Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Stan wojenny a... pamiętam.

...nie przespałem jak Jarosław Kaczyński do 12 w południe...

Zakładowy Mikołaj pracowniczy w bielskiej Befamie 12 grudnia.
Worek słodyczy dla mnie i Anety. Miałem wtedy 9 lat. Aneta 2 lata. Piękna idea socjalistyczna która przetrwała do dziś w niektórych przedsiębiorstwach. Na parkingu zakładowym stał nasz duży Fiat 125p koloru koralowego z pełnym bagażnikiem domowych wyrobów z zabitej świni hodowanej przez mojego ojca.
 Świniobicie to święto na wsi. Rzeźnik Antoni Świerczek przygotowywał wyroby cały dzień, od świtu do zmierzchu. Boczki, szynki, balerony, salcesony w świńskim pęcherzu, i kaszanki na ciepłej wieprzowej krwi upuszczanej o świcie w mglisty poranek. Część tego skarbu ojciec zawsze zawoził swojej siostrze Małgorzacie do Katowic.
Czasy były ciężkie więc czymś oczywistym było dzielenie się dobrodziejstwami ze wsi.
 
Maluchy bawiły się w osobnym pokoju. Luiza będzie pewnie pamiętać najwięcej. Krycha mało a Aneta  nic.
W mojej pamięci pozostał tłumiony gwar nocnych dyskusji przy wódce i kiełbasie z nutrii. Potem głośne, nocne tykanie nakręcanego zegara na półce z książkami, jasne światło latarń ulicznych oświetlające śpiące pokoje i... zimowy poranek niedzielny.
Dorośli w dziwnym dla mnie niepokoju chodzili z kąta kąt i o czymś o czym nie miałem pojęcia dyskutowali.
W pewnej chwili ojciec podniósł mnie i postawił na szerokim parapecie blokowego okna. Padał śnieg. Przed blokiem do dziś rosną wysokie drzewa, wtedy obsypane na biało do ostatniej gałązki. Na dole kiosk Ruchu i pusta ulica, pusty chodnik.
Staliśmy tak przez chwilę nie wiem na co czekając, bo śnieg nie był mi dziwny. Po chwili ojciec pokazał mi palcem dwóch ludzi w mundurach z wielkimi futrzanymi kołnierzami, ciasno opasanych z wielkimi czapami na głowach..
Dostojnie szli białym chodnikiem a niewinne drzewa kłaniały się im nisko. Ulicą Mikołowska przejeżdżały wozy bojowe na wielkich pompowanych kołach.
Po wspólnym śniadaniu dorośli siedzieli przy stole pili kawę extra select a dzieci w drugim pokoju bawiły się przy włączonym telewizorze. Jeden z dorosłych, siedzący przy drzwiach do drugiego pokoju odchylał się tylko by rzucić okiem przez ramię ma ekran telewizora.


Miał być teleranek a o 9:00 zamiast koguta pojawił sie facet w mundurze. Dorośli wskoczyli do małego pokoju i wszystko się im wyjaśniło. Jednak dla nas niezrozumiały był brak teleranka. Dyskusjom w dużym pokoju potem nie było końca a nasza zabawa w dziecięcym gronie trwała niezmącona.
Powrót do domu za to mieliśmy utrudniony bo na każdym skrzyżowaniu mijaliśmy wozy bojowe i żołnierzy. Nie pamiętam momentu kontroli ale rodzice pewnie się bali. Dobrze że bagażnik Fiata był już wtedy pusty, bo za jego zawartość można było pójść do więzienia.
Dziękuję za uwagę...

ZROBIŁEM FIATA KAROLINIE - 1978



Od dłuższego czasu przeglądałem ogłoszenia w poszukiwaniu malucha. Pewnej nocy pojawiło się ciekawe ogłoszenie na allegro.
Maluch z 1978 roku  w miejscowości Lubsko. Stary typ, właściwie taki pierwszy, tylko już modyfikowany przez właściciela. Brzydki i bez ważnego badania technicznego. Prawie 500km od domu, pod niemiecką granicą.
Kaśka już zasypiała, ale musiałem ją zapytać, czy nie ma nic przeciwko. Uniosła tylko powiekę i przekraczając granicę snu ziewnęła:
- A kuuupuujjj...
Kupiłem auto gestem -KUP TERAZ-  za 800 złotych. Następnego dnia zadzwoniłem i umówiłem się na spotkanie. Zaplanowaliśmy z Kaską jesienną wycieczkę do Lubska. Sprawnie dotarliśmy na miejsce. Właściciel okazał się bardzo miły i uczciwy. Niczego nie ukrywał, a nawet obdarował nas wielką ilością części zamiennych. Kompletem dokumentów, rachunków i paragonów z napraw.


Żeby nim "bezpiecznie" wracać musiałem zrobić badanie techniczne. Auto było tak zgnite, że diagnosta chwycił się za głowę.  Na szarpaku podłoga dosłownie się rozjeżdżała. Dostałem tymczasowe pozwolenie na tydzień, tylko by dojechać do domu. Podpisanie umowy uczciliśmy kawą i ciastem, specjalnie upieczonym na tę okazję przez żonę właściciela.. Nie mogli się z tym maluchem rozstać, bo auto było od początku w jednej rodzinie i woziło dwa pokolenia. Teraz nasze młode pokolenie będzie kolejnym.


Noc spędziliśmy w hotelu w Lubsku i rano po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę... z duszą na ramieniu bo hamulce były bardzo słabe, a prędkość maksymalna 80km/h.



Po drodze miałem małą awarię, bo maluch gubił zapłon. Okazało się, że pierścień segera spadł z ośki przerywacza i robił zwarcie w aparacie zapłonowym.
Na pełnym baku zrobiłem 400 km. Przed Katowicami wlałem piątkę z kanistra i dojechałem do domu.
Z Karoliną i Sebastianem w jeden dzień całego rozebraliśmy. Została buda na kołach. Już wtedy wiedziałem jak wiele części będzie potrzebnych.
  Pas przedni, połowa podłogi bagażnika, błotniki, progi, poszycia boków, belka tylna, podłoga przestrzeni pasażerskiej, miski sprężyn, wzmocnienie pod przednie wahacze, uchwyty podnośnika. Do tego arkusz blachy 1mm na łaty i dwójka na ścianę grodziową pod układem kierowniczym, szyny siedzeń.
 Do tego jeszcze pompa hamulcowa , wspornik układu kierowniczego, tylny wahacz, przewody miedziane, szczęki, przeguby, zabieraki, chromowane zderzaki, komplet siedzeń ze starego malucha, konsola przełączników bo była połamana, nowa szybka licznika, klamki wewnętrzne i zewnętrzne chromowane, radio z epoki -Tramp - Unitra, półka na głośnik wąska, białe szybki lamp i kierunkowskazów, hak na biało i felgi lakierem proszkowym, pasy bezpieczeństwa statyczne niebieskie, gniazdo elektryczne haka, bałwany, odboje, cienka kierownica, linki,



Źle robi się blacharkę kiedy auto było wcześniej rozbite i naprawiane z pomocą palnika, a elementy spawane po rancie bez nawiercania.  Takie były czasy. Z tego powodu miałem utrudnione zadanie, bo gdy do tego doda się, tak zwane, części wyprodukowane w prl'u przez rzemieślników to robota jest jeszcze gorsza bo nic nie pasuje.

Nie ma się co rozpisywać o fizycznej pracy. Była straszna. Cięcie, spawanie, pasowanie, dorabianie, szlifowanie. Nie liczyłem godzin, ale jedno jest pewne, lepiej więcej zapłacić za auto w lepszym stanie bo potem naprawa jest bardziej komfortowa i wszystko dobrze pasuje.Przygotowanie do lakierowania to kolejne dni rzeźbienia kitu i podkładu.  Szlifowanie i lakierowanie zakończyło pewien etap. Konserwacja,
 składanie to kolejne dni. Drzwi jeden dzień, instalacja elektryczna jeden dzień, silnik, hamulce, wnętrze i...już mi się nie chce dalej wymieniać.
Skończyłem.
Przeszedł przegląd, został przerejestrowany i Karolina oraz Sebastian czekają na egzamin z prawa jazdy. Numer rejestracyjny czekał rok w wydziale komunikacji w Żywcu. ( Dorota Hebda - dzięki)





















CZARNY ATRAMENT, LISTY SZYMBORSKIEJ

Od dawna piszę piórem. Sprawia mi to przyjemność. Piszę do ludzi. Piszę dla samego pisania. Kiedy nie piszę, wtedy czasem otwieram pióro i kreślę linie na karteczkach do notatek. To przyjemne uczucie trzymać w spracowanej, silnej dłoni, takie delikatne narzędzie, jakże inne od tych które używam na co dzień. To uczucie porównywalne z dotykiem kobiecej dłoni uniesionej do powitania. Szkoda że nie wszystkie kobiety o tym wiedzą. Nie wszystkie chcą się witać.
Dłoń, podana jak opadający liść, do ucałowania, pachnie. Ciepło ciała otulające dłoń niesie obłok zapachu ze źródła w zgięciu nadgarstka. Perfumuje się nadgarstki lecz tylko we wnętrzu. Dlaczego nie można całować ciepłego wnętrza dłoni by sycić się aromatem intymnego wyboru perfum.
Dlatego witając się czule dotykiem policzków, zawsze sięgam szyi by poznać osobisty wybór zapachu. Zdarza się, że ten zapach  zostaje na moim policzku dłużej i towarzyszy mi jeszcze przez jakiś czas.

Pisząc, czasami zaciągam się zapachem atramentu, celowo zbliżając stalówkę do nosa. Ten moment ożywia obrazy z dzieciństwa. Lata nauki pisania tanimi chińskimi piórami i atramentem Hero, bo innego po prostu nie było. Do dziś można go kupić za 3,50zł i te same pióra Herb 330 w podobnej cenie.
Wąchając atramenty różnych marek zastanawiałem się czy istnieją perfumy posiadające choćby w minimalnym stopniu nutę zapachową zbliżoną do atramentu.
Przeszukiwałem internet wpisując rozmaite konfiguracje haseł dla wyszukiwarki i ku swojemu zaskoczeniu znalazłem kilka opisów jednej perfumy

                                                 LALIQUE  --  ENCRE NOIRE  --  
  


Ciężkie, prosto ciosane, ciemne szkło przypominające kałamarz. Trochę większe niż buteleczki z atramentem. Zamknięte drewnianą zatyczką z ciemno bejcowanego drewna i tłoczoną sygnaturą.  Precyzyjny atomizer 100ml.
Bardzo pozytywne recenzje blogerów i opisy wrażeń zapachowych spowodowały, że zapragnąłem poczuć ten zapach na własnej skórze i skonfrontować go z własną wyobraźnią.
Próbki są łatwo dostępne w internecie.
Listonosz zawsze dzwoni dwa razy.
                          
***

Zaciągnąłem się... i ne poczułem atramentu. Nie ma podobieństwa, jednak moc, wyrazistość i trwałość są jakby właśnie atramentowe. Trwałe i ponadczasowe. Zapach po wielu godzinach jest nadal wyczuwalny. Po zachłyśnięciu się gamą wielu mocnych wrażeń z czasem ustępuje dyskretnej obecności, objawiającej przy nagłych ruchach powietrza wokoło głowy. Jego delikatne ślady pozostają nawet po dwunastu godzinach, wtedy staje się tak dyskretny, że tylko dotykiem można go jeszcze odnaleźć.
Czarny Atrament skomponowany przez Nathalie Lorson doskonale pasuje do pięknego czarnego pióra okolicznościowego LAMY sygnowanego podpisem Wisławy Szymborskiej na okoliczność dwudziestej rocznicy przyznania Nagrody Nobla. Sprawiłem sobie przyjemność kupnem tego pióra podczas promocji książki "Najlepiej w życiu ma twój kot" , Listy Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza.

Spotkanie z autorami odbyło się w najlepszym z możliwych miejsc czyli Kawiarni Literackiej Kornel i Przyjaciele gdzie gośćmi byli Michał Rusinek, Sebastian Kudas, Teresa Walas. Listy czytali aktorzy teatru z Czeskiego Cieszyna.
Pióro LAMY jest solidnym narzędziem piśmienniczym pasującym do dłoni doskonale i z niezwykłą lekkością tańczącym na kartkach starego pożółkłego papieru.
Jeżeli ktoś chce mi dać przyjemność pisania piórem otrzymując ode mnie list, to proszę o kontakt szurens@gmail.com.

Listonosz kiedyś przyniósł mi tester. A, Karolina i Sebastian, przynieśli mi wczoraj pełny kałamarz.