Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Bilans... i plan.

Kiedy usiedliśmy w hotelu, wcale nie zmęczeni podróżą, uświadomiłem sobie kilka banalnych błędów.
Przecież sporządziłem listę miejsc które chcemy zobaczyć. Nie zabrałem tej listy. Mając listę mogłem łatwo zaplanować trasę, marszrutę przy pomocy googlemap. Z tego powodu trochę chaotycznie biegaliśmy po Pradze. Pomijam udany dzień, spędzony z naszą przewodniczką kiedy spacerowaliśmy, słuchaliśmy i oglądaliśmy niespiesznie.
Krematorium bardzo funkcjonalne
Dworzec w/g Fanty
Prace Ćernego (sikający, trabant, odbyt, dzieci, wiszący)
Śmichov
Pomnik ofiar komunizmu na schodach
Pod wybitym okiem
Żiżkov REPUBLIKA ŻIŻKOV
Ul. Nowy Świat ( czy nie grała w filmie „Doblba” w koło macieju)
Wzgórze Petrin i kolejka
Cmentarz Żydowski + Pinkasova
Mucha muzeum
Muzeum techniki
Piwna kawiarnia
Dom przy Neklanovej
Pałac Adria
Sudek galeria
Może Saudków galeria
Złota uliczka wieczorem (po 17 gratis)
Sporo jak na kolejną wizytę w Pradze. Może to i dobrze.

Historia jednego zdjęcia. 
Anka zwróciła uwagę na to zdjęcie z powodu napisu. Ja nie mogłem skojarzyć o które chodzi. Dopiero kiedy je odnalazłem, zrozumiałem dlaczego nie mogłem załapać. To zdjęcie zrobiło się niechcący jako pierwsze po naciągnięciu filmu kiedy robi się tak jeden, dwa razy dla pewności dobrego zaczepienia początku błony w szpuli odbiorczej... Ha, tzw. rykoszet brukowy.

Targi książki... ostatni raz!


Ostatni raz na targi książki pojechałem w porze obiadowej wolnego dnia! To straszne, ludzi tyle co w niedziele w markecie na promocji. Tłok. Wszyscy popychają się, szturchają, przepraszają, uśmiechają a mnie krew zalewa bo mamy mało czasu i długą drogę za sobą i przed sobą...
 Fajnie jest na targach. Książki są dużo tańsze niż w księgarni. Nawet 20% - 30%. Są przeceny, wyprzedaże i co najciekawsze, spotkania z autorami. Miło jest dotknąć autora który prowadzi nas na postronku słów.
Martyna i Martyna
Kaśka to wszystko wymyśliła. Chciała zrobić nam niespodziankę na urodziny i się jej udało. Martyna spotkała się z Martyną Wojciechowską, ja z Jackiem Hugo-Baderem bo jego "Dzienniki Kołymskie" przeszły już przez nie jedne ręce w mojej rodzinie. Dawanie takiej wyeksploatowanej książki to chyba żaden wstyd jeśli zawędrowała pod strzechy aż do Pewli Małej :-) Bader ma fajny pieczęciowy exlibris, witając każdego wstawał i żegnając się ściskał dłoń również wstając. Każdemu bez wyjątku, a w kolejce stałem chyba godzinę. Jakaś dziewczyna zrobiła mi zdjęcie  dałem jej @, ciekawe czy przyśle foty.W kolejce do Martyny też godzinę na zmianę z Kachą ale udało się pomimo straszliwego tłoku.
  Zauważyłem dziwną prawidłowośc. Do autorów książek których widać na srebrnym ekranie  były większe kolejki niż do pisarzy... pisarzy. Taki Sekielski miał tłum, Mikulski podpisujący swoją biografio-wyliczankę jeszcze większy a na przykład Wajrak i Nuria piętnastominutową kolejeczkę rodziców z dziećmi.  Gdzieś minąłem Urszulę Dudziak, Kaśka minęła D. Warakomską,

Dzieci też stały w kolejce do Darskiego Nergala, a w całej zgrai widziałem tylko jednego "metala".
Nuria Martyna Wajrak
J.H. Bader
Może za daleko idę z wnioskami kolejkowymi bo do Badera stałem bardzo długo... chociaż WC Cejrowski miał krótszy ogonek. Nie ważne. Aaaa do Rudisa byli pojedynczy klienci... a do Domu nad rozlewiskiem, masa. Kaśka znalazła mi stoisko Czeskieklimaty.pl  gdzie do każdej książki dawano lentilki albo kofolę. Na straganie na pierwszym planie "Pepiki" na ulotce reklamowej też pepiki... ciekawostka taka. Tablicy ulicznej nie chcieli mi sprzedać ale zbiór czeskich autorów po 18 zł za sztukę. Hrabala mieli cały stos opowiadań. (AM, miałaś rację, że wszystko się wydaje po stokroć) . Martyna, taka duża dziewczyna, a zachciało się jej kolorowanek z Krecikiem i Żwirkiem. Tak, zeszyciki urocze :-).
 Znalazłem stoisko Zeszytów Literackich gdzie wygrzebałem (łatwo było, bo wiedziałem że 52)  z 1995 roku poświęcony Pradze. W środku Ripellino, G.H-Grudziński, Holan, Kolar, P.Kral, TGAsh, Havel, Holland, Tigrid, Zagajewski, Venclova, Cwietajewa, i inni.
Kolejka książek  rośnie, ale to pysznie! Trzy już zacząłem...
Zaczepiłem dyrktora GILA festiwalu Kino na Granicy z pytaniem o przyszłoroczny przegląd i ucieszył mnie potwierdzeniem że będzie, że mają sponsora, że nazwa trochę się zmieni ale nie będą nad tym płakać, że będzie Janusz Majewski i ... zapomniałem, Ondrih???
pocztówki Znaku
Ośrodek KARTA oprócz swoich prac historycznych sprzedawał reprinty pocztówek warszawskich, wyścigi na Dynasach, drewniane Okęcie, i wiele innych po 2zł.
Droga samochodem do i z Krakowa dłużyła się nam bardzo w deszczu i chłodzie. Wolelibyśmy odwiedzić targi książki w Katowicach, jeśli będą, bo będzie nam łatwiej.

Pół dnia to zdecydowanie za mało na targi książki. Najlepiej być tam wcześnie rano jak mieszczuchy śpią lub wstają. Konieczny jest zapas gotówki, chociaż nie można mieć przecież wszystkiego. Czuję niedosyt. Mało czasu, mało kasy...

Piwo tylko w Pradze... nadal.

Nienawidzę powrotów do domu kiedy jakieś sprawy czekają. Nienawidzę kiedy rozdzwania się telefon po moim powrocie skądkolwiek. Jaki wielki musi być napór na moją aurę osób oczekujących mojego powrotu by pękła z pierwszym dzwonkiem i otrzeźwiała mnie deszczem głosów, spraw i zobowiązań... Nienawidzę, nie poradzę...
 Nareszcie, w ciszy domowego kąta mogę skupić się na przyjemnym rozpamiętywaniu minionych dni spędzonych we wspaniałym towarzystwie nie tylko Kaśki ale i Anki i Mariusza dzięki którym praski weekend w środku tygodnia okazał się taki ciekawy, owocny... i syty :-)

...przekroczenie granicy w Czeskim Cieszynie dało już nam namiastkę czeskiego klimatu. Spóznienie na pociag zmusiło nas do oczekiwania w tzw. barze dworcowym, pamiętającym jeszcze czasy komuny. Tylko lampy sufitowe były jakby z innej epoki, takie art deco... śliczne, ale reszta, bity PRL. Klucz od kibla na tacy  bufetu a mycie pokali systemem zanurzeniowym w całych czachach jest chyba standardem.  Co najbardziej uderzające, wszędzie popielniczki, wszędzie można palić, wszędzie można śmierdzieć. Ich smród stał się naszym smrodem. Nie myślałem o nim...
Wielki ekran nad barem nie zainteresował nas tak, jak  inna atrakcja barowa. Nad  wszystkim, nad barem, nad telewizorem, kursowała stara miniaturowa ciuchcia, w tę i z powrotem. Bufetowa ruszała się niespiesznie. Niedzielny poranek przyciągnął stałych bywalców dla których dom nie jest twierdzą. Dla nich twierdzą jest stolik z widokiem na wielki telewizor z angielskim programem sportowym. Przecież wyścigi samochodowe można oglądać i w niemym kinie. Czepiam się?

  Pociąg ekspresowy do Pragi: punktualny, wygodny, szybki i niedrogi był najlepszym rozwiązaniem komunikacyjnym dla nas. Cztery godziny relaksu, czytania, oglądania widoków i Czeszek przewijających się w pociągu i na peronach. Niestety nie było wścibskiego słońca, sprzymierzeńca Sveraka, obserwującego klientki wchodzące do sklepu w promieniach słońca.

Mieliśmy nadzieję na ładną pogodę w Pradze ale przez trzy dni niebo było zachmurzone, było nawet mgliście i zimno. Krajobraz z okna pociągu trochę mnie rozczarował. Równinny, trochę zalesiony, słabo zabudowany, właściwie taki jak u nas. Jedyne co zwróciło moja uwagę to pięknie uczesane pola uprawne, żadnych nieużytków. Ziemia zaorana zimową skibą niesamowicie się czerniła, były chwile że wyglądała jakby była wręcz granatowa. Niesamowity widok ("...Bogumił, Bogumił... Basieńko moja...") w takiej ziemi Bogumił Niechcic topił dłonie i rosił łzami...

Dworzec praski nic się nie zmienił od naszego pobytu w Pradze, ponad 10 lat temu. Nawet odnależliśmy fragmenty secesyjnego wystroju częsci budynku kiedy go opuszczaliśmy, udając się do hotelu. Pieszo i sprawnie dotarliśmy do hotelu Merkur gdzie pokój rezerwowaliśmy w dobrej cenie za pośrednictwem strony booking.com .
Hotel kiczowaty, standard średni, ale my tam mamy tylko spać i zjeść śniadanie. Widok z okna - zerowy. Nawet nie ma klimatyzatorów.
Porzuciliśmy bagaże  i biegiem, tzn. spacerem ale bez ociągania się poszliśmy "na prage".

  Dzień 1 mapa
Mżawka przelotna na Letnej. Pierwszym punktem wycieczki krajoznawczej było kino OKO ( niestety nie Trunkwaltera) ale Oko Anki dla której przywieżliśmy książkę i pierogi ruskie z pewnej bielskiej pierogarni. Spełniliśmy marzenie emigranta "Pepika". Lubimy sprawiać radość. Ostatni raz widzieliśmy się na zlocie czechofilów Cieszynie przy okazji Kina na Granicy .
Czas biegnie nieubłaganie. Blisko Oka jest Veletrzni palac. Kacha była wsciekła że nie mogliśmy zobaczyć ekspozycji sztuki nowoczesnej gdyż została nam tylko godzina do zamknięcia a potrzeba przynajmniej trzy na zwiedzanie. W poniedziałki nieczynny, więc będzie pierwszym punktem naszej następnej wizyty.
Nie zamierzaliśmy rozgryzać linii komunikacji miejskiej zamiast tego chętnie szliśmy pieszo w kierunku Vaclavskeho namesti, okropnie głodni i zziębnięci mżawką nieustającą. Uliczni sprzedawcy wszystkiego zachęcali nas do swoich atrakcji ale my mieliśmy już cel: Lucerna z koniem na opak Ćernego. Szczygieł tyle o nim pisał, Jego prace nam się podobają, dlatego chcieliśmy zobaczyć ich wielkość i czy naprawdę są takie fajne?
Święty Wacław robi wrażenie wielkością i jakoś tak fajnie pasuje pod tą kopułą. Ciekawe co zrobili by obrońcy wszelkiej moralności gdyby artysta zrobił sobie jaja na przykład ze św. Wojciecha. Pamiętamy Jana Pawła uciśniętego meteorytem i burzę medialną rozpętana przez jego obrońców, że o Nieznalskiej czy uryno Serrano nie wspomnę.

Przeszliśmy pasażem lucerny, znależliśmy piękną mozaikę TESLI , dom U Naovaku  a na koniec piękne vitrynowe muzeum designu gdzie na półkach nowoczesnych mebli leżał nasz Sienkiewicz! Muchy, też zamknięte późną porą. Zmęczeni wracaliśmy do hotelu. Ja myślami byłem już na porannym spacerze zwykłego dnia roboczego.
 Zartrzymaliśmy się jescze na ul. Samcowej i Vcipu tak słodko brzmiących. Praga nocą jest ładna a zwłaszcza deszczem szkliwiona i światłami migająca, jak dziewczęca bluzka z cekinami falująca każdym krokiem wyobrażni.










Dzień 2 mapa
Uciekać z łóżka jest trudno kiedy ciepłe i gościnne ale ja byłem spragniony widoku przebudzonej Pragi, pospiesznych przechodniów z kęsami bułki w ustach, estetycznie nienagannych kobiet ukrywających sen przed światem jakby nigdy nie spały w zmiętej pościeli, nigdy nie miały pogniecionej pidżamy... chciałem złapać Pragę intymnie, obsługiwaną śmieciarkami, zamiataną porannie , tętniącą życiem przystanków , toczącą się hemoglobiną tramwajów.
Taka jest jak chciałem, jak sobie wyobrażałem, jak żywy organizm budzący się co rano. Tego dnia obudziła się dla mnie, to ja przyszedłem do niej. Nie była ciepła, nie była pogodna, ale była moja, tego ranka tylko dla mnie.
Wróciłem do hotelu na śniadanie (bardzo dobre syte urozmaicone) i wyruszyliśmy z Kaśką na podbój Pragi.

Zaczęliśmy, w imie ojca, matka boska czarna, kubizm w architekturze poruszał martwą bryłę budynku, nie była klocem, była kryształem wielu płaszczyzn którego światło ożywia. Podoba mi się... muzeum jednak tam juz nie ma jest tylko wystawa witrynowa i sklepik. Kubistyczne ceny były odpychające ale już w sklepie z zabawkami mogliśmy długo siedzieć, dobrze że dzieci z nami nie było.
Starometske namesti jak plac jarmarczny, bez wyrazu, zatłoczony pod zegarem, nawet na pełną godzinę nie chciało nam się czekać. Największą furorę zrobił zbiorowy ślub japonek. Nikt nie był zainteresowany saksofonistą praskim.
Szkoda czasu na ten plac
Dalej Celetna i Józefów.

Zapomniałem kupić na Celetnej emaliowaną tabliczkę, czerwoną, taką jaką chciałem mieć, poczekam. Wiedzieliśmy już że spotkamy się z Anką więc wyszliśmy naszej przewodniczce na przeciw na Letną, na Stalina, którego zastąpił metronom odliczający czas od upadku komunizmu. Odlicza od czasu do czasu jeśli akurat ktoś zapłaci za prąd. Stalina zastąpili skatersi pozostawiający ślad w postaci trampkowej girlandy i niezliczonych wlepek. Również polskich. Anka dotarła w samo południe i z Letnej od zameczku rozpoczęliśmy wędrówkę
Przez Marianske hradby  koło Jeleniego Prikopu, okrążając  Hradcany,  zeszliśmy na Hradcanske namesti. Bardzo dobrym pomysłem okazało sie zwiedzanie wbrew kierunkowi ruchu turystów. Zamiast wspinać się na Hrad my mamy go z górki ale i tak spózniliśmy się na zmianę warty. Głód i pragnienie dały znać o sobie więc Anka zaproponowała poczęstunek "u Kocura"
Nie lubie piwa.
Oczywiście dałem się namówić na jedno piwo i serową przekąskę. Piwo o dziwo wypiłem ze smakiem. Sam się sobie dziwę. Fajnie się siedziało po długim spacerze ale kolejne atrakcje czekały na nas. Standardowy plan "praskich łowów" obejmuje most Karola znany z każdej pocztówki ale blisko niego jest śliczne koło młyńskie z miłosnymi kłódkami oraz ściana Lennona grafitowana od czasu jego śmierci.
Najbardziej oczekiwanym przeze mnie punktem na trasie Była studnia z książek. Dzięki temu że wewnątrz są lustra, na dnie i u góry, wydaje się nieskończenie głęboka.
 W międzyczasie... sam już nie wiem, z nadmiaru wrażeń zaczynam  tracić rachubę kolejności zdarzeń praskich. Kacha pomaga mi trochę odtworzyć co było po czym, ale czy ma to takie znaczenie skoro można Pragę poznawać każdego dnia na nowo. Za każdym razem inaczej. Z góry na dół, z prawa do lewa...
U parlamentu.
Szybka kawa z autorem "Pepików" w kawiarni cafe montmartre. Głód nam doskwierał i zmęczone nogi  zaniosły nas do Restaurace u Parlamentu na svickovo, piwo(nawet dwa) i na zakąskę straszliwie śmierdząca mieszankę serów z piwem- do chleba- pyszne.
Wieczorna Praga jest romantyczna, przyjemnie się spaceruje, przede wszystkim bez pośpiechu, bez ciśnienia na zobaczenie kolejnych zabytków, kościołów. Dla mnie ważne było by BYĆ W PRADZE , mam nadzieję że nie ostatni, bo plany są rozległe i marzenia głęboko ukryte.
"romntyczna elektrownia" (sic!)
Zdrożeni całodziennym chodzeniem  zatoczyliśmy koło z powrotem na Letną, do baru bliskiemu naszej przewodniczce i "Pepikowi". Tam wypiliśmy trochę piwa, przekąsiliśmy utopence, okropnie brzydkie ale smaczne parówki marynowane do piwa. Z Mariuszem jedliśmy ser ze wspólnego talerza a na koniec zmusił nas do spróbowania fernetu. ...no nie mogłem tego przełknąć, smakuje jak amol, guajazyl, waleriana i bóg wie co jeszcze. Fuj...za to Mariusz z Kaśką smakowali popijając piwem.
Tak, to było wymarzone zakończenie tak owocnego dnia. Praga i ludzie. Najlepsze połączenie.
Dzień 3 mapa

Ciemnymi przejściami podziemnymi dotarliśmy do hotelu na ostatnią noc. Rano śniadanie i w miasto. Walizkę do przechowalni (60KC) i pierwszy i jedyny raz pojechaliśmy metrem z dworca zobaczyć Ginger i Fred'a 
Masarykovym nabrzeżem dotarliśmy do Teatru Narodowego i jego kosmicznej przybudówki, monumentalnej, kosmicznej wręcz. Są miejsca gdzie można zajrzeć po te wielkie szklane płyty. Jest tam coś co każdą płytę trzyma niczym ręka, z zewnatrz niewidoczna. Ciekawe jak wygląda w nocy. Czy świeci?





Ostatni spacer, ostatnie spojrzenia na miasto, ostatnie brukowe potknięcia i potracenia turystów. Ostatnie zakupy: kofola i dzbanek emaliowny do zbiorowej herbaty. Ekspresowy powrót pociągiem (160km/h) i wieczorem przy kozelku i utopencach opowiadaliśmy rodzinie praskie przygody.

Już tęsknie, a Kacha marzy o świątecznym wypadze całą rodziną na jarmark.




Zdjęcia pomieszane, Kachy (lustrzanka) i moje (lomo). Linkowane dlatego że post miałby kilometry... może to trochę kłopotliwe podczas oglądania, ale cóz...
fotoreportaż w chomiku.

No, to do Pragi!

Zajob mam przed wyjazdem straszny ale jest motywacja!
Czy ja nie umiem zaplanować pracy, czy akurat wszyscy czegoś chcą ode mnie? Odkąd pamiętam, zawsze przed jakimś wyjściem, czy wyjazdem, pracuje do ostatniej chwili a potem srrru... pod prysznic, gacie i biegiem do celu. Całe życie w pośpiechu, (nie licząc czasu w innej pracy).

STARY PRZEWODNIK

Na aukcji nikt nie chciał kupić starego przewodnika po Pradze, pozbawionego okładek. Szesnaście złotych to niewiele za taki ciekawy, chyba międzywojenny, przewodnik.
Pisany, a właściwie tłumaczony na język trochę archaiczny w porównaniu do współczesnego.
Zawiera bardzo szczegółowe informacje o miejscach które należy
zobaczyć.Podaje aktualne wtedy, ceny biletów wstępu, godziny otwarcia, dokładne adresy z numerami domów. Rozkłady jazdy, tzw. kolejki elektrycznej, ze spisem peronów i ulicznych tras przejazdów, dworców, kierunków, przesiadek. Osobnym rozdziałem jest szczegółowy cennik "Taksa dorożek i  fiakrów praskich". Za kazdy kwadrans, za każdy kilogram pakunku, za wyższe pięta, za kursy "na dworce" i "na przedmieścia". Dodatki stałe za za jazdę " do górnych częsci Miasta Mniejszego i Holeszowic", za oczekiwanie i drogę powrotną.
"Taksa dla automobilów w obwodzie policyjnym miasta Pragi..." za każde 400m lub każde 8 min.
Jest też spis pierwszorzędnych hoteli, restauracji, kawiarni.
"Przewodnicy"
"Ich stanowiskiem jest Brama Prochowa i Zamek Królewski. Noszą czarne czapki z białym C. Za osobę i godzinę płaci sie im 1K. towarzystwo-1,20K , za pół dnia w lecie 3K, w zimie 3,4K.
Wszelkichinnych informacyi można uzyskać w kancelaryi Krajowego związku popierania turystyki zagranicznej w Czechach, Przykop l.14."
Teatry i sale koncertowe rozpisane co do pięterka i krzesełka, rzędu, loży, balkonika, a abonament biletowy na raty rozłożon może być.
Rózne wskazówki to stołowanie, łażnie, ustępy te nadziemne i podziemne, zamknięte i otwarte za klasę drugą i pierwsza a i za przechowanie pakunków 8h od sztuki.
NAPIWKI
"...powiększają koszta zmieszkiwania w hotelach. Pokojówce ... po 40h za dzień, kelnerowi, odżwiernemu 20-40h, służącemu (czyszczenie butów, noszenie walizek) 40-60h, w restauracyach  4-10h przy większych rachunkach 10%, dorożkarzom za całodzienną jazdę i dużo bagażu 1-2K a poza miastem również strawę. Za otworzenie domu po północy 20h... strózom za doprowadzenie 40-80h. Mam nadzieję że mnie nie trzeba będzie doprowadzać...


Piąta rano pobudka i wio do Cieszyna na PKP... tzn. na vlak do Pragi.

Po analizie Anny M. i Mariusza S. ustaliliśmy datę wydania przewodnika na ok. 1915 rok.

Z punktu widzenia przechodnia*

Wstawanie o 4:20 wykańcza mnie, zwłaszcza kiedy pracuje do 22 a zanim przejrzę internet, pocztę i takie tam, zahaczam o 23:30. Żeby chociaż tak jak dziś spać do 5:30. To mi wystarczy i na szczęście będzie tak przez najbliższy tydzień. Tylko jak to będzie  w hotelu? Kawa na telefon? Chyba nie ten hotel. Może będą narzędzia do kawy w pokoju? A jak nie to gdzie w pobliżu dają kawę o 6 czy 7 rano. Kacha  pewnie będzie spać, a ja chciałbym uciec rano na ulicę, może usiąść na przystanku albo na ławce i przyglądać się prażanom rozespanym, z wymiętymi oczami, idącym do pracy, służbom oczyszczania miasta opróżniającym kubły na śmieci. Czy spotkam jeszcze ciecia z brzozową miotłą? Chyba nie...
Uwielbiam filmy w których reżyser pozwala operatorowi na długie ujęcia uliczne. Kamera chwyta dzień, łapie przechodniów cyklopowym okiem a oni nawet nie wiedzą że mimo woli przenieśli się w inny świat i cząstka ich pozostaje na zawsze w innym wymiarze i tam będą żyć po wsze czasy. Będą żyć dla kogoś innego. Dla mnie? Tę zaletę miały filmy z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Pewnie i każda dekada ma w swojej filmografii takie produkcje, jednak nie mam tak szerokiej wiedzy... Wypadało by więcej życia poświęcić na oglądanie, ale życie jest... wymagające...
Dziwnym trafem najbardziej urzekają mnie ujęcia amerykańskich ulic z ich szerokimi jezdniami, wielkimi samochodami, witrynami sklepowymi, morzem ludzkich twarzy w których każda kryje inną, anonimową historię której nigdy nie będzie mi dane poznać. To takie intrygujące. Również dziś z rozrzewnieniem skupiam wzrok na ulicznych ujęciach, może dlatego że podróż do USA  jeszcze długo będzie nieosiągalnym marzeniem. Może kiedyś...
Skąd taka tęsknota? Może jeszcze z dzieciństwa kiedy chodziliśmy z kolegami, a właściwie z jednym, Johny'm, z którym umówiliśmy się że będziemy oglądać wszystkie amerykańskie filmy jakie będą wyświetlane w kinie Magórka (od frontu przez Ó a od tyłu przez U) w Łodygowicach. I tak chodziliśmy, czasem w 5 osób na sali. (zob. YUMA)
Co chłopców wtedy najbardziej emocjonowało? Oczywiście pościgi. Jak w kinie nic ciekawego nie grali pozostawał sobotni seans filmowy z KOJAK'iem czy STARSKY & HUTCH, albo ULICE SAN FRANCISCO... no i może ANIOŁKI CHARLIEGO
Najlepszy pościg uliczny:




No i muzyka... inna niż wszystkie, sekcje dęte, wirtuozi gitary, zwłaszcza basowej, puzon, trąbka... itd
Bullitt theme - Lalo Schifrin
Street of San Francisco - theme
kojak theme
Na drugim końcu tęczy... życie       Nie, nie nie jestem portierem...

jest... Action

Actionsampler.
Pierwszy film który był jeszcze w aparacie kiedy go kupiłem musiał być okropnie stary bo żadne zdjęcie nie wyszło. Cały  film miał niebieską dominatę. Wynika z tego że im gorszej klasy negatyw, tym  szybciej sie starzeje. Kolejny film pozwolił mi już się ucieszyć pierwszymi zdjęciami.






Zdjęcia jakie są każdy widzi. Nie jestem zadowolony bo migawka jest na tyle wolna, że bardzo łatwo o poruszenie. Jednak pozostanę przy moim Supersamplerze. 
Na Praskie spacery nagromadziłem już zapas filmów. Pozostanę wierny LOMO, a Kaśka pewnie zabierze lustrzankę.
Jeszcze słowo do Miedzianki. Jest taki film który dobrze oddaje atmosferę w opuszczonych przez Niemców miast oraz losy osób zaprowadzających w tych miastach porządek... Bardzo dobry..."Prawo i pięść"



Miedzianka... jest duch, głupcze!

...i to jaki.
Springer Skrupulatny, a jakże. Kilkanaście stron szczegółowej historii i dat, nazwisk i wydarzeń, wydawało mi się przydługim wstępem prowincjonalnego kronikarza wiejskiego.
 Byłem przez chwilę gotów odłożyć Miedziankę na dłużej. Właściwie zrobiłem to dla kilku opowiadań Hrabala które połknąłem przy posiłkach.
Jednak wróciłem do Springera i niespiesznie poznawałem trudne losy bohaterów miasteczka którzy opierali się "ryczącej bestii" historii, kataklizmów czy kryzysu światowego lat 20-tych. Z każdą stroną poznawania bardzo osobistych losów postaci karciłem siebie za pośpieszny osąd autora.

Filip pięknie pisze, pozwalając czytelnikowi samemu odtwarzać uczucia bohaterów we własnej emocjonalnej wyobrażni. Nie jest autorytarny w interpretacji faktów i wydarzeń, pozwala na niedopowiedzenie, gdybanie. Daje ciche przyzwolenie na osobiste dopowiedzenia czytelnika.
Trudno jednak wyobrażać sobie inaczej  tragiczne losy postaci uciekających przed rosyjskim wojskiem z dwudziestoma kilogramami swojego skarbu, osobistej historii, i najpotrzebniejszych rzeczy, inaczej niż opisuje autor prostymi a jakże mocnymi słowami popartymi relacjami świadków.
Filip nie ocenia, nie interpretuje, czytelnik osądzi sam.
"Pojechali sobie" z punktu widzenia repatrianta ze wschodu, pojechali sobie, ale czytelnik wie co kryje się w tych lakonicznych słowach np."Kargula i Pawlaka" zajmujących poniemiecki dom. My wiemy że zostali wygnani widokiem gwałtu i ukrzyżowanych nagich kobiet... no pojechali sobie, zasłużyli na to a nam się należy...
...ale to dopiero 1/3 ksiażki i wiele emocji przede mną.
Miedzianka. Prawie tak sobie ją wyobrażałem.
Pytałem kiedyś czy ktoś czytał Parala "Dekameron 2000 czyli miłość w Pradze". Nie było odzewu więc probowałem kupic książkę o milości. Cenyna allegro od 27 do 40 zł. Jedna aukcja się zakończył bo przegapiłem więc napisałem do gościa że kupie za 25 z wysyłką a ten mi pisze że chce więcej... no to niech se chce!
Poszukałem innym słowem kluczowym i znalazłem komplet 5 szt. z serii KIK który zawierał Dekameron 2000... za 15 zł no i mam. Zacząłem czytać, tak na próbę, bo Springer leży obok i zerka z powyginanej okładki wielkimi ślepiami świątecznego karpia.
Jak przez Jego książkę po prostu się płynie, tak przez Parala toczy się jak kostkę Rubika po stole! Dosłownie potyka się językiem w kolejnych zdaniach. Uczucie jest takie, jak zapiera dech patrzenie na osobę która nie może się wysłowić. Dialogi dają wrażenie pospiechu rozmowy, jakby każdy chciał jak najwięcej i najszybciej powiedzieć. Gadać żeby gadać. Opisy sytuacyjne  zawierają dużo szczegółów nic nie wnoszących do treści , mogło by ich nie być. Jakieś narady partyjne kolektywy, oddech komuny na plecach. Nawet losowe kartkowanie w poszukiwaniu  szczegółów erotycznych nie dawało rezultatu. Ciepnąłem ksiązkę w kąt i wróciłem do Miedzianki i ze spokojem płynąc Miedzianym Potokiem  przyglądałem się życiu mieszkańców Kupferbergu.

Jawi mi się plan.



  Październikowe popołudnie  niskiego słońca nastraja mnie do snucia planów wyjazdu do Pragi. Tak ładnie wyglądają drzewa  smagane wiatrem i przyginane do ziemi w pokorze kolorowej korony. Składają hołd jesieni na tle błękitu nieba. Czasami sam dziwię się sobie że zwracam uwagę „na takie pierdoły” i że sprawia mi przyjemność taki widok...hm..
  Pocztą dotarł zbiór opowiadań Hrabala: „Kain”, „Bambino di Praga”, „Jarmilka” w sam raz do posiłku, kęsy literatury.
„Kain” nieznośnie przywoływał w mojej wyobrażni „Pociągi pod specjalnym nadzorem” przeplatane ujęciami z filmu :”Człowiek na torze”- Munka . Odganiałem te skojarzenia bo wydawały mi się naiwnie łatwe i oczywiste. Chciałem czegoś nowego, czegoś osobistego nienarzucanego przypominaniem kadrów filmowych i twarzy postaci. Umysł idzie na łatwiznę w tworzeniu obrazów i to mi się nie podoba. Nic na to nie poradzę. Czarno-białe kadry tak utkwiły w pamięci że nawet niesmaczny obraz samobójstwa nie wywarł na mnie wrażenia takiego jak potem obraz nieudolnego dobijania niemieckiego żołnierza pozbawionego nóg… a zakończenie opowiadania zaskoczy każdego i poruszy jak Nałkowska w „Medalionach”


Jawi mi się plan.
    Zarezerwowaliśmy nocleg w hotelu Merkur w niezłej cenie. Do Pragi przyjedziemy w południe koleją z Czeskiego Cieszyna. Wybraliśmy pociąg, bo na codzień przemieszczamy się samochodami dlatego podróż wydaje nam się najciekawszym rozwiązaniem. Taka "Jazda" z podziwianiem okolicy będzie jeszcze jednym punktem poznawania Czech. Mam nadzieje że nie dostane jogurtem w twarz...


Plan, pewnie bardzo chaotyczny, ale skąd mam wiedzieć jak go ułozyć? Może AM :-) pomoże albo wybierze punkty które może nam łaskawie pokazać.
Targ staroci 
Studnia z książek
Uniwersytet Karola
Krematorium
Pozostałości pomnika Stalina
Letna
Lucerna nocna
Dworzec w/g Fanty
Prace Ćernego
Śmichov
Pomnik ofiar stalinizmu
Dom u czarnej matki boskiej + wnetrze
Tańczące domy
Pod wybitym okiem
Pałac targów
Żiżkov
Nowy Teatr
Ul. Nowy Świat ( czy nie grała w filmie „Doblba” w koło macieju)
Wzgórze Petrin i kolejka
Letensky Zameczek z widokiem
Cmentarz Żydowski + Pinkasova
Mucha muzeum
Muzeum techniki
Piwna kawiarnia REPUBLIKA ŻIŻKOV
Może jakiś rejs po Wełtawie?
Dom przy Neklanovej
Pałac Adria
Sudek galeria
   Pewnie wiele rzeczy i miejsc pominąłem ale one zostaną na następną wizytę.

Poza tym chciałbym kupić wódkę z konopii, wino Ludmila, Absynt… jak się uda. Piwa nie lubię  chyba że jest jakieś mniej gorzkie dla mięczaków ale żeby miało dużo piany 

Góra makulatury



W drodze do pracy wpadłem na pomysł (bo na targu nie było nikogo) ze zatrzymam się w skupie makulatury. Miałem nadzieję znaleźć jakieś książki lub stare gazety. W Rybarzowicach jest duży punkt skupu surowców wtórnych. Zajeżdżam i pytam kierownika o pozwolenie swobodnej eksploracji wielkiego jak dom stosu papieru wszelakiego, usytuowanego pod gołym niebem. Kierownik-dyrygent placu załadunkowego nie zgodził się z powodu dużego ruchu kołowego na placu. Dał mi jednak nadzieję, że za kilka dni kiedy ruch będzie mniejszy, będę mógł swobodnie poszukać czegoś interesującego.
Nie nastawiam się jakoś szczególnie na białe kruki czarnego druku. Traktuję to bardziej jako pewne doświadczenie, obserwację czego ludzie się pozbywają. Przypuszczam że ci którzy książek mieli się pozbyć, już zrobili to znacznie wcześniej dając miejsce nowym telewizorom czy dekoderom telewizji satelitarnej, odtwarzaczom dvd. Może pozbyli się książek bo nie pasowały im do nowego stylu mieszkania urządzonego kanciasto w chłodnym odcieniu venge. W mojej tzw. młodości każdą imprezę u kogoś w domu zaczynało się od oglądania domowej biblioteczki, teraz zaczyna się od oględzin sprzętu elektronicznego, uruchamia się telewizor lub radio, a niech sobie gra... a niech nam poprzeszkadza dżwiękowym tłem  którego i tak nikt nie słucha, nie potrafi powtórzyć o czym sie tam mówi. Myślę że gdyby puścić wybrane dżwięki w losowo ułożonych tonacjach, takie buczenia i szelesty, to nikt by nawet nie zwrócił na to uwagi.   


nabiał makulaturowy
Jak wyrwać T-rex'owi książkę z paszczy?


Zacząłem czytać „Miedziankę” Filipa Springera i tam znalazłem intrygujące mnie wytłumaczenie  sloganu „Katowice – miasto ogrodów”. Cholernie mi to zdanie nie pasowało do tego czarnego, przemysłowego miasta. Nie szukałem wytłumaczenia w internecie (jest).  Nie da się czarnego miasta zamienić w ogród a jeden geische-garden zieleni nie uczyni. Idea piękna ale nijak ma się do stolicy kultury.  Nawet ogrody działkowe nie mają wiele wspólnego z takim hasłem. Klaustrofobiczne, ciasne, zagracone z budami każda z innej bajki. Takie enklawy zieleni nie mają nic wspólnego z OGRODEM  w moim wyobrażeniu.
Geische garden - Giszowiec

Springer wyjaśnił mi genezę tego określenia.
  Pięć lat po zakończeniu pierwszej wojny inżynierowie ze spółki Geische Erben kupili kopalnie Kupferbergu. Mieszkańcy mieli marzenie by tylko mieć pracę i nie martwić się o jutro. Słuchali z nadzieją „…wieści z tamtego regionu (Katowitz…) o pięknych i wygodnych miastach-ogrodach jakie spółka buduje swoim pracownikom.”
Gwarkowie Kupferbergu jednak o tym nie marzą i dobrze bo w 1927 roku zostaje zamkniety ostatni szyb Adler.
Góra z miasteczkiem na szczycie, podziurawiona szybami kopalnianymi z butwiejącymi umocnieniami co i rusz daje znać o sobie zapadliskami, rysami na murach… a to dopiero początek historii znikania pod krzyżem „Memento”.
 Springer Skrupulatny.
 Mógłby się tak nazywać. Przebiera w datach nazwiskach jak Kopciuszek w korcu maku. Czcigodna to praca lecz jak na razie brakuje mi tu ducha. Ciekawa historia, ważna pamięć po Miedziance ale na razie nie chwycił mnie za serce jak Tokarczuk w Prawieku. Takiej wrażliwości szukam.
PS
(AM) Czy Praga ma swojego Brassai'a jak Paryż? Czy pozostaje nasza wyobrażnia pieszczona Ripellinim.


Praga w Kauflandzie

... a tak wpadłem po drodze na małe zakupy a tu niespodzianka.

Prawda że ładny, taki na pół litra i z uchem. Metalowy, emaliowany.Zastanawia mnie tylko etykieta sklepowa gdzie pisze że jest z Olkusza,  a na spodzie sygnatura po czesku. I kurde drogi!

Niespodzianka

Wracam z pracy, padam do łóżka  i na szafce nocnej dostrzegam papierową torbę z logo księgarni. To Kaśka chciała sprawić mi przyjemność i uprzedziła moje plany i zakupy robiąc mi tym wielką przyjemność.
Już chciałbym czytać wszystkie naraz. To takie uczucie jakby postawić głodne dziecko przed pysznym ciastkiem i pozwolić mu jeść tak jak mu się podoba, paluchami, pełną gębą i potem być wysmarowanym od ucha do ucha ale szczęśliwym.

No nie mogę. Nie chcę. Boje się że jak zacznę czytać następną książkę to porzucę tę którą niebawem skończę. Nie chcę tego robić autorom Szabłowskim. oni tyle pracy włożyli w swój eksperyment pt.: "Nasz mały PRL"
Książka jest bardzo dobra. Czytam ją z uśmiechem kącika ust tak dyskretnym by nie budzić pytań kolegów -Co ty tam czytasz?- bo nie chce mi się im opowiadać. Tym bardziej że opowiadanie czegoś zdaniami wielokrotnie złożonymi po kilku słowach ich nudzi. Kiedy tylko natrafią na treść która w jakikolwiek ich dotyczy wtrącają swoje trzy grosze przerywając, nie dając dokończyć. Do wściekłości doprowadza mnie przerywanie wypowiedzi wtrąceniami. Natychmiast milknę i już nie kończę zdania, mam to gdzieś. Nie mają cierpliwości na więcej niż żart kilku zdaniowy. Taka tabloidyzacja  myśli i wypowiedzi a przede wszystkim przyjmowania informacji. Kiedyś przeprowadzono "badania czytania" i okazało się że przeciętny czytelnik prasy nie może dobrnąć dalej niż cztery, pięć zdań artykułu i nie dziwi mnie to bo jeśli nie ma cierpliwości czytać, to nie ma cierpliwości też słuchać. Stąd taka poczytność tabloidów. Tytuł mocno zaczepny w treści, potem kilka zdań podtrzymujących napięcie by czytelnik nie przerzucił następnej kartki reszta jest zwięzłym wyjaśnieniem o co chodzi. I nikomu nie przeszkadza że obok informacji o zamordowanym noworodku pręży się baba z cyckami do słońca. Tabloid jest jak pasek u dołu ekranu telewizora.
Nie kupuje tabloidów ale nie mogę sobie odpuścić "badania" co jakiś czas kiedy w pracy ktoś pozostawi szmatławiec i to mi wystarczy by utwierdzać się w przekonaniach.
 Mieszkając z Szabłowskimi "pod jednym dachem" wiele sobie przypomniałem z czasów dzieciństwa i jest to jedna z wielu zalet tej książki. Pamięć jest wybiórcza. Ogranicza sie do wspomnień ugruntowanych częstym powtarzaniem lub mocnym impulsem czy wyrazistym skojarzeniem. Przez swoją konsekwencję  w przeprowadzaniu tego eksperymentu odświeżyli moje wspomnienia. Myślałem że ich życie potrwa może miesiąc może dwa, ale żeby pół roku? I z dzieckiem!
Jestem pełen uznania tej ciężkiej pracy i małżeńskie próbie. Grubas z wąsem i zaczeską, kobieta z włchatymi nogami w bistorze. Rubin, Frania, meblościanka. Maluch, polsilver, i wędka bambusowa pod namiot. Gotowanie według Gumowskiej, kultura według Gumowskiej. Telefon na tarczę, znaczki, pocztówki i maszyna do pisania.
Żadnych ustępstw, żadnych kompromisów ani łatwizny. Zupa na kości, sernik z ziemniakami za pożyczoną szklankę cukru. Szampan z serwatki! Ananas z cukini.
TYLKO ERZAC!
Wszystko poparte wiadomościami prasowymi z epoki, socjologicznymi analizami społecznymi uznanych autorów i ich osobistymi obserwacjami środowiska znajomych i przyjaciół.
Zostało mi ok. 50 stron, strasznie jestem ciekawy końca eksperymentu a najbardziej powrotu do życia współczesnego.

Każdy ma swój PRL.


Lomo , Łodygowice "Stara gmina", bar hotel sklep i żadnych gwiazdek.

Gospoda na ścianie której wisi powitanie i zachęta do korzystania z dobrodziejstw native speakera. Wieś Łodygowice. Moja rodzinna, nie zniknie.
 Kiedy Szabłowscy planowali swoje życie  w prl'u, pojawił się materiał w GW przybliżający ich plan. Spodobał mi się . Trochę zwariowany żeby nie powiedzieć głupi. Przecież każdy chciał się wyrwać do lepszego świata a oni chcą wejśc drugi raz do tej samej rzeki. Wielu w duchu tęskni za tamtym czasem... ja też ale... to se ne wrati.
 Ostatnie WO zamieściły fragmenty książki Nasz mały PRL przypominając mi temat niemal zapomniany. Nie mogłem się oprzeć i już mam książkę.


Już pierwsze kartki ucieszyły mnie, świetnie pasując do obiadowego żurku z jajcem. ( kochana Teściowa)
Mam swój prl i wcale nie chce o nim zapomnieć, wręcz pielęgnuję pamięć o nim i opowiadam córkom dziwne historie a one nie mogą się nadziwić jakie to kiedyś były czasy. Muzeum zabawek (Kłodzko, Kielce) dały im pewien obraz, stare pocztówki, wszelkie przedmioty które gromadzę czy filmy które razem oglądamy. Zdarza się że nie mogą już znieść moich komentarzy czy wspomnień. Słyszę wtedy tylko przeciągłe:  Taatooo! I juz wiem że mam się zamknąc. Tak wiele już wiedzą a ja zaczynam się powtarzać... Zabieram Szabłowskich do pracy tam jest najlepsze miejsce do ich konsumpcji!
 W empiku rabaty 20% więc muszę kupić jeszcze dwie ksiązki "Listy z podróży" Ćapka i "Miedzianke"  o której niedawno czytałem w GW.  Podświadomie czuję że sprawi mi przyjemność jak "Prawiek..." do którego uciekałem z każdą wolną chwilą odrywałem się od rzeczywistości. (dobre słowo AM również ma znaczenie :-). 
Czytał ktoś "Decameron 2000 czyli miłość w Pradze" Parala? Czy to tylko łatwa erotyka w stylu "Emanuelle", czy większa przyjemność ucztowania z autorem jak z Kaczorowskim o miłości w Pradze? Boccaccio stał u mnie w domu rodzinnym i intrygował mnie nagością na okładce ale nigdy po niego nie sięgnąłem. Potem ktoś pożyczył i poszła w świat już nie wracając. Karlovy Vary 1  Karlovy Vary 2
 Ogromną przyjemność sprawia mi kupowanie ksiązek, czasem balansuję na krawędzi rozrzutności. a zakupy u targowego księgarza z czupryną nie mogą obyć si bez napiwku.
I wcale mi nie przeszkadza że często proponuje mi te same tytuły zapominając że już nie raz mu dziękowałem za nie.
Lomo

Lomo


Lomo













Lomo












Lomo
Lomo

Ciekawostka taka

Pepiki na froncie

Dziś w mediamarkecie w Bielsku:
Raczej przypadek niż celowe ustawienie, jak widać mydło i powidło, ale rzuca się w oczy jak listy Osieckiej - Przybory którymi romantycznie się delektowałem niedawno. Umer lektor niezbyt mi się podoba więc wogóle ich nie słuchałem, Machalica może być. Najlepszy głosem jest ten który słyszę w mojej wyobrażni.
Za kilka dni idę złowić "Mój mały PRL" Szabłowskich, właściwie Jej mały prl, bo życie kobiety było znacznie trudniejsze niż faceta...
Jutro odbieram pierwsze zdjęcia z actionsamplera i jakieś lomo... zobaczymy...
Na targu skromnie. Tylko stara plastikowa niemiecka szopka ze światełkiem. Fajna będzie pod najbrzydszą i krzywą choinkę bożonarodzeniową, ostatnią ze sprzedaży ulicznej. Nowa świecka tradycja opieki nad choinką której nikt nie chce tylko moje baby! Ale potem i tak ładnie wygląda.
Niestety Matkę Boską ktoś pozbawił przytulania