Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Miedzianka - suplement.

Zbliżający się koniec ksiązki i uczucie nieuchronnej klęski miasteczka niepokoiły mnie z każdą przeczytaną kartką. Świadomość nieodwracalnego końca budziła we mnie pytanie; " I co dalej." Nie mogą ludzie tak po prostu zniknąć. Nie mogą tak po prostu zniknąć przedmioty.
A jednak tak sie stało.
Autor dotarł do ludzi rozsianych po innych miejscowościach, innych domach, już nie skrzypiących po nocy. Nie zapadających się w deszczu. Nie porysowanych pęknięciami... Oni żyją. Jedni wspominają z rozrzewnieniem Miedziankę, inni machają tylko ręką.
 Od znajomej geolog wiem że pozostały tam  jeszcze dwa domy.
Na allegro znalazłem etykiety piwne browaru Miedzianka. Birofile pielęgnują pamięć po browarze, którego ruiny jeszcze stoją na skrzyżowaniu. Podobnie kolekcjonerzy pocztówek wysoko sobie cenią widoki miasteczka którego nie ma.
Przypadkowo poznana osoba w internecie posłała mi zdjęcia butelek piwnych browaru Kupferberg (prawie po stówie za sztukę)
No i znalazłem jedną pocztówkę na aukcji z pięknym widokiem Miedzianki jednak siedemdziesiąt złotych za zakładkę do książki to dla mnie za dużo.
więcej zdjęć Miedzianki FOTOPOLSKA.eu wysoka jakość
Chciałbym tam się znależć, może latem przyszłego roku, motórem bym se pojechał... przy okazji ponownej wizyty w Uszycach u znajomych
grafika google Kupferberg

Tyle pozostało ducha w Miedziance,  "Pamięci ludzi Kupferbergu." tabliczka do której trzeba się przedzierać przez pokrzywy...

Nieco PRL'u.

Żeby się młodzieży w głowach nie poprzewracało!*

Oto okładka zeszytu kupionego dla Martyny jako prezent, jako jeden z prezentów urodzinowych. Bardzo chciała mieć stare zeszyty. Niestety "Krew to życie" jest nieosiągalny. A może macie?

„… one tak fajnie pachną starością.”
Bo kiedyś dostała taki stary zeszyt do nut, z puzonem, od nauczycielki i odtąd zapragnęła mieć takich więcej. Staremu nie trzeba mówić dwa razy, zawsze podejmuje temat niezwłocznie, tym bardziej że ma urodziny i już mam dla niej trzy grube zeszyty a jeden nawet ze słonecznikiem, o ile takie pamiętacie. Ciężko kupić, bo duży popyt jest na nie a i cena jak za nowy… za kilka nowych. Ale niech ma, z byle czego się potrafi cieszyć i to jest piękne. Z byle czego jeśli tak można nazwać marzenie posiadania starego kufra do przechowywania swoich skarbów. Znalazłem taki w cudownym sklepiku Horyzont, bielskiej sutereny na placu Żwirki i Wigury. Czego tam nie ma… ale to temat na osobny post. Cena była przystępna w porównaniu z alledrogo. Skrzynia wymagała jednak pracy. Była brzydka, zaniedbana, trochę zniszczona. Potrzebowałem ponad godzinę by doprowadzić ją do stanu domowej używalności, a Elka sprawiła że jej wnętrze stało się przytulne i ciepłe. Wykleiła filcem i wypaliła w drewnie dedykację. Wyszła skrzynia taka że sam chciałbym taką mieć. Zamontowałem od spodu kółka tak że można traktować ją jak siedzenie.
Obserwowałem koleżanki Martyny jak zareagują na skrzynie i niektóre stare przedmioty jako prezenty. Najbardziej ekscytujący dla nich był moment otwarcia skrzyni. Tłoczyły się jak pszczoły u wejścia do ula. Jednak kiedy wszystko zostało wyjęte (stare zeszyty, plecak z prl'u, czy maska do nurkowania jak z filmu "Wielki błękit" i inne duperele) ciekawość opadła i wszyscy wrócili do zabawy współczesnymi prezentami od koleżanek. Dopiero wieczorem razem układaliśmy wszystko w jej pokoju ponownie oglądając i budząc skojarzenia wzbogacaliśmy kolekcję.
  Martyna doczekała się porządków w sali przyrodniczej w szkole i przyniosła do domu żmiję i zaskrońca. Duże. Zalane w formalinie. Te które obiecała jej pani dyrektor. Muszę tylko dokupić formaliny, żeby dolać, wypłukać, uzupełnić preparaty, bo są ładne i będą fajną ozdobą naszej „pracowni” (to po prostu pokój, w którym każdy coś robi, każdy coś ma, i nic nam tam nie przeszkadza). To nasz ulubiony wspólny pokój w którym ktoś gra, ktoś czyta, ktoś pisze, ktoś drzemie...
Zamknięcie żmiji zygzakowatej 

 * tabela zużycia zeszytów

Setny post odkorkował niemo.



Setny post akurat wypadł o Katowickiej  wymianie różnych fajnych przedmiotów z Ryśkiem Pocztówkowym Kolekcjonerem. Dlaczego jednak nie uczcić sobie go dziś kiedy mam wolną chwilę w…. 

 Szybko minął czas od maja. Połowa roku zamknęła się okrągłą liczbą postów bo jakoś tak samo wyszło. Nie mam ciśnienia na ilość postów, na ilość czytelników choć to miłe wynagrodzenie pracy kiedy pojawia się komentarz, lub licznik wskazuje kilkanaście i więcej wyświetleń. Liczę się z tym, że nie każde kliknięcie musi odzwierciedlać zainteresowanie treścią i nie każde być celowe, ale jednak miło jest gdy ktoś łechce moje ego.
Jakoś naturalnie blog stał się dla mnie takim stale otwartym oknem, które ciągle jest obok mnie.  Do którego kątem oka często zaglądam i ono tam zawsze jest. To nie tylko okno WWW… ale wewnętrzne okno, okno myśli i dialogu wewnętrznego który przekłada się na kolejne tematy postów i różne treści tak inne od codzienności.
 Od tego wszystkiego myśli krążą mi wokół głowy jak ćwierkające ptaszki, palniętego w łeb bohatera kreskówki. Wiele z nich ulatuje nie zapisanych w drodze samochodem, pod samochodem, w pracy właściwej i tej „niewłaściwej”. Myśli tak pięknie płyną zdaniami jednak próba wyjęcia ich z ukrycia w wolnym czasie nie zawsze się udaje.
 Maria Zeman lubiła moje wypracowania, za to pozwalała mi przysypiać na lekcji bo wiedziała że nawet zadanie które zapomniałem,  jestem w stanie napisać podczas odpowiedzi kogoś losowo wyrwanego z dziennika.
Już wtedy robiłem to co teraz. Ile to już lat? Ponad 20, bez przerwy nawet podczas nauki szkolnej. Czasem mam tego dosyć, ale daje radę, jeszcze dam radę… Wiele rzeczy mnie motywuje, są osoby...  
Wiele czynności wykonuję mechanicznie, od lat to samo, ale teraz uciekam od tego. Uciekam głową pozostawiając ręce urobione po łokcie. To jeszcze długo się  nie zmieni, ale jest trochę inaczej. Jest fajnie, Schizofrenia taka.
 Bo ciało swoje robić musi, a głowa robi swoje co chce, i robi to dobrze i dobrze mi z tym. Celowo nie słucham radia przy pracy, nie słucham w samochodzie, bo fajnie mi się myśli a ono rozprasza, wręcz wkurwia uporczywym szturchaniem kretyńskiego redaktora, nachalnych reklam i przebrzmiałych "przebojów". Owszem, wiadomości prasowe lubię na szeleszczącym papierze przy kawie porannej, a z radia to program 3, od czasu do czasu, i lista. Pomijam przesłuchiwanie płyt z muzyką bo to zdarza się nie raz.
 Zastanawiałem się, czy gdyby tak wyselekcjonować pewne tony z audycji radiowych i puszczać je podstępem słuchaczom czy zorientowaliby się że robi się ich w konia.  Tych słuchających non stop albo raczej tych, dla których radiowe dźwięki są życiowym tłem i towarzystwem. Wystarczy trochę rozstroić radiowe fale i wśród brudnych tonów i niewyraźnych słów trwać będą nie wiedząc o co szła gra…   
   Milczeć…
Mówić mało… mówić co niezbędne.
Podobno to Kaśkę zaintrygowało w 1990 roku i tak pozostało do dziś, z małą różnicą, konieczności tłumaczenia teraz świata moim dziewczynom.




Pudełka po butach ciąg dalszy.

Umówiłem się z nim na piątą.

Pisałem kiedyś o pudle pełnym pocztówek których chciała się pozbyć moja kochana teściowa.
Pudełko po butach 1

  Tamten post zainteresował pewnego, wtedy anonimowego, kolekcjonera pocztówek który wystosował do mnie list. Serię listów, bo korespondencja szybko się rozwinęła, z propozycją spotkania i wymiany towarowej rzeczy które nas interesują.
Mnie Czechy, PRL, "Stawka...", książki i... cokolwiek, a jego pocztówki, PRL i...  i wiele innych. Są przedmioty zainteresowań których nie da się określić. Po prostu wpada coś w oko i chce się to mieć. To nie musi mieć wartości, czuje się bliskość przedmiotu i już. Może kiedyś się go miało, może był w otoczeniu czasów minionych, może kiedyś pozbyto się go lekką ręką robiąc miejsce nowoczesności a teraz z sentymentem spogląda się wstecz i tęsknota budzi sumienie pochopnych decyzji zachłyśnięcia nowością.
To taki prawie przewodnik który wiele przypomina
   Ustaliliśmy termin i miejsce spotkania na piątkowy wieczór w Katowicach. Pierwotnie mieliśmy pojechać rodzinnie na to spotkanie, no bo tak , bo lubimy, bo się interesujemy, bo dla każdego jest coś ciekawego a po spotkaniu chcieliśmy pojechać na koncert LAO CHE w Megaclubie. Oczywiście plany swoje, a życie swoje. Karolina na SFOR, Kaśka wykłady, ja trzecia zmiana więc z koncertu nici. Tym sposobem pojechałem sam. Zabrałem od Martyny walizkę i wypchałem po brzegi nie tylko pocztówkami ale i starymi gazetami, listami, oraz różnymi przedmiotami którymi mógłbym obdarować kolegę Ryszarda z Sosnowca w zamian za przedmioty jakie przygotował dla mnie.
   Kaśka zaplanowała mi podróż koleją, żebym choć trochę mógł odpocząć w pociągu, zamiast stać autem w piątkowych korkach. To był dobry pomysł. Mogłem czytać książkę zamiast drogowe reklamy. Mogłem łapać ulotne spojrzenie anonimowej  pasażerki przeciągającej się na niewygodnym siedzeniu. Cieniutki Księżyc towarzyszył mi w podróży. Zmierzch nie pozwolił mi czytać książkę a pózniej oczy pasażerki przestały błyskać do mnie bielą. Za oknem mgliste i wilgotne powietrze wypełzało z lasu ogarniętego mrokiem. Tak, fajnie jest jeżdzić pociągiem, czasem... bo gorąco, ciasno, niewygodnie. Czeskie koleje chyba są lepsze.
   Katowicki dworzec, nowy.... no zgubiłem się. Tyle lat tam nie byłem. Po chwili namysłu i sprawnie znalazłem sie przed placem Andrzeja gdzie Rysiek wyłowił mnie z tłumu pasażerów dzięki walizce. Tak. Walizka okazała się hitem. Przyjemnie było widzieć śledzący ją wzrok mijanych przechodniów i pasażerów. Uśmiechy też się zdarzały.

 Usiedliśmy w swojskiej knajpie przy przestronnej ławie i w atmosferze przyjażni i zrozumienia rozmawialiśmy tak, jakbyśmy znali się dłużej niż tylko kilka listów.
  Z taką pewną nieśmiałością oczekiwałem niespodzianek jakie kolega przygotował dla mnie i zadawałem sobie pytanie czy to co ja przywiozłem wystarczy by odwdzięczyć się za fanty. Kiedy z każdym następnym wyjmowanym z torby prezentowej przedmiotem robiłem większe oczy Rysiek cieszył się tak samo. Oboje rozumiemy jaką radością jest dawanie prezentów. Większą niż ich otrzymywanie.
Czas pochwalić się tym co dostałem:
Przede wszystkim numizmaty czeskie i słowackie,korony i halerze z lat 60-90,nawet te z krótkiej serii z godłem państw obojga z 1991 roku, pocztówki, mapy, znaczki pocztowe, instrukcja montażu spłuczki do kibla takiej z wysokości, talerzyk (Royal Epiag) w sam raz na jajecznicę (kolorystycznie), 10 koron czechosłowackich z 1960 roku z widokiem oravskiej zapory, talon NBP na wymianę 200zł na korony czechosłowackie dla przejazdu tranzytowego, singiel  "The Czech Hit" z 1953 r, książka słowackiego autora Dobroslava Chrobaka pt.: "Las" - coś mi się zdaje że to będzie taka nasza "Siekierezada", książka "Stawka większa niż zycie" z autografem Mikulskiego i rokiem podpisu 1970, oraz piękna chromowana papierośnica z wizerunkiem Hradu i Mostu Karola.
Gdybym palił... a tak może dorobię sie wizytówek to tam sobie włożę i ołówki krótkie dla notatek...
Po prostu fajne rzeczy w zamiam za które darowałem Ryśkowi pewną ilość starych gazet których zostało mi jeszcze wiele, oraz kilka prlowskich przedmiotów które posiadałem zdublowane jak również pocztówki na które najbardziej liczył i się nie zawiódł.
Jego uśmiech... bezcenny. U mnie pewnie te pocztówki leżały by w pudełku kolejne lata a tak będą cieszyć cudze oko a może i pozwolą na wymianę i zdobycie jeszcze cenniejszych czy rzadkich egzemplarzy a przez to podniesienie wartości kolekcji..
Dwie godziny to zdecydowanie za mało na ciekawą rozmowę. Uporaliśmy się raptem z wymianą, a już musiałem pędzić na stację żeby zdążyć do pracy na nocną zmianę.

Doktryna... NO LOGO... Noemi...

Zalegliśmy w łóżku rodzinnie, wieczorem, i nie mieliśmy co oglądać. Wybór z twardego padł na dokumentalny film "Wyjście przez sklep z pamiątkami". Jakoś tak wyszło z rozmowy o graffiti w Żywcu. Tym chujowym "graffiti", tych bohomazach ulicznych bez treści i formy malowanych przez domorosłych (przecież nawet ci najlepsi są domorośli) "artystów" często antysemitów, palantów rasistów. W Żywcu jest ich sporo, zawsze było ich dużo. Sam dostałem w ryj pewnego wieczoru na początku lat 90-tych. Wtedy to akurat byli tzw. skinheadzi. Teraz to tzw. patrioci, narodowcy, monopoliści honoru tylko gdzie podział się Bóg?
Bóg Honor i Ojczyzna. Teraz tylko Honor i Ojczyzna... krew i honor, czego przykład mamy każdego 11 listopada.
Jest miejsce w Żywcu gdzie jest dużo fajnego graffiti. To tyły stacji PKP, zabudowania magazynowe. Świetna galeria bo jadąc pociągiem można spacerowym tempem obejrzeć wszystkie prace elewacyjne. Nie ma w tych pracach polotu na poziomie Banksy'ego choć z drugiej strony nie można porównywać. Każdy graficiarz jest klasą sam dla siebie. Są bardziej błyskotliwi, spostrzegawczy są i zwykłe "pismaki".

Prace z Żywca pojawiają się na stronach internetowych, grafit blogach, trzecich falach, a nawet w lokalnych wiadomościach prasowych z burmistrzem w roli "głównej"... to przy okazji zamalowywania rasistowskich haseł na murach miasta.






Nasz burmistrz lubi autopromocję. Czasem wychodzi mu niezręcznie jak kiedyś na koniec koncertu Budki Suflera, wyszedł na scenę i powiedział do mikrofonu mając za sobą zespół schodzący ze sceny "... za rok załatwię wam jeszcze lepszy zespół!"
Jaki elektorat, taki burmistrz.

Od dawna obserwuję, czasem z niepokojem, pewną odmienność Martyny i Karoliny w stosunku do tego jak widzę ich rówieśników. Dziewczyny ubierają się inaczej... Wiem że to często nasza, czyli rodziców sugestia, żeby nie wyglądać tak samo jak manekin w sklepie czy dziewczynki na dyskotece... lub "galerianki". Nie zapominamy podpowiedzieć im że, np:...te buty za kilkaset złotych, szyje chłopczyk na wschodzie, za kila centów, czy za tzw. "paczkę ryżu". Gdy glany były rzadkością Karolina chodziła w nich cały rok ale od kiedy pojawiły się w marketach i pół szkoły je nosi zapragnęła mieć buty desantowe... Wielu nosi wojskowe plecaki-kostki na książki  więc Martyna i Karolina w opozycji  noszą zwykły plecak brezentowy ze skórzanymi paskami jak turyści w PRL'u., Długo można by wymieniać.
Ktoś powiedzaiał:
"Jak nie masz swojego stylu, skopiuj go od kogoś."
Mam jednak pewne wątpliwości czy przez swoją inność, nie tylko stroju ale i spojrzenia na otoczenie, będą umiały odnależć sie we współczesnym, konsumpcyjnym, świecie. Czy  innością nie skazują siebie na ostracyzm. Czy my nie przykładamy do tego ręki nauczeni prl'owski oporem przed systemem. Wtedy politycznym, teraz ekonomicznym czy stylowym.
My, starzy mamy do tego dystans, jednak dzieci chyba jeszcze nie. Tak, fajnie jest kupować, zaspokajać swoją próżność, ulegać reklamom. Wystarczy rozumnie spojrzeć na reklamę a obnaża sie  intencje handlowców, speców od marketingu i manipulacji. Budzenie potrzeb, zapełnianie niszy, promocje, gratisy, nowe, nowsze, lepsze. Ja mam lepsze, on ma gorsze...
Kolega kupował TV za kilka tysięcy przez pół roku, dzwonił, sprawdzał, z latarką zaglądał w szpary kolejnych telewizorów. Byle było Made in Japan. I wyrzygał 5000zł za 42 cale. Opowiadań i przechwałek w pracy były godziny. Pomyślałem że też "pochwalę" się prowokacyjnie, zakupem nowego monitora który miałem w aucie. Pierwsze pytanie.
Jaka marka, ile cali,  LCD czy LED?
Moja odpowiedż:   Nie wiem!
-Jak to nie wiesz! -mówi kumpel. -Nie wiesz co kupujesz?
-No, nie wiem. Zadzwoniłem do kolegi co ma sklep i kiedy stałem na światłach pod jego sklepem, wyszedł, wrzucił mi pudło przez okno do auta , no i mam nowy monitor. Nic w tym dziwnego, dla mnie, ale znajomi nie rozumieją, muszą mieć wszystko najlepsze.
Moje ulubione zdanie " Śmiejąc się z siebie możemy do woli uśmiać się z innych" 
Odwiedziny u takiej osoby również są ciekawym doświadczeniem. Zaczyna się zazwyczaj od prezentacji nowych nabytków, gadżetów, pierdół itd.
Często pytam udając niewiedzę co to jest, do czego to służy? Oj, to pozwala posiadaczowi  zabłysnąć, wypłynąć na szerokie wody elokwencji.  Ego rośnie jak nasz dług narodowy, warszawskiego telebimu....
A przy stole dominuje narzekanie na polityków, opowiadanie dowcipów skończywszy na relacjach z ostatnio oglądanych filmów na tubie. Pusty przekaz cudzej twórczości...

Z tego wszystkiego,  "No logo" Noemi Klein. Czy chcę się utwierdzić w przekonaniu że jesteśmy trybikami w maszynie świata i korporacji. Czy pozostaje nam cicho siedzieć i harować dla wspólnego ... czyli czyjego dobra?
Nie trzeba mnie przekonywać. Ja to wiem. Potrzebuję więcej argumentów, faktów, przykładów... Kurier już jedzie.

napalm...

Exlibris.

Wiedziałem że coś takiego istnieje. Nawet w którejś książce swojej kolekcji miałem, ale nie znajdę w mnogości ich. Pomyślałem że fajnie było by mieć swój , tylko jaki zrobić . Podobał mi się u Jacka Hugo Badera, taki na drewnianej kolebie ale to kosztowne i potrzebna tuszownica, niegramotne, i w transporcie kłopotliwe.
Linorytu nie zrobię bo jestem lewy w sztukach plastycznych. Mógłbym poprosić Elkę dla niej to drobnostka ale nie chce mi się pieprzyć z odbijaniem, wycinaniem karteczek i ich wklejaniem do książek. Pozostaje zaprojektowanie i wykonanie pieczęci z automatu.
O wykonanie projektu poprosiłaem więc Elkę, by wykorzystała którąś ze swoich prac plastycznych i zaadoptowała na potrzeby mojego exlibrisu. Oto przykładowe znaki własnościowe które mi sie podobały i zainspirowały mnie.
inspiracje...
Przeszukaliśmy wspólnie Elki typografie i znależliśmy jeden linoryt który od razu wpadł mi w oko, a właściwie jego fragment. Cały obraz przypominał mi prace wielkiego fotografa Edwarda Hartwiga z serii "Wierzby". Elki grafika był zupełnie przypadkowo zbieżna ze zdjęciami Hartwiga, ale o kopii nie ma mowy.
Ze znalezieniem odpowiedniej czcionki nie było kłopotu. Skanowanie grafiki to chwila i przy porannej kawie Elka zrobiła projekt bardzo szybko uwzględniając moje sugestie. Zresztą doskonale się rozumiemy i wielokrotnie przekonałem sie że moje uwagi są słuszne i często pokrywały się z tym co mówili jej wykładowcy na uczelni.
 Mój exlibris.
fajny, nie...

... warszawski dzień...

Nie będę silił się na relację. Najlepiej zrobi to Bogdan. On jest taki skrupulatny, niczego nie przegapi.
Ja pielęgnuje w sobie zauroczenie Joanną Jędryką i jej pięknym głosem. Kiedy zdejmowała płaszcz w recepcji hotelu stałem za rogiem  w milczącym zachwycie delektowałem się pieszczotą uszu i obrazem  Baśki z serialu...
Komplement trafiony wrócił do mnie pięknym uśmiechem i kokieteryjnym głosem. Nie, nie było to krygowanie się na gwiazdę. Było to czuła i miła wdzięczność za dobre słowo.

... i wy tak z całej polski przyjeżdżacie, chce się wam? To tacy ludzie jeszcze są?  Każdy aktor przychodzi na nasze spotkanie jak saper, a opuszcza je z trudem, z łezką w oku, z owacją, z kwiatami i dopieszczony z szacunkiem. Jak się okazuje, pocztą pantoflową nasi goście przekazują sobie informacje, że z nami warto się spotkać. To miłe.  I nie chodzi o gratyfikacje ale o atmosferę. "Chodzi o sprawę." Rodzinną sielankę jak u babci na imieninach...

Andrzej Zaorski świetnie odnalazł się w roli gwiazdy która dla nas błyszczała nie tylko wspomnieniem ale i satyrą. Choroba nie odebrała mu błysku w oku, energii i ciętej riposty. To dalej ten sam Zaorski z Szopki Wolski i spółka. Nie przeszkadza mu grymas, tzn trochę żle mu się mówi, lecz to go nie deprymuje i błyskotliwości nie odejmuje. Jest w świetnej kondycji, lubi prowadzić wóz...
Jesteśmy cierpliwymi słuchaczami, mamy czas na każde jego słowo... Teraz na książkę, dwustronną, mamy czas.

 Gustaw Konrad Ignacy Gogolewski - rolka myszki Wikipedii po siedmiokroć ukazuje treści  o naszym gościu i to nie Stawka jest dla niego ważna lecz praca w teatrze. Wielu naszych gości pytanych o filmowe historie zazwyczaj odpowiada ze szczegółami ale po pewnym czasie  podświadomie przechodzi do swojego życia teatralnego. Bo to ich życie właściwe jest.  Dalekie  od fleszy paparazzich, tytułów tabloidów i manipulacji czytelnikiem. Oni są jakby obok tego wszystkiego co dzieje się z krzykliwością mediów i plotek stugębnych potwierdzonych dowolną interpretacją zdjęcia z ukrycia.
 Przywołują daty, nazwiska, sceny... Sceny z życia publiczności na widowni bo pod płaszczykiem wizyty w teatrze kryje się zwyczajny człowiek z troskami i radościami. Jeden jest bo chce, inny, bo tak wypada, a inny bo musi, bo grupa chciała...I co z tego że chrapie na widowni, że łazi za kulisy  a potem oznajmia półszeptem że "... jednak nie da się wyjść ze spektaklu"  Wielki aktor to rozumie, nie karci, zamilknie raczej by cisza obudziła śpiocha...
 Teatr to nie aktor
teatr to zespół, organizm ludzki, symbioza wielokomórkowa bez której nic nie może się udać. Wielkiego aktora ... po szacunku go poznacie do garderobianej, charakteryzatorki, suflera i sprzątaczki czy szatniarki...
Kiedy zginął w Smoleńsku Zakrzeński w Jego garderobie leżał przygotowany świeży komplet ubrań, Jego ubrań...  cisza.... Ignacy Gogolewski nie mógł sobie pozwolić na szloch, złamany głos... cisza... potem mówił dalej... RECYTOWAŁ stojąc... czyż to nie zaszczyt dla nas.

Joanna moja ulubiona. Tak my faceci lubimy słodkości. Jej towarzystwo w drodze do domu pośród nocnych ulic Warszawy będzie niezapomniane. Pałac Kultury, pomnik Dmowskiego z narodowcami, ambasady, Pasta, mur Getta, Polegli na wschodzie, Belweder, Umschlagplatz i inne które uleciały z potrząsanej głowy na prawo i lewo.
Warszawa na dłużej, jak Praga bez pośpiechu, jakieś studzienki, chodniki złupione odłamkami... te inne rzeczy i inny przewodnik...
Joanna Jędryka 

Stawkowa Warszawa

Nasi przyjaciele "stawkolodzy" przygotowali kolejne warszawskie spotkanie aktorskie. O poranku wyjeżdżamy samochodem w kilka osób dzięki uprzejmości Kasi i Leszka. W południe zaszczyci nas obecnością Pan Ignacy Gogolewski który miał grać Klossa. Może to nieładnie tak pisać ale (z całym szacunkiem) dobrze że Mikulski został agentem J-23. Ignacy Gogolewski grał główną rolę w jednym odcinku serialu "Stawka większa niż życie" pt.: "Ostatnia szansa"
Sami zobaczycie że nie mógł być Klossem. Proszę zwrócić uwagę na sam początek fragmentu filmu kiedy Ewa Wiśniewska podchodzi do stolika, na dole ekranu widać mikrofon operatora dzwięku. 
Jędryka , Damiecki
 Drugą osobą z którą mamy się spotkać to Pani Joanna Jędryka która waliła w głowę Grzegorza Brzęczyszczykiewicza  (Mariana Kociniaka) drewnianym polanem a w Stawce grała Barbarę Borzemską  dziewczynę Macieja Damięckiego vel Eryka Gettinga lub Wacława Słowikowskiego. 
Będę miał niewątpliwą przyjemność towarzyszyć Pani Joannie w drodze powrotnej do domu po naszym spotkaniu. Trochę się denerwuję. 
W wyobrażni słyszę ten charakterystyczny głos którego użycza tak wielu postaciom:
Karioka, Molly Weasley, Swinka Babcia Pepa, Kacze opowieści... napewno znacie. 
Andrzej Zaorski przybędzie jako drugi, ten który uratował Klossa od niechybnej śmierci w jakimś Olsztyńskim podwórku w odcinku "Spotkanie". Stawka pewnie dla niego nie jest tak ważna jak ksiażka którą napisał "Reka, noga, mózg na ścianie" gdzie opisał wychodzenie z udaru mózgu który dotknął go w 2006 roku. To pewnie byłaby ciekawsza opowieść niż stawkowy epizod z... "magneto".

A.Zaorski

Ciekawostka taka...
Dwa w jednym, dla mnie bomba!

Oto duży fiat 125p o którym wspominałem przy okazji targów książki.

Polsko - Czeska przyjażń. Panorama 9.09.1972

Jakaś taka próżnia umysłowa mnie ogarnęła.
.
.
.
Oglądaliśmy ostatnio film "Słoneczne miasto" który kręcony był w Ostrawie. Pisałem już kiedyś o tym filmie i o mieście. Czechofil pisał o zamieraniu miasta którego krew wypija centrum handlowo - rozrywkowe  Karolina.
Przeglądając stare gazety trafiłem na artykuł poświęcony współpracy polsko - czechosłwackiej.
"...młodzież przejawiała największą ciekawość i żądze wzajemnego poznania się."  i takie tam polityczne bleblanie, nowomowa o wymianie, kulturze i sztuce  ale i tak na pierwszym planie są starzy polityczni wyjadacze, rozmowy na szczeblu, robocze spotkania, przyjacielska współpraca między komitetami.
Młody Kutz "...nie do poznania, aż do Gniezna" . Gdzieś w tle Halina Frąckowiak, Górnik Zabrze, wystawa medali odznaczeń i plakatu politycznego... takie tam pierdoły.


Ale co ważne, nasz region był już wtedy wzorem i przykładem współpracy regionu morawskiego i śląskiego. Tak jest i do dziś, jest lepiej, jest łatwiej... Europa.
Linki do czytania:
1
2
3

1965 - DOOKOŁA ŚWIATA


Kolejny raz przeglądałem stare gazety. Za każdym razem pod kątem czegoś innego. Raz pancerni raz Kloss, potem stare auta, innym razem wsi spokojna okoliczna...
Tym razem brudziłem ręce kurzem pod kątem czegoś czeskiego, czegokolwiek. No może i trochę warszawskiego przy okazji (AM oczekuj listonosza)
Dzisiejszego wieczora znalazłem stos tygodników  DOOKOŁA ŚWIATA* z roku 1965 w których drukowany był odcinkowy serial komiksowy (wtedy to się chyba tak nie nazywało) o przygodach dobrego wojaka Szwejka ilustrowane rysunkami Józefa Lady i tłumaczeniu Pawła Hulki-Laskowskiego.


Drugim ciekawym i rzadkim pismem jest RADAR* na przykład nr 8 z 1961 roku w którym Jerzy Waldorf opisuje Pragę z perspektywy melomana zachwyconego pięknym miastem. Wplata  między nuty Praskiej Wiosny obrazy ulic i muzeów jest przewodnikiem czytelnika i mocno zachęca do odwiedzenia czechosłowackiej stolicy.








radar











* redakcja obu pism mieściła się przy ul. Smolnej 40.
dookoła świata

  Wydawca: "RSW Prasa" ul.Bagatela 14.    "Radar" inaczej Młodzież Świata, międzynarodowy magazyn młodzieży wydawany w Polsce przy współpracy z redakcją centralną dwumiesięcznika Swiatowej Federacji Młodzieży Demokratycznej "Jeunesse du Monde" nakład 85000egz. 






Linki dla czytania:

Mamy nowy samochód.

"... lubię prowadzić wóz. To moja pasja. Największa pasja"  nadradca Gebhard z ministerstwa propagandy rzeszy w odcinku "Podwójny nelson" - Stawki większej niż życie.
 Moją pasją nie są samochody. Nie emocjonują mnie nowości motoryzacyjne, nie oglądam się za samochodami, za większością samochodów. Nie uczestniczę w oględzinach koleżeńsko-towarzyskich  nowych nabytków kolegów i znajomych. Wystarczy mi rzut oka i standardowa pochwała zakupu. Owszem, kiedy dostrzegam w oczach znajomych pragnienie dobrego słowa, pochwały i utwierdzenia w przekonaniu dobrego zakupu, czynię to bo w zasadzie cieszy mnie czyjaś radość. Radość z czegokolwiek.
 Najchętniej oglądam się za samochodami z historią, z przeszłością, z sentymentalnym wspomnieniem jak ostatnio na targach książki wykręciłem szyję za dużym fiatem, TAXI nr.1313, który wyglądał jak wyjęty z serialu "Zmiennicy". Innym razem odwiedził mnie restaurator zabytkowych pojazdów pięknym mikrusem który jest jeszcze bardziej sympatyczny niż trabant.


Sam miałem taki zakręt z Fiatem 125p,  kiedy chodziłem do podstawówki. Rodziców nie było w domu więc wziąłem go na przejażdżkę którą skończyłem po kilometrze na drzewie z rozwaloną jedną czwartą auta. Nic mi się nie stało ale pewien milicjant (znajomy) uporczywie chciał żeby ojciec przyszedł się wytłumaczyć na posterunek ze zdarzenia. Oczywiście chodziło o flaszkę, ale nic z tego nie wyszło. Ha...

Przy okazji jakiegoś spaceru tego lata, Martyna pokazała mi auto w krzakach, przy jednym z zabudowań. Bardzo jej się podobało bo chciała by się w nim bawić w domek. Bo to takie małe i przytulne autko. Zbliżają się jej 11 urodziny, więc... jak się dowiedziałem, właściciel chciał się go pozbyć za przystępną cenę czym sprawił nam jeszcze większą radość.

KUPIŁEM DZIECKU SAMOCHÓD
 no i sobie.
.

To TRABANT 601L z silnikiem dwusuwowym o pojemności 600cm sześc. Wyprodukowany w 1987 roku. Za rok, czyli niebawem, będzie już pojazdem zabytkowym. Nawet nie jest zbytnio skorodowany.wymaga jednak pracy. Posiada pełny bagażnik części zamiennych.
Czyż nie są piękne?
Nasz też taki będzie i mam nadzieję że niebawem.
Jak dbać o trabanta

Oto list gratulacyjny jaki otrzymałem z fabryki kupując ów samochód.