Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (9) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (67) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) plenery (1) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

ZROBIŁEM FIATA KAROLINIE - 1978



Od dłuższego czasu przeglądałem ogłoszenia w poszukiwaniu malucha. Pewnej nocy pojawiło się ciekawe ogłoszenie na allegro.
Maluch z 1978 roku  w miejscowości Lubsko. Stary typ, właściwie taki pierwszy, tylko już modyfikowany przez właściciela. Brzydki i bez ważnego badania technicznego. Prawie 500km od domu, pod niemiecką granicą.
Kaśka już zasypiała, ale musiałem ją zapytać, czy nie ma nic przeciwko. Uniosła tylko powiekę i przekraczając granicę snu ziewnęła:
- A kuuupuujjj...
Kupiłem auto gestem -KUP TERAZ-  za 800 złotych. Następnego dnia zadzwoniłem i umówiłem się na spotkanie. Zaplanowaliśmy z Kaską jesienną wycieczkę do Lubska. Sprawnie dotarliśmy na miejsce. Właściciel okazał się bardzo miły i uczciwy. Niczego nie ukrywał, a nawet obdarował nas wielką ilością części zamiennych. Kompletem dokumentów, rachunków i paragonów z napraw.


Żeby nim "bezpiecznie" wracać musiałem zrobić badanie techniczne. Auto było tak zgnite, że diagnosta chwycił się za głowę.  Na szarpaku podłoga dosłownie się rozjeżdżała. Dostałem tymczasowe pozwolenie na tydzień, tylko by dojechać do domu. Podpisanie umowy uczciliśmy kawą i ciastem, specjalnie upieczonym na tę okazję przez żonę właściciela.. Nie mogli się z tym maluchem rozstać, bo auto było od początku w jednej rodzinie i woziło dwa pokolenia. Teraz nasze młode pokolenie będzie kolejnym.


Noc spędziliśmy w hotelu w Lubsku i rano po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę... z duszą na ramieniu bo hamulce były bardzo słabe, a prędkość maksymalna 80km/h.



Po drodze miałem małą awarię, bo maluch gubił zapłon. Okazało się, że pierścień segera spadł z ośki przerywacza i robił zwarcie w aparacie zapłonowym.
Na pełnym baku zrobiłem 400 km. Przed Katowicami wlałem piątkę z kanistra i dojechałem do domu.
Z Karoliną i Sebastianem w jeden dzień całego rozebraliśmy. Została buda na kołach. Już wtedy wiedziałem jak wiele części będzie potrzebnych.
  Pas przedni, połowa podłogi bagażnika, błotniki, progi, poszycia boków, belka tylna, podłoga przestrzeni pasażerskiej, miski sprężyn, wzmocnienie pod przednie wahacze, uchwyty podnośnika. Do tego arkusz blachy 1mm na łaty i dwójka na ścianę grodziową pod układem kierowniczym, szyny siedzeń.
 Do tego jeszcze pompa hamulcowa , wspornik układu kierowniczego, tylny wahacz, przewody miedziane, szczęki, przeguby, zabieraki, chromowane zderzaki, komplet siedzeń ze starego malucha, konsola przełączników bo była połamana, nowa szybka licznika, klamki wewnętrzne i zewnętrzne chromowane, radio z epoki -Tramp - Unitra, półka na głośnik wąska, białe szybki lamp i kierunkowskazów, hak na biało i felgi lakierem proszkowym, pasy bezpieczeństwa statyczne niebieskie, gniazdo elektryczne haka, bałwany, odboje, cienka kierownica, linki,



Źle robi się blacharkę kiedy auto było wcześniej rozbite i naprawiane z pomocą palnika, a elementy spawane po rancie bez nawiercania.  Takie były czasy. Z tego powodu miałem utrudnione zadanie, bo gdy do tego doda się, tak zwane, części wyprodukowane w prl'u przez rzemieślników to robota jest jeszcze gorsza bo nic nie pasuje.

Nie ma się co rozpisywać o fizycznej pracy. Była straszna. Cięcie, spawanie, pasowanie, dorabianie, szlifowanie. Nie liczyłem godzin, ale jedno jest pewne, lepiej więcej zapłacić za auto w lepszym stanie bo potem naprawa jest bardziej komfortowa i wszystko dobrze pasuje.Przygotowanie do lakierowania to kolejne dni rzeźbienia kitu i podkładu.  Szlifowanie i lakierowanie zakończyło pewien etap. Konserwacja,
 składanie to kolejne dni. Drzwi jeden dzień, instalacja elektryczna jeden dzień, silnik, hamulce, wnętrze i...już mi się nie chce dalej wymieniać.
Skończyłem.
Przeszedł przegląd, został przerejestrowany i Karolina oraz Sebastian czekają na egzamin z prawa jazdy. Numer rejestracyjny czekał rok w wydziale komunikacji w Żywcu. ( Dorota Hebda - dzięki)





















3 komentarze:

  1. Pięknie Wam to wyszło :-) Podziwiam Kasie za odwagę- że wsiadla do niego " przed" :-) Mój Dziadek miał takiego 78' albo 79' , czerwony, składany jeszcze we Włoszech. Dostał go brat, ale w końcu sprzedał :-( Ciekawe co teraz będziecie rozbierać.... ŻUK a...?:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest piękny:) Mój mąż też kupił hobbystycznie Malucha jakiś czas temu. Stoi póki co u mechanika i nabiera nowego image:). Jest nowszy niż Twój - chyba 92 rocznik. Podejrzewam, że również poczeka aż syn zrobi prawo jazdy. To jeszcze ze trzy lata musimy go potrzymać. Kupiliśmy go w Żorach, akurat jak po niego pojechaliśmy to rozszalała się śnieżyca i wracaliśmy pełni strachu... Przynajmniej ja się bałam o męża który nim jechał dzielnie do Cieszyna, ja eskortowałam go swoją Toyotą. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo inspirujący artykuł. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń