Zakładowy Mikołaj pracowniczy w bielskiej Befamie 12 grudnia.
Worek słodyczy dla mnie i Anety. Miałem wtedy 9 lat. Aneta 2 lata. Piękna idea socjalistyczna która przetrwała do dziś w niektórych przedsiębiorstwach. Na parkingu zakładowym stał nasz duży Fiat 125p koloru koralowego z pełnym bagażnikiem domowych wyrobów z zabitej świni hodowanej przez mojego ojca.
Świniobicie to święto na wsi. Rzeźnik Antoni Świerczek przygotowywał wyroby cały dzień, od świtu do zmierzchu. Boczki, szynki, balerony, salcesony w świńskim pęcherzu, i kaszanki na ciepłej wieprzowej krwi upuszczanej o świcie w mglisty poranek. Część tego skarbu ojciec zawsze zawoził swojej siostrze Małgorzacie do Katowic.
Czasy były ciężkie więc czymś oczywistym było dzielenie się dobrodziejstwami ze wsi.
Maluchy bawiły się w osobnym pokoju. Luiza będzie pewnie pamiętać najwięcej. Krycha mało a Aneta nic.
W mojej pamięci pozostał tłumiony gwar nocnych dyskusji przy wódce i kiełbasie z nutrii. Potem głośne, nocne tykanie nakręcanego zegara na półce z książkami, jasne światło latarń ulicznych oświetlające śpiące pokoje i... zimowy poranek niedzielny.
Dorośli w dziwnym dla mnie niepokoju chodzili z kąta kąt i o czymś o czym nie miałem pojęcia dyskutowali.
W pewnej chwili ojciec podniósł mnie i postawił na szerokim parapecie blokowego okna. Padał śnieg. Przed blokiem do dziś rosną wysokie drzewa, wtedy obsypane na biało do ostatniej gałązki. Na dole kiosk Ruchu i pusta ulica, pusty chodnik.
Staliśmy tak przez chwilę nie wiem na co czekając, bo śnieg nie był mi dziwny. Po chwili ojciec pokazał mi palcem dwóch ludzi w mundurach z wielkimi futrzanymi kołnierzami, ciasno opasanych z wielkimi czapami na głowach..
Dostojnie szli białym chodnikiem a niewinne drzewa kłaniały się im nisko. Ulicą Mikołowska przejeżdżały wozy bojowe na wielkich pompowanych kołach.
Po wspólnym śniadaniu dorośli siedzieli przy stole pili kawę extra select a dzieci w drugim pokoju bawiły się przy włączonym telewizorze. Jeden z dorosłych, siedzący przy drzwiach do drugiego pokoju odchylał się tylko by rzucić okiem przez ramię ma ekran telewizora.
Miał być teleranek a o 9:00 zamiast koguta pojawił sie facet w mundurze. Dorośli wskoczyli do małego pokoju i wszystko się im wyjaśniło. Jednak dla nas niezrozumiały był brak teleranka. Dyskusjom w dużym pokoju potem nie było końca a nasza zabawa w dziecięcym gronie trwała niezmącona.
Powrót do domu za to mieliśmy utrudniony bo na każdym skrzyżowaniu mijaliśmy wozy bojowe i żołnierzy. Nie pamiętam momentu kontroli ale rodzice pewnie się bali. Dobrze że bagażnik Fiata był już wtedy pusty, bo za jego zawartość można było pójść do więzienia.
Dziękuję za uwagę...
To się w głowie nie mieści...
OdpowiedzUsuńWow... Ja urodziłam się kilka lat później, ale wspomnienia mojego dziadka nadal są bardzo żywe z tych wydarzeń. Z wielkim wzruszeniem pamiętam też opowieści dziadka z czasów II wojny... byle taki świat nie wrócił.
OdpowiedzUsuńTak,tak było. Sporo pamiętasz,Jacku.A napisałes to pięknie Mówię to jako polonistka i jako człowiek,który też pamięta.Dziękuje.
OdpowiedzUsuń