Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Białowieskie all inclusive u Simony Kossak.

Wczasowe wyjątki.

Nie wiedziałem czy uda mi się ją namówić. Czy i tym razem zapali się do mojego pomysłu jak w poprzednich latach.  Dobrze trafiłem, bo była po lekturze "Janki..." i to był najlepszy moment by podsunąć jej Simonę. Nie żeby chętnie ją przyjęła.
-Może sama sobie znajdę książkę na urlop. Co? - rzuciła z fochem w głosie.
-Na pewno Cię wciągnie! - powiedziałem, i rzuciłem otwartego Kindla na łóżko.
Jak nie, to nie... pomyślałem. Dwa razy nie będę mówił.
Najwyżej pojedziemy prosto na Litwę i nie będziemy się zatrzymywać nigdzie po drodze. Będę się potem smażył w piasku, w pocie czoła, jak różowy prosiak na ruszcie.  Trochę mi było żal, że możemy nie dotrzeć tam, gdzie ja już byłem oczami wyobraźni wiele dni wcześniej. W duchu wiedziałem, że mi tego nie zrobi, zabierze mnie tam gdzie chcę. Ona chce żebym był szczęśliwy.
 Wczasowe miejsca wyrwane z drogowej chronologii zdarzeń pozostają najciekawsze. Najmocniejsze, najbardziej wartościowe i najdłużej zapadają w pamięć. Tego najbardziej potrzebuję. Wspomnień, które odtwarzane w pamięci sprawiają nam przyjemność, a obecność w miejscach w miejscach o których czytamy, potęguje doznania, przenosi w czasie do którego tęsknimy i do ludzi których moglibyśmy spotkać.
Rzuciłem ziarno na łóżko, gdzie trafiło na podatny grunt i zakiełkowało w Kaśki głowie planem drogowym odwiedzenia miejsc które ku naszej radości, zaowocują mocą wrażeń, wiedzy,  inspiracji, notatek i zdjęć.

Droga obfitowała też w inne miejsca ale o nich kiedy indziej. 
W Hajnówce szukaliśmy drogi rozczarowani miastem. Dziewczyna zapytana o rynek odpowiedziała, skończył się o 12... Spojrzeliśmy na siebie, rozłożyliśmy GPS'a, który na desce się nie mieści, ustaliliśmy kierunek i szybko znaleźliśmy się w centrum Białowieży, które wytycza jedno skrzyżowanie z barem, wypożyczalnią rowerów, informacją turystyczną i bramą do Białowieskiego Parku Narodowego.

Białowieża to taki zaciszny kurort wczasowy. Naukowo - badawcze letnisko.
Mała miejscowość, którą można przejść wzdłuż i wszerz w jedno popołudnie. Na rowerze można wypuścić się wgłąb parku lub dotrzeć do bardziej odległych miejsc jak zagroda Żubrów czy Dziedzinka.
Bardzo łatwo tu o nocleg i posiłek. Wieś sprawia wrażenie nadmorskiej, cichej miejscowości wczasowej.

Kiedy zbliżamy się do celu podróży ogarnia mnie dziwne podniecenie i nieracjonalny pośpiech. Przecież te miejsca stoją tu niezmiennie od lat jakby czekały własnie na mnie a mimo to, myślami jestem o kilka kroków przed nami jakby podświadomie obawiając się rozczarowania, niespełnienia oczekiwań jakie potrafiły wybujać po lekturze.

W wypożyczalni rowerów na pytanie o Dziedzinkę dostaliśmy odpowiedź że przed chwilą był tu Lech Wilczek po śrubkę i pojechał maluchem do domu. Pokazali nam kierunek i umówiliśmy się na następny dzień by pojechać rowerami do ich wspólnego (Simony i Lecha) domu zwanego Dziedzinką.


Droga jest prosta wśród charakterystycznych domków, a potem pośród drzew, prowadzi wprost pod leśniczówkę. Szczegółowo opisaną w biografii Simony Kossak, tej Simony która nie miała ręki do pędzla ku rozpaczy ojca, tylko do zwierząt.

Pani kierowniczka internatu Barbara Szymanowska

Po drodze zatrzymaliśmy się w internacie Szkoły Leśników gdzie pani kierowniczka Barbara Szymanowska z przejęciem opowiadała o spotkaniach z Simoną i Lechem jakie odbywały się w szkole. Podziwialiśmy ogromne  podświetlane gabloty wykonane przez Lecha Wilczka w tradycyjnej technologi bez użycia komputerów. Znaleźliśmy ślady jego ręcznego retuszu tych wielkich diapozytywów.

Nie można zobaczyć ich wspólnego domu z bliska. Podobno dyrekcja parku planuje tam otworzyć tzw. izbę pamięci poświęconą Simonie, (mam nadzieję że i Lechowi), a na razie potrzebna jest przepustka od dyrekcji BPN by przekroczyć monitorowane ogrodzenie.
Dziedzinka



Mechanik malucha Simony pan Mariusz 













Pod bramą Dziedzinki zagadnąłem mężczyznę który wozi turystów Melexem. Już po kilku zdaniach okazało się, że był mechanikiem nadwornym Simony... jej malucha. To on wycinał w nim szyberdach, żeby się jej lepiej paliło papierosy, on robił jego konserwację i przemalował go pod kolor jej swetra. Lech Wilczek jeździ nim do dzisiaj. Samochód został zapisany jako pamiątka po Simonie i zabytek motoryzacji, dla szkoły w Łomży.

Dom Lecha Wilczka
Bardzo chcieliśmy go spotkać. Znaleźliśmy jego mały, drewniany domek przy drodze do Dziedzinki, już na końcu wsi. Gęsto obsadzony kwiatami, z małymi oknami zasłoniętymi kwiatowymi firanami i niskim dachem bez rynien. Stał przed nim zielonkawy mały Fiat, pod jego kołami wił się zielony wąż do podlewania. Wejście do ogrodu było zagrodzone i nie wypadało nam nachodzić go i niepokoić. Byliśmy tam trzykrotnie wyczekując przypadkowego spotkania jednak nie było nam dane. Mam jednak pomysł na wymianę listów i zdobycie autografu w jego książce.
Osoby z którymi rozmawialiśmy podkreślały w opowieściach wyjątkowość ich burzliwego związku. Niezależność Lecha i trudny charakter Simony. Wspominali, że kiedy we wspomnieniach pojawiał się temat ich wspólnego życia pod jednym dachem, Lech mówił zawsze z czułością, tęsknotą i rozrzewnieniem w głosie... wszyscy rozmówcy podkreślali że to był wyjątkowy związek.
Kaśka dopisała sobie tej miłości jeszcze jeden akapit. Zauważyła że Dziedzinka oznaczona jest numerem pięć, tak samo jak dom Lecha Wilczka...
Ruszyliśmy w dalszą drogę lecz to nie był koniec ich historii...

Po kilku dniach, wracając z Litwy zboczyliśmy trochę z prostej drogi do domu i przez rodzinną miejscowość babki Simony, Stawiska, dojechaliśmy do wsi Poryte w poszukiwaniu grobu Simony. Znaleźliśmy go z łatwością ponieważ jest bardzo nietypowy.
Nagrobkiem jest wielki granitowy głaz o jednej, gładkiej płaszczyźnie, ułożony w cieniu młodej brzozy wyrastającej spod grobu. Na nim, chyba Lech Wilczek, umieścił ceramiczną fotografię Simony odpoczywającej w cieniu drzewa i  tulącej  Rysia. Tego Rysia który grał w filmie państwa Walencików (26:35).

Dnia 25.08.2015, na grobie było kilka wypalonych zniczy, trzy bukiety sztucznych, jeszcze kolorowych nie wypalonych słońcem kwiatów. Grób był czysty i uporządkowany.

prof. dr. hab. Simona Gabriela Kossak 


2 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o Simonie Kossak. Dzięki za poszerzenie horyzontów :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń