Nie szukam książek. Są osoby które dobrym słowem polecają konkretne pozycje. Są blogerzy, są pisarze, są krytycy. Opieram się na ich zdaniu i jakoś jeszcze się nie zawiodłem. Nie szukam. Słucham i otaczam się karteczkami. Na kleju, na szpilce, na magnesie.
Lubię kończyć tydzień w łóżku z Justyną Sobolewską i jej ekipą, w piątkowy wieczór, czekając na polecenie do czytania. Tylko tak mało dopuszczają ją do głosu że pozostaje mi tylko jej uśmiech. Właściwie jedno słowo wystarczy. W któryś piątek powiedziała "Miedza". Zapisałem. Ostatnio była Beata Chomątowska ze swoim zeszytem.
Zaprosili Muszyńskiego i od razu pytali o formę bo ich uderzyła. Czemu pisze tak mocnym językiem, po co opisuje ze szczegółami świat którego już prawie nie ma? Skąd może wiedzieć jak to było? Przecież jest młody. Dwudziesty pierwszy wiek mamy. Człowiek w kosmosie. Pokonana grawitacja, a on pisze o gumiokach, obsranej przez muchy żarówce, oborze z parującym łajnem i ławce przed chałupą.
Bo on kiedyś słuchał i patrzył. Jak sam powiedział wychował się w takim otoczeniu śląskiej wsi. Śląskich przedmieść, okolic Sosnowca i był świadkiem przemian. Ekspansji cywilizacji unijnej która z czystymi butami, z nowym porządkiem przekracza miedzę niosąc kaganek czystości, higieny, porządku i wygody.
Soczysty język, pozbawiony sztucznej kurtuazji, pozwala znaleźć się w centrum tego małego, prostego wszechświata. Nazywanie rzeczy i zdarzeń prostym językiem, słowotokiem przetaczającym się przez całe strony, opisującym wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, daje tej książce moc dokumentu znikającego świata, do którego może ktoś, kiedyś powróci jak wraca się do Chłopów czy Wesela. Życzę mu tego.
Znam ten prosty, piękny świat, znałem takich ludzi o jakich pisał. Noszę resztki tego świata w sobie i tylko dzięki książkom czasem on odżywa na nowo. Pozostał mi w pamięci jeden człowiek. Nazywany przez wszystkich Jasiu. Inżynier. Kiedyś piastujący kierownicze stanowisko w wielkiej fabryce, a po godzinach harujący na ugorze pazurami których nie sposób domyć. Obrabiający hektary ziemi swojej i dzierżawionej. Mający traktor, rożne maszyny, krowy świnie, barany, kury, kaczki, ule... tylko ciągle jest sam. Stary kawaler, bo rodzice mu dawno pomarli. Wszystko robi samodzielnie. Podobno miał narzeczoną. Podobno w okularach i nie podobała się rodzicom. Może była z miasta, możne nie miała hektarów?
Obejście Jasiowe. |
Dostali talon. On przywiózł fiata z fabryki, postawił na klocki i więcej do niego nie wsiadł. Na złość rodzicom. Nawet po paliwo do traktora jeździ rowerem. I do miasta po sprawunki. Umrze sam i tylko Fred znajdzie go po jakimś czasie. Jedyny który go czasem odwiedza i pamięta. My wiemy że jeszcze żyje, bo czasem słychać traktor. Czasem śmierdzi gnojówka. Bo słychać krowę na pastwisku. Bo barany się pasą w ogrodzie między drzewami i ulami.Bo stosy łajna zmieniają kubaturę pod dziurą w ścianie obory w której całą noc świeci się słabe światło gołej żarówki...
też właśnie widziałam ten odcinek z Miedzą (aczkolwiek bardziej zafascynował mnie Książe w cukierni, który jest beznadziejnie wyprzedan). pożycz Miedzę jak przejdziesz. Ja w maju zaczęłam czytać Południe i gdzieś urwałam. Może dlatego że to dla mnie za daleko, za obco.
OdpowiedzUsuń