Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (9) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (67) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) plenery (1) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Zwykłość... niezwykłość.

Lubię ten moment, kiedy po położeniu otwartej książki grzbietem do góry, zdania i myśli nadal kłaczą się w głowie przeplatając obrazy w wyobraźni z frazami autora który niełatwym splotem metafor ożywia ten obraz.
To jest przyjemne kiedy wykonuję pracę bez serca... bez ducha... myślę tylko o tym by usiąść w fotelu i iść z autorem drogą którą mnie poprowadzi. Poddawać się jego subiektywnemu wyborowi i słuchać go, choć jego usta mają przecież mój głos. Mój głos, brzmiący jego słowami.
Przyjemne jest zmęczenie czytaniem kiedy skupienie ciała, jak na dobrym filmie obejrzanym bez ruchu, powoduje lekkie odrętwienie i moment odłożenia książki, przeciągania się w fotelu, jest taki orgastyczny...

 ...z głową w żółtych drogach...


Nie mogę pochłaniać książki w jeden dzień jak Mariola S. Nawet nie chcę.
Stasiuk "rozdrabnia się". Zbiera kolorowe szkiełka, cienie, smaki, ludzi i ich spojrzenia, kurz i beton... i lepi z tego obraz poetycki którym się sycę z sentymentalną przyjemnością. Gromadzi obrazy i opowieści podobnie jak ja, tylko ma je uporządkowane w zdyscyplinowanej głowie, i książce, a u mnie wszystko jest jakby wrzucone do jednego wora w którym nawet nie pamiętam co się znajduje, i każdy kolejny autor, kolejny rozdział, wyczarowuje z tego worka, jak sztukmistrz, królika z kapelusza, kolejny obraz o którym zapomniałem.

Mam szczęście trafiać na takie książki które dają przyjemność powolnego spaceru, a nie biegu od deski do deski. Mogę czytać książkę tydzień, cieszyć się ze chodzi ze mną w tornistrze, i że jeszcze zostało mi do końca parę rozdziałów. Bo to nie "wyzwanie czytelnicze", nie kolejna pozycja na półce, lecz podświadome przeciąganie końca książki które pewnie wielu z was zna...
Fajnie, że żółte drogi były podzielone na krótkie rozdziały, bo to zbiór felietonów drukowanych w różnych wydawnictwach, polskich i zagranicznych, na przestrzeni ostatnich lat. To pierwsza książka Stasiuka jaką przeczytałem i zastanawiam się czy podobnie pisał we wcześniejszych, bo jeśli tak to chętnie sięgnę po następne.

1 komentarz:

  1. Panie Jacku, przeczytałam Pana wpis już po wymianie zdań na FB :-) Szczerze Panu zazdroszczę skoro to Pana pierwsza książka Stasiuka - wiele interesujących doznań w takim razie przed Panem. Jeśli ta się Panu spodobała, to do powolnych czytelniczych spacerów i zbierania kolorowych szkiełek szczególnie nadają się "Jadąc do Babadag", "Fado" i "Dukla". "Dziennik pisany później" i "Grochów" mają nieco inny charakter, bardziej refleksyjny niż zmysłowy, ale też są bardzo dobre. Są do wypożyczenia w KN, ale sądząc po Pana wpisie wolałby Pan mieć własny egzemplarz :-) Może będziemy mieć coś znów w tym roku podczas "Czułych..." do wygrania... Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w marcu na WIEK HRABALA. Wracam do książek, bo swoim wpisem przypomniał mi Pan jedną ważną rzecz w sprawie doznań czytelniczych... Niespieszność... Dorota Siwor

    OdpowiedzUsuń