Wytrąbiłem sam całe wino. Bo wiecie, w zasadzie to ja nie piję, a
piwo tylko w Pradze. Film
był fajny, w łóżku, ze wszystkimi, i tak sobie polewałem aż tu
nagle sucho we flaszce i film mi się skończył. Wszyscy poszli spać. Se myślę , to
napiszę coś bo zaniedbuję blog mój od dawna przez nadmiar pracy, której
po części nie lubię, ale robię, bo dzięki jej owocom mogę realizować pewne
cele.
Ostatnio motor przebudowuje i czasu nie mam zupełnie, bo na
wiosnę jeździć się chce.
Piszę o tym też, ale to potem, ujawnię jak kształtu nabierze takiego, żeby zdjęcie można było dać.
Nie wiem jak się przyplątało to wino do mojego domu, bo co i rusz
ktoś przynosi coś i zostawia. Albo po imprezie zostaje, albo niedobre, albo
tanie, albo baby nie zdążą go wypić. A mi smakuje. Nie ważne co... byle
sponiewierało. Dobra świnia wszystko zje. No i zjadłem ten marketowy roztwór
wody ze sokiem i spirytusem i zbałamucił mnie trochę tak, że kasować muszę źle
trafione litery...tęskna etykieta winnicy, i słodkie było... i ciekawe
jak ja pojadę do pracy rano o 5:00. Mam nadzieje że uleci ze mnie do rana i łeb
mnie nie będzie bolał.
Ale to nie ważne bo PAPUSZA.
Darek Paczkowski nasz żywiecki aktywista i pomocnik
społeczny w skali krajowej, razem z Fundacją KLAMRA i kinem JANOSIK zorganizowali pokaz filmu Papusza,
oraz spotkanie z aktorami
którzy zagrali w filmie tandemu
KRAUZE. Krauzowie jako że nie mogli przyjechać na projekcję,
przesłali pozdrowienie i drobne słowo wstępne w krótkim materiale filmowym, pokazanym przed projekcją. Pozdrawiali pełne kino. Konieczne były dostawki.
Wizyta Krauzów na ekranie właściwie była bez znaczenia. Kto chciał
to czytał w ostatnich Wysokich Obcasach duży wywiad z nimi. Najważniejszymi
gośćmi byli żywieccy Romowie, czy jak kto woli Cyganie bo te określenia splatają
się ze sobą tak że i ja raz mówię tak a raz inaczej i nie wiem która forma jest
poprawna. W filmie grała rodzina Buriańskich. Karol, jego córka i żona która
dopiero uczy się polskiego.
Miałem wątpliwości jak oni odnajdą się w w swojej nowej roli przed
pełną widownią. Przecież jeszcze nie dawno spotykałem ich na ulicy, i wątpię by
coś w ich życiu się zmieniło poza, jeszcze jednym nowym wspomnieniem,.
Czy poradzą sobie z ewentualnymi pytaniami widzów. Czy na sali nie znajdzie się
jakiś mądrala chcący się pochwalić erudycją i zadać skomplikowane pytanie ku uciesze gawiedzi.
Widownia okazała się bardzo wyrozumiała i nagradzała brawami
odwagę Państwa Buriańskich i szczerość ich opowieści. Dowiedzieliśmy się
że, zdjęcia do filmu trwały krótko. Córka pana Karola zagrała epizod, a żona z
Rumunii czyniła magiczne znaki i zaklęcia nad narodzoną Papuszą... na początku
filmu. Wiele scen kręcono w okolicach Olsztyna i na mazurach... reszty nie
pamiętam. Nagrano tez około trzech godzin materiału który jednak nie wszedł do
produkcji.
Podobała mi się siła z jaką pan Karol podkreślał swoją
polskość i przywiązanie do do lokalnej społeczności. Nie omieszkał wytknąć
rasistowskich napisów na murach miasta bo przecież to jest niekończąca się historia. Darkowi niebawem farby zabraknie... Na szczęście uczy młode pokolenia tolerancji. On jest niepokonany...
Szacun!
Pytań z sali nie było.
Film wszystko wyjaśniał. Podczas projekcji zastanawiałem się czy
chcę przeczytać tę książkę. Sądzę że jak
ktoś nie widział filmu to książkę mógłby przeczytać bo obrazy jakie zobaczy
oczyma wyobraźni na pewno nie będą ostre. Nie będą mocne jak ujęcia filmowe.
Film jest jak wizyta w galerii fotografii. Każde ujęcie, każdy
kadr, może być osobnym obrazem żyjącym własnym życiem. Słyszałem tylko co
chwile głos Karoliny... ale piękna klata. Bo to było najpierw ujęcie. Statyczny
kadr, w którym po chwili ożywała akcja filmu. Momenty wstrzymujące oddech
i skupiony wzrok na kadrze. Wszystko czarno-białe. Zredukowane do odcieni
szarości przez co obraz "nie gra" w filmie. Jest tylko ilustracją . Koncentruje
skupienie widza, a aktorzy ożywiają kolejne kadry poruszającą grą. Ujęcia są jak epizody, jak
rozdziały, jak odwracanie kartek albumu fotograficznego w którym sami dopowiadamy historię ze zdjęcia.
Smutna to opowieść o poetce i jej koczowniczym plemieniu. Smutny los Ficowskiego, uciekiniera i odkrywcy
który świetnie zasymilował się z Cygańskim taborem. Może nawet za bardzo... Sam
ukręcił bat na siebie w nakładzie 50 tyś egzemplarzy ... i na Papuszę,
niechcący.
Odstawanie od stada nikomu
nie wychodzi na dobre. Jak w "Papuszy" tak i w "Cyganie"
który widziałem w Cieszynie i stał się obowiązkową lekturą domowników. Odrobinę
wyższe aspiracje, skazują ambitnego człowieka na ostracyzm grupy.
Niezrozumienie i kurczowe trzymanie się tradycji, powoduje skupienie wszystkich kłopotów właśnie na Papuszy. A
Ficowski niechcący przyczynił sie do jej tragedii. Utrwalił Romską kulturę w
książce ale i zdradził coś... ale nieczytaci Cyganie do końca nie wiedzieli
co... Nieważne, Papusza z Ficowskim byli wszystkiemu winni.
Polityka i historia są tylko zaakcentowane drobną datą lub złą
nowiną przyniesioną do domu na ustach. Kto choć trochę pamięta z lekcji historii w
szkole... temu dość dwie słowie..
Ciekawe czy Papusza wpadnie w OKO Pragi i jak wypadnie konfrontacja obrazów z ekranu z tymi powstałymi podczas czytania.....
Ja nie mam wcale problemu z tym, że już czytałam książkę - bo to są dwa oddzielne twory, które łączy jedynie temat i czas wydania (bo przecież film miał światową premierę w Varach, czyli początkiem lipca, a książka wyszła gdzieś sierpniem bo czytałam ją w drodze do Włoch). To tak jak czytać kilka biografii o tym samym człowieku (kiedyś Morissson i Doors, teraz Milena albo Audrey), o tylko sprawdzanie innych punktów widzenia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze zlapie go w swieta, bo w Pradze, na przegladzie filmow z Varów nie był grany - a mialam nadzieję.