Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Niechcący mam NIKONA.

 Listonosz puka dwa razy.
Czasem sam otwiera drzwi i krzyczy od progu - Pooocztaaa!
Zbiegam po schodach i widzę w jego rękach dużą paczkę. W tym momencie szybko analizuję czy coś zamawiałem przez internet i ile będę musiał zapłacić. On uspokaja  mnie od razu sławami - Dzisiaj za darmo! Kwituję odbiór i po chwili czuję ciężar zawartości pudełka. Mam burzę myśli, bo nie pamiętam żebym coś kupował ostatnio .
Rozpoczynam rytuał otwierania niespodzianki. Jestem pewny, że niczego nie zamawiałem. Gdybym spojrzał na etykietę, to po nazwisku nadawcy wiedziałbym od razu  Jednak nie popatrzyłem.
Pruję taśmy samoprzylepne które stawiają zaciekły opór. Targam karton i dostaję się do masy papierów pogniecionych dla bezpieczeństwa.
 Moim oczom ukazuje się piękny, czarny i ciężki obiektyw zmiennoogniskowy z wielką szybą z przodu o "rozmiarze" 28-200mm. Jedno spojrzenie na etykietę i z koślawych kalkowych liter odczytuję imię JOANNA.  .
 Tak. To od niej poczta dostarcza takie cuda jak ZORKA 4 czy PRAKTICA.
Natychmiast montuję obiektyw do Elki Nikona d60 ale nawet na manualnych ustawieniach nie chce działać. Może konieczna jest zmiana dodatkowych ustawień. Nie ma to dla mnie znaczenia bo w głowie kiełkuje już myśl o zakupie starej analogowej lustrzanki dla tego obiektywu.
Znajduję ofertę w przystępnej cenie, NIKONA EM z zoomem 35-70mm i decyduję się na jego zakup.

 Po tygodniu listonosz puka znowu dwa razy, potem krzyczy i sytuacja się powtarza ale wtedy juz wiem co trzymam w rękach. Wyjmuję z pudełka aparat z małym zoomem. Nie miał baterii dlatego nie mogłem sprawdzić czy działa. Baterie kupuję zawsze u żywieckiego zegarmistrza  "Pod dzwonnicą" bo ma duży wybór.
Włożyłem baterie i aparat nadal nie działał. Wskazówka światłomierza na matówce nie ruszała się. Jakimś cudem po kilku próbach zaczął działać. Nie wiedziałem dlaczego ale zaczął.
Jakieś klisze zawsze w domu mam więc na spółkę z Martyną "wyrobiliśmy" w ciągu tygodnia jeden film i po wywołaniu okazało się że aparat jest sprawny.
Oto kilka zdjęć:














Kiedy zakładałem drugi film do aparatu znowu przestał działać i nie umiałem go uruchomić.
Załamany rzuciłem go w kąt i zacząłem poszukiwania korpusu z gwarancją działania. Łatwo znalazłem prawie nieużywany, z pudełkiem instrukcją a nawet kartą gwarancyjną i styropianem wewnątrz. Aparat nie miał śladów używania. Można powiedzieć że "nówka sztuka" bo sprzedawca opowiedział mi, jak to jego ojciec wracając z delegacji zagranicznej, zawsze przywoził sprzęt fotograficzny dlatego on ma tego wiele i teraz sprzedaje.
Tym sposobem lekcja uruchomienia aparatu kosztowała mnie drugie body Nikona bo wtedy zorientowałem się żeby uruchomić światłomierz konieczne jest naciągnięcie kliszy do klatki numer 1 na liczniku zdjęć. Takie cuda! Tym sposobem niechcący mam dwa aparaty z zoomami a w drodze obiektyw tzw. standard 50mm f2 Helios/Kiev. A w najbliższą sobotę odbieramy kolejne negatywy z wywołania.
Dużo radości sprawiły mi ulotki i foldery dołączone do aparatu którego produkcja rozpoczęła się w 1979 roku czyli 37 lat temu.
  

Wiecej, tylko analogowych zdjęć: SZURENS.TUMBLR.COM

Targi książki Katowice.

Spakowałem pospiesznie książki przeznaczone na wymianę u Sląskich Blogerów Książkowych do walizki po maszynie do pisania Łucznik, którą Karolina wyjęła żeby pisać listy. Rzuciłem na tylne siedzenie samochodu i pognałem autem po Kingę, która miała ochotę pojechać ze mną.

Targi Książki odbywały się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach i od pierwszego wejrzenia Centrum urzekło mnie jako obiekt architektoniczny. Potwierdzenie swojego zachwytu znalazłem w książce F. Springera pt.: "Księga zachwytów". Centrum Kongresowe jest monumentalne lecz nie dominujące. Nawiązujące do górniczej, a właściwie "węglowej"  tradycji śląska. Przyciąga wzrok, mając za plecami potężny budynek  NOSPR i kłoni się Spodkowi, który jest królem Katowic.

Wstęp wolny na targi trochę mnie zaskoczył bo w Krakowie trzeba płacić. Szatnia nie była konieczna, bo nie było tak gorąco jak w krakowskim ulu. Wielka przestrzeń dawała komfortową swobodę.
Od razu trafiliśmy z Kingą do Śląskich Blogerów Książkowych, gdzie poznałem jej znajomych biblionetkowych i mogłem pozbyć się balastu z walizki. Nie wiedziałem, że wymianą książkową rządzą pewne zasady. Ustalono przedział wiekowy książek do wymiany od...chyba  1999r. do 2016 roku. Miałem na szczęście kilka z tego przedziału i wymieniłem na Edelmana, Lisa, Rylskiego i Magdę Jethon. Resztę zostawiłem, ale jak się potem okazało nikt nie chciał starych książek nawet za darmo.
Po krótkim rekonesansie wróciłem do ŚBK i zabrałem walizkę z resztą
Dziennik Zachodni 
książek do antykwariusza, który kupił je ode mnie za parę złotych. Tym sposobem pozbyłem się ciężaru by zrobić miejsce na nowe książki bo w torbie już mi się nie mieściły.



 Zachwycony niezliczoną ilością książek, chodziłem od stoiska do stoiska, próbując obmyślić jakiś system by nie być błędnym rycerzem pośród boksów wystawowych. Dotykałem, oglądałem, ale nie wąchałem książek próbując zapamiętać po którą wrócić, a którą jednak odpuścić bo nie można mieć wszystkiego i trzeba liczyć siły na zamiary.
Zabłądziłem. Pojawiałem się przy stoiskach, przy których już byłem. Dziewczyny widzące mnie po raz kolejny, uśmiechały się z sympatią (a może z politowaniem). Łaziłem tak, że przegapiłem spotkanie z Sylwią

Chutnik, a tak chciałem zobaczyć z bliska różową grzywkę Jolanty (sic!). Zależało mi na tym bardziej, niż na spotkaniu Filipa Springera, którego mam wszystkie książki i z którym spędziłem cały dzień w Bielsku gdy zbierał materiały do książki "Miasto Archipelag". No i trafiłem na niego przypadkiem. Wymieniliśmy trochę uprzejmości i mogłem mu podziękować za umieszczenie mojego nazwiska w ostatniej jego książce.
Do Katarzyny Bondy nie chciało mi się stać w ogromnej kolejce, tym bardziej, że niczego jej autorstwa nie przeczytałem.
W jednym ogrodzie spotkań Masterton, w drugim Płaza,  potem Jacek Cygan, a Springer na dużym ekranie po dwakroć o książce "Trzynaście  pięter" ozdobionych Śląskim Wawrzynem.
Zaskoczony byłem mnogością stoisk antykwarycznych, gdzie zostawiłem sporo gotówki uzupełniając swoja kolekcję książek, oraz kolekcję moich znajomych.

Książe w cukierni 
Najbardziej jednak cieszy mnie książka o której już dawno słyszałem, ale nakład bardzo szybko się wyczerpał i dopiero teraz pojawiło się drugie wydanie. "Książe w cukierni", to pięknie ilustrowana i wyjątkowo wydana książka  filozoficzna o szczęściu i jego przemijaniu autorstwa marka Bieńczyka i ilustratorki Joanny Concejo. Można ją czytać, można ilustrować, a nawet dedykować na każdej stronie czy notować przemyślenia. Jest na to 6 metrów miejsca.

Poza książkami pierwszy raz na targach pojawiły się płyty winylowe u jednego (narazie?) antykwariusza. Znalazłem tam Yes "Tomato"  i Dire Straits. Mam nadzieje, że za rok będzie więcej... do wydania pieniędzy.

Katowice blisko, dojazd prosty, parking duży i piękna jesienna pogoda. Do zobaczenia za rok.


retrospektywa Bohdana Butenki.


Filip Springer i Jerzy Kisielewski