Pyrkosz o Klossie: "Czy on naprawdę jest taki głupi, czy tylko gra głupka?" Svejka grał doskonale, i choć to rola charakterystyczna, nie zamknęła go w szufladzie na lata, skazując na głuchy telefon. Czy to "Święto przebiśniegu", czy "Kapryśne lato", zawsze udawało mu się odkleić gębę od poprzedniej roli. Oto jedna z miar wielkości aktora.

 Jedni ulegają namowom, inni sugestiom, choćby jednej kropli krwi . A inni potrafią pozostać wierni ideałom jak bohaterowie filmu "Musimy sobie pomagać" ( w sam raz na wieczór 8 marca...nie?)
 Kopfrkingl jest taki zasadniczy i poukładany, a jednak dał się skusić faszystowskim ideom, promowanym w burdelu, w otoczeniu "rasowych" blondynek. Tak łatwo dał się przekonać. Nareszcie znalazł się ktoś kto myśli jak on. Ktoś kto chce nowego ładu i porządku. Tylko coś mu przeszkadzało realizować się w nowym zasadniczym świecie. Tak, żydowskie korzenie najbliższych.
 Łatwo pozbył się rodzinnego balastu jednym sprawnym ruchem. Bo właściwie zrobił im przysługę (sic!),oszczędzając cierpienia jakie na pewno by ich dotknęły. To było takie oczywiste rozwiązanie tej małej kwestii żydowskiej. Taka przymiarka do kryształowych nocy, denuncjacji, palenia stodół...
Nie wrócę już do tego filmu, bo z trudem go zmęczyłem. Wystarczy mi codzienna gazeta, z porcją najświeższych informacji o działaniach tzw. patriotów, od których wiele lat temu dostałem w ryj, za to, że miałem długie włosy. Wołali za mną "wszarz", a przecież jednym z lekarstw na wszawicę było golenie głowy na zero i DDT. Lepiej żeby historia się nie powtórzyła.
 Wielu tzw. patriotów jest w moim otoczeniu. Jak wielu z nich powinienem się obawiać? Jak szybko ich poglądy obrosną w grubą skórę zasad, usankcjonowanych błogosławieństwem z Jasnej Góry czy Torunia? Jak wielu z nich będzie dorzucać książki na stos... i Gazety?
 Boję się głosić poglądy tolerancji bo natychmiast spotykam się z ostrą krytyką tzw. katolików. Strach się głośno odezwać bo tak łatwo znaleźć się na stronach RED WACH wśród wrogów rasy...
---
 Lepiej poczytać blog Sylwii Kubryńskiej, chociaż pewnie nie jest najlepszy na świecie, ale na pewno dodaje optymizmu na chwilę.
Warto pocieszyć się Zwykłym Życiem  jakiego na codzień nie dostrzegamy, a jak ktoś nam pokaże, to okazuje się to takie fajne.
Dobrze spotkać przypadkowo Dariusza Paczkowskiego i dodać jeszcze jeden głos wolności w sprawie TYBETU oraz umówić się na przekazanie uratowanej KORY dla aukcji WOŚP.
... wybrać się do STALOWNIKA (zdjęcia niebawem)

Bielenie chałupy... poezja?

  Martynie trzeba było zrobić remont pokoju. Wynieść gady na "lotnisko", pomalować pokój na dwa kolory, przemeblować.
Kaśki pomysły realizowała Elka jak zawsze niezastąpiona i chętna do pomocy

                   BABY - KOLORY - FACECI

Wybór koloru nie jest rzeczą prostą. Dziecko mówi : Tu zielony, a tu biały. Ja też tak to widzę. Ale kobiety...
Nie, zielony nie może być. Musi być  na przykład pole ryżowe. A biały też nie, bo lepsza będzie mleczna sonata.
I tak dyskusja trwała, z paletą w ręku.
Krem budyniowy czy blady alabaster. A na druga ścianę, energetyczna zieleń albo leśna cisza. Denerwowała mnie taka dyskusja bo dla mnie kolor to kolor. Baby gadają a ja tego nie widzę a jak pytam wtrącając się do rozmowy, czy kolor o którym mówią to taki albo siaki... nigdy nie mogę trafić pasującym do wydumanej nazwy. Konia z rzędem temu kto trafi w kolor według nazwy.
Mówię popielaty a one nie, to Wall Street, a może ciemnoszary, a one pokazują mi że to Wieża Eiffla, jesienna mgła też szara, nie to bladoróżowy a gorąca salsa... zapomniałem 
Za to egzotyczne drinki to może tęcza... nie , bordowy. W objęciach Morfeusza... to może być każdy kolor no i jest taki że nie umiem go nazwać. Długo by wymieniać: bukiet emocji, tajemniczy ogród, indiańskie lato, zroszona trawa, morska bryza, koloseum, szklany wieżowiec, la Scala... Spróbujcie zobaczyć kolory oczami wyobraźni... na pewno traficie kulą w płot.
Tym sposobem, spece od marketingu, nazywając kolory w tak wymyślny sposób, zdejmują ciężar doboru barw mieszkania z męskich barków i męskich portfeli, na serce i wyobraźnie kobiet. Nazewnictwo skomponowane jest specjalnie dla nich. Dla ich emocji i wyobraźni.  My, mamy to z głowy. Zapłacimy, żeby mieć święty spokój. Niech nas tym nie obciążają.
Faceci tylko wałek do łapy i jazda, metry kwadratowe!

biały + pole ryżowe, łózko ze złomu, rurka z centrostalu, "makatka-ochronka" - ejdekoracje 

Z samochodami jest inaczej.
Kolorów są tysiące, odcieni masa, struktur, właściwości, warstw, refleksów... Są też nazwy, ale przede wszystkim są numery. Widzisz kolor dajesz numer i masz lakier. Na każdym aucie. Bez zbędnych emocji które możesz pozostawić sobie na finalny efekt gotowego auta.


A tu nazwy kolorów dla zabawy wyobrażni.
http://www.dekoral.pl/paleta-kolorow/top-trendy/barwny-urok-wielkich-miast
http://www.dekoral.pl/paleta-kolorow/top-trendy/kolory-inspirowane-muzyka

dygresje jednego zdjęcia...

Nareszcie mogę zasiąść do klawiatury. Czuję rozdrażnienie kiedy czas mija mi w pracy. Którejkolwiek. Nie ma sensu rozpisywać się nad planem dnia, napiętym do granic. Nie ma co żalić się, bo do tego jest pewien czerwony kanister.
 Wszystko mnie denerwowało. To chyba taki syndrom odstawienia... blogu. Zmęczenia....Może to głupie? Ale nawet spać szkoda...
Jedno zdjęcie przerwało ten bieg na chwilę, a historyjka jego jest...
 Pewnego dnia ferii wybraliśmy się z dziećmi do kina Janosik w Żywcu na spotkanie z Sebastianem Kawą  który od 1999 roku do dziś, jest prawie corocznym medalistą mistrzostw Świata i Europy, zaczynającym karierę w Szkole Szybowcowej Żar. Bardzo sympatyczny. Chętnie odpowiadał na pytania, jednak dzieci były niecierpliwe, bo czekały na film.
 Swój debiut filmowy miał na Żarze "nasz kolega", Stanisław Mikulski w produkcji "Pierwszy start"  w 1950 roku.
W kinie, w kolejce do kasy, stoi wielki projektor na którym tłumaczyłem dzieciom do czego służy i jak działa. Był tam wpleciony kawałek taśmy filmowej który "pozyskałem"  :-). i posłużył mi do tłumaczenia działania kina... starego kina.
Po wszystkim ciepnąłem go w aucie do przegródki i leżał tam do wczoraj. Siadam za kierownicę pewnego słonecznego poranka i przez ramię promień słońca wpadł na taśmę filmową rzucając obraz w kącie. Zrobiłem zdjęcie telefonem bo fajne mi się wydało. Ale czy wam też... zresztą nie o to chodzi. Chodzi o chwilę, decydujący moment. Tę chwilę która łapie nas za rękaw i potrząsa. Hej! Zwolnij! Zobacz! A tego spowolnienia coraz bardziej mi brakuje. Wręcz boję się tego, że pewnego dnia, przestanę zauważać piękne drobiny otaczającego mnie świata.
Fajne zdjęcie mi wyszło niechcący...
nokia lumia 800
Zrobiłem z niego czarno-białe i dodałem passe-partout.
Przypomniało mi o konieczności rezerwacji karnetu na Kino Na Granicy bo urlop już mam załatwiony. Kaśce i dziewczynom, na pocieszenie, zostaje w tym czasie, spływ kajakowy Białą Nidą.