Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Zapaliłem się...

Najpierw tło muzyczne bo jakoś tak ostatnio za mną chodzi... i płytę fajną wydali w tym roku.

 Zaniedbuję czytanie, zaniedbuję pisanie, oglądanie, spanie, zaniedbuję zdrowie, bo płonę realizacją nowego projektu.
 Tej wiosny pozbyłem się motocykla. Wrodzony racjonalizm kazał mi to zrobić.

intruder 750
  Bez motoru ciężko jest żyć kiedy na około wszyscy jeżdżą.  Lato było ciężkie minionego roku bez jednośladu. Mijający mnie motocykliści w upalne dni, budzili głęboką tęsknotę. Zacząłem szukać czegoś co pozwoliłoby mi następnego lata cieszyć sie ciepłym wiatrem na podbródku.
 Ze skromnych środków kupiłem pewien stary, brzydki motor z założeniem zmiany jego wyglądu.
Mój stary Intruder był fajny. Nic nie trzeba było z nim robić bo był ładny, wygodny, szybki... i ryczał jak wściekły.
 Pojechałem pod Kraków, do Bochni, razem z sąsiadem któremu sprzedałem Intrudera... bo on lubi jeździć autem... a ja nie. Zresztą trzeba go było przywieźć na pace busa bo zimno cholernie było żeby wracać jednym śladem.
 Sprzedający Adam okazał się bardzo sympatycznym, kulturalnym i szczerym młodzieńcem któremu ciężko było się rozstać ze swoim motorem. Jednak, jak w moim przypadku, kierował się podobnym racjonalizmem sprzedając  swój motor. Zbierał na większy bo zawsze zostawał w tyle na ojcowskich wycieczkach, męskich wyprawach.

yamaha xs 400... brzydal...
  Obraz i plan mam w głowie.
Im więcej inspiruję się dziesiątkami zdjęć, tym wyraźniej rysuje się w mojej wyobraźni kształt pożądanego motocykla. Bo co można stworzyć mając ograniczone środki. Pozostaje polegać na wyobraźni, znajomościach, pracy własnych rąk i pewnych zapomnianych przedmiotach.
Założenie jest takie że forma ma być prosta, oszczędna, wręcz ascetyczna. Nawiązująca do najlepszych czasów klasycznego motocyklizmu... angielskiego. Choć nie ukrywam że pierwszym impulsem odgrzebanym w pamięci był  "Dziki" Marlon Brando. Prawie taki dziki jak mój ojciec z mamą na Junaku w latach sześćdziesiątych podróżujący po Polsce.
Wypadałoby wspomnieć o dzikich takich jak Robert Biłko już nieżyjący, jak Heniek Więzik który razem z nimi jeździł... Myślę że to temat na osobny wpis pamiątkowy.

Rozebrałem Yamahe i na początek pozbyłem się zbędnego balastu. Nie tylko masy ale i brzydoty stylu soft choppera z lat '80. Została rama koła silnik przednie zawieszenie zbiornik i kierownica. Te rzeczy wymagały drobnej przeróbki która zajęła mi kilka dni. Zbiornik przemalowałem ( niektórzy widzieli na fejsie) , szycie kanapy z brązowej skóry u taniego tapicera w Żywcu. Futerał na akumulator, skórzane manetki....
Czarno skórzany będzie.
 Inną sprawą są przedmioty które jakimś sposobem miałem w domu i co i rusz odnajdywałem po chwili zamyślenia...  Kurtka motocyklowa, buty z cholewami, torba skórzana, stare zegarki na skórze z herbem i kompasem, rękawiczki z dziurkami, kask otwarty, piórnik narzędziowy rowerowy, nawet za długie spodnie do podwijania, czy  aluminiowa manierka na zapasowe paliwo gdyby zabrakło w drodze... I nie były to rzeczy których używałem na co dzień do jazdy na poprzednim motorze...
 Czemu taki? Na pozór zwykły, a może i nawet brzydki?
Chyba z potrzeby wyróżnienia się w  tłumie posiadaczy motorów sklepowych. Może ze zwykłej próżności , by wzbudzić zachwyt, a może i odrazę. Wywołać jakąkolwiek reakcję w zalewie eleganckich, błyszczących, czyściutkich, seryjnych, klonów za którymi nawet mi głowa nie chodzi na boki.  Posiadanych przez porządnych, ułożonych, mężczyzn, takich akuratnych motocyklistów, którzy realizują się w kolejnych etapach życia. Zgodnie z założonym planem, dla  których jedna rysa na lakierze urasta do rangi problemu któremu natychmiast trzeba zaradzić... Znam takich...
 Minęło trochę czasu od pierwszych prac i obraz motóra zaczyna rysować się coraz mocniejszą kreską w moim garażu i wyobraźni. Zawieszenie przednie już jest zmienione brakuje lampy i licznika. Zbiornik przeklepany, polakierowany z wbudowanym wskaźnikiem poziomu paliwa, takim analogowym. Siedzenie wytapicerowane. Tylna lampka i mocowanie tablicy rej. gotowe. Fajny numer mam SZY 6XS6... bo to Yamaha typ XS. Instalację elektryczną już uporządkowałem. Silnik wyjąłem z ramy do czyszczenia suchym lodem. Akumulator okleiłem kozią skórą bo był brzydki, biały i nie pasował do mojej wizji, a teraz zamocowany jest skórzanym paskiem a nie jakąś gumą. Pozostało mi owinąć wydechy żaroodporną taśmą bazaltowa w odcieniu brązu a może nawet tzw. starego złota (sic!). Dać nowy łańcuch. Okleić manetki skórą... itd.
 Myślałem że tradycyjnie wstawię motor "pod choinkę" jak dawniej, ale się nie wyrobiłem. A miało być tak ładnie. W światełka, łańcuchy, bombki.... A tak stoi w garażu i czeka na każdy najmniejszy ruch z mojej strony... chociaż śrubka, chociaż drucik... Jednak jest bliżej końca niż początku... Już się cieszę na pierwsze promienie wiosennego słońca choć śniegu jeszcze nie było :-)



Oddech niemocy...

Jakaś cisza dopada mnie tutaj ostatnio. Trochę mnie to denerwuje.
Jest jednak coś, co pochłania moje ostatnie minuty wolnego czasu. Nie tracę go jednak bezpowrotnie bo przelewa się przez moje ręce i owocuje, namacalnie i naocznie a słowo ciałem się staje i pozostaje na kartach bloga w jednym niekończącym się poście. Na brudno...

Nie miałem koncepcji na prezenty.
Chwilowo, bo powoli pomysły się klarują i już mniej więcej wiem co się komu należy. Nie żebym kupował prezenty na targu, tylko w końcu miałem wolną chwilę przy okazji wizyty w mieście. Często nie mogę się oprzeć wizycie na targu zwłaszcza kiedy przejeżdżam obok.
Zimno było, a sprzedawcy o różowych nosach i skostniałych dłoniach, cierpieli wydając mi drobne za zakupione przedmioty. Tanie, nawet bez targowania, jak kiedyś powiedziała Anka i bardzo to zdanie zapadło mi w pamięci. Jakoś nie mam sumienia się targować jak niektórzy o 50 groszy... wstyd by mi było.
Odchodziłem już zmarznięty z zawiniątkiem pod pachą, kiedy rzuciłem jeszcze okiem na stos płyt winylowych. Czasem je przeglądam, ale wielokrotnie  rozczarowałem się pospolitą niemiecką muzyką biesiadno-myśliwską. Parę razy znalazłem płyty z muzyką poważną z których ucieszyła się Karolina.
Tym razem wyciągnąłem:
B. Smetane "Prodana nevesta",
Vecer s Jirinou Bohdanovou,
i... płyta na widok której zrobiłem wielkie gały. Oto w Żywcu zmaterializował się, sam JARA CIMRMAN ze Sverakiem i Smoljakiem :-) płyta pt. "Posel z Liptakova"
Czechozainteresowani znają Jare Cimrmana. Niektórzy byli blisko dotknięcia go na festiwalu w Cieszynie, jednak "Tatinek" nie zabrał Jary, bo się nie zmieścił do auta. Zostało mi tylko zdjęcie ze Sverakiem.
Jara Cimrman, jakby się ktoś pytał, to czeski geniusz o którym praski teatr na Żiżkovie wystawia sztuki od czterdziestu lat. Powstał o nim film "Jara Cimrman, lezici, spici"
To największy czeski wynalazca, architekt i ginekolog. Posiada wielkie zdolności kryminologiczne, poetyckie, dramaturgiczne, kompozytorskie i malarskie oraz pedagogiczne i treserskie. W 2005 roku został najwybitniejszym Czechem, którego imieniem nazwana została planetoida okrążająca słońce raz na cztery lata.









Tegoroczne trofea targowe.
Najfajniejszy A.Dvorak w kartonie oprawionym w czerwone sukno i kilkoma płytami wewnątrz.



Cygany były...

Wytrąbiłem sam całe wino. Bo wiecie, w zasadzie to ja nie piję, a piwo tylko w Pradze. Film był fajny,  w łóżku, ze wszystkimi, i tak sobie polewałem  aż tu nagle sucho we flaszce i film mi się skończył. Wszyscy poszli spać. Se myślę , to napiszę coś  bo zaniedbuję blog mój od dawna przez  nadmiar pracy, której po części nie lubię, ale robię, bo dzięki jej owocom mogę realizować pewne cele.
Ostatnio motor przebudowuje i czasu nie mam zupełnie, bo na wiosnę jeździć się chce.
Piszę  o tym też, ale to potem, ujawnię jak kształtu nabierze takiego, żeby zdjęcie można było dać.

Nie wiem jak się przyplątało to wino do mojego domu, bo co i rusz ktoś przynosi coś i zostawia. Albo po imprezie zostaje, albo niedobre, albo tanie, albo baby nie zdążą go wypić. A mi smakuje. Nie ważne co... byle sponiewierało. Dobra świnia wszystko zje. No i zjadłem ten marketowy roztwór wody ze sokiem i spirytusem i zbałamucił mnie trochę tak, że kasować muszę źle trafione litery...tęskna  etykieta winnicy, i słodkie było... i ciekawe jak ja pojadę do pracy rano o 5:00. Mam nadzieje że uleci ze mnie do rana i łeb mnie nie  będzie bolał.

Ale to nie ważne bo PAPUSZA.
Darek Paczkowski nasz żywiecki aktywista i pomocnik społeczny w skali krajowej, razem z Fundacją KLAMRA i kinem JANOSIK zorganizowali pokaz filmu Papusza, oraz spotkanie z aktorami którzy zagrali w filmie tandemu  KRAUZE.  Krauzowie jako że nie mogli przyjechać na projekcję, przesłali pozdrowienie i drobne słowo wstępne w krótkim materiale filmowym, pokazanym przed projekcją. Pozdrawiali pełne kino. Konieczne były dostawki.
Wizyta Krauzów na ekranie właściwie była bez znaczenia. Kto chciał to czytał w ostatnich Wysokich Obcasach duży wywiad z nimi. Najważniejszymi gośćmi byli żywieccy Romowie, czy jak kto woli Cyganie bo te określenia splatają się ze sobą tak że i ja raz mówię tak a raz inaczej i nie wiem która forma jest poprawna. W filmie grała rodzina Buriańskich. Karol, jego córka i żona która dopiero uczy się polskiego.
Miałem wątpliwości jak oni odnajdą się w w swojej nowej roli przed pełną widownią. Przecież jeszcze nie dawno spotykałem ich na ulicy, i wątpię by coś w ich życiu się zmieniło poza, jeszcze jednym nowym   wspomnieniem,. Czy poradzą sobie z ewentualnymi pytaniami widzów. Czy na sali nie znajdzie się jakiś mądrala chcący się pochwalić erudycją i zadać skomplikowane pytanie ku uciesze gawiedzi.  
 Widownia okazała się bardzo wyrozumiała i nagradzała brawami  odwagę Państwa Buriańskich i szczerość ich opowieści. Dowiedzieliśmy się że, zdjęcia do filmu trwały krótko. Córka pana Karola zagrała epizod, a żona z Rumunii czyniła magiczne znaki i zaklęcia nad narodzoną Papuszą... na początku filmu. Wiele scen kręcono w okolicach Olsztyna i na mazurach... reszty nie pamiętam. Nagrano tez około trzech godzin materiału który jednak nie wszedł do produkcji.
 Podobała mi się siła z jaką pan Karol podkreślał swoją polskość i przywiązanie do do lokalnej społeczności. Nie omieszkał wytknąć rasistowskich napisów na murach miasta bo przecież to jest niekończąca się historia. Darkowi niebawem farby zabraknie... Na szczęście uczy młode pokolenia tolerancji. On jest niepokonany... Szacun!  
Pytań z sali nie było.
Film wszystko wyjaśniał. Podczas projekcji zastanawiałem się czy chcę przeczytać tę  książkę. Sądzę że jak ktoś nie widział filmu to książkę mógłby przeczytać bo obrazy jakie zobaczy oczyma wyobraźni na pewno nie będą ostre. Nie będą mocne jak ujęcia filmowe.
Film jest jak wizyta w galerii fotografii. Każde ujęcie, każdy kadr, może być osobnym obrazem żyjącym własnym życiem. Słyszałem tylko co chwile głos Karoliny... ale piękna klata. Bo to było najpierw ujęcie. Statyczny kadr, w którym po chwili ożywała akcja filmu. Momenty wstrzymujące oddech  i skupiony wzrok na kadrze. Wszystko czarno-białe. Zredukowane do odcieni szarości przez co obraz "nie gra" w filmie. Jest tylko ilustracją . Koncentruje skupienie widza, a aktorzy ożywiają kolejne kadry poruszającą grą. Ujęcia są jak epizody, jak rozdziały, jak odwracanie kartek albumu fotograficznego w którym sami dopowiadamy historię ze zdjęcia.
 Smutna to opowieść o poetce i jej koczowniczym plemieniu.  Smutny los Ficowskiego, uciekiniera i odkrywcy który świetnie zasymilował się z Cygańskim taborem. Może nawet za bardzo... Sam ukręcił bat na siebie w nakładzie 50 tyś egzemplarzy ... i na Papuszę, niechcący.
 Odstawanie od stada nikomu nie wychodzi na dobre. Jak w "Papuszy" tak i w "Cyganie" który widziałem w Cieszynie i stał się obowiązkową lekturą domowników. Odrobinę wyższe aspiracje, skazują ambitnego człowieka na ostracyzm grupy. Niezrozumienie i kurczowe trzymanie się tradycji, powoduje skupienie wszystkich kłopotów właśnie na Papuszy. A Ficowski niechcący przyczynił sie do jej tragedii. Utrwalił Romską kulturę w książce ale i zdradził coś... ale nieczytaci Cyganie do końca nie wiedzieli co... Nieważne, Papusza z Ficowskim byli wszystkiemu winni.
Polityka i historia są tylko zaakcentowane drobną datą lub złą nowiną przyniesioną do domu na ustach. Kto choć trochę pamięta z lekcji historii w szkole... temu dość dwie słowie..

Ciekawe czy Papusza wpadnie w OKO Pragi i jak wypadnie konfrontacja obrazów z ekranu z tymi powstałymi podczas czytania.....