Pół roku czekał na mnie cierpliwie, w bielskim sklepie ze starociami (nad Nowym Elektronikiem). Ganiłem siebie, za myśl, żeby go kupić. Po co mi dwudziesty czy nawet trzydziesty, analogowy aparat fotograficzny. Oprócz aparatów na błony cięte, mam już wszystko czego potrzeba fotografowi. "Mały obrazek", "średni format", kompakty, camerę obscurę... O, nie mam półklatkowca, bo kiedyś sprzedałem ale mam też Polaroidy różnej maści i ubarwienia.
Nie mogłem przestać o nim myśleć. Wyprodukowany w Niemczech, zaraz po wojnie, był europejską odpowiedzią na amerykańskiego Kodaka Brownie.
Wykonany z cieńszej blachy niż puszka na brzoskwinie, daje jednak wrażenie solidnej i bardzo przemyślanej konstrukcji, zawierającej proste, żeby nie powiedzieć prymitywne rozwiązania mechaniczne. Można go zepsuć ale i można go samodzielnie naprawić.
Przeznaczony jest do stosowania błony zwojowej typu 120, czyli średniego formatu, tu o rozmiarze kadru 6x9cm. Na jednej rolce filmu można wykonać 8 zdjęć. Oczywiście, przewijać należy ręcznie, licząc klatki przez czerwone okienko z tyłu aparatu.
Ma migawkę gilotynową o przebiegu 1/50sekundy schowaną w dwusoczewkowym prymitywnym obiektywie o podstawowej jasności f:8 druga wartość przysłony to f:16 oraz ciekawostka: przy jasności 8 można zastosować wbudowany żółty filtr.
Fajnie się nim kadruje, ponieważ posiada dwa celowniki. Jeden do
poziomych zdjęć, a drugi do pionowych (to te dwa oczka nad obiektywem).
Gniazdo statywowe, styk dla lampy błyskowej (dlatego nazywa się
synchro).
Poniżej kilka zdjęć wykonanych dla próby.
Fantastyczna jakość!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się optyka tych prostych obiektywów w boxach, ale też bardzo podobają mi się zaprezentowane tutaj zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam