Nikt nie mówi że u nas jest normalnie.
Sobota, północ, każdy w swoim pokoju próbuje zasnąć, jednak
wszystkim przeszkadza księżyc w pełni zaglądający przez okna. Wymieniamy
komunikaty o bezsenności w srebrnej ciszy domu, od drzwi do drzwi.
Rzucam hasło - "oglądamy film".
Karolina na to - "jestem głodna".
Kaśka - "mam placek z galaretką i borówkami w lodówce".
Siedzimy wszyscy w łóżku, zaopatrzeni, i zaczynamy seans który
planowałem już dawno, jak czytałem książkę Trumana Capote pt: "Śniadanie u
Tiffany'ego"
Poznałem go "Z zimną krwią" do której przykuwa
narracyjnym zapisem faktów ponoć spisanym z zapamiętanych rozmów, również
telefonicznych.
Najczęściej jednak w różnych rozmowach i tekstach przewija się
jego książka "Śniadanie..." wypada znać, no i Audrey Hepburn ona też
był impulsem...
Najpierw książka potem film.
Książka od pierwszych stron wydaje się łatwa i prosta, jednak mimo
to, okazuje się nieprzewidywalna. To zawsze jest zaletą, kiedy autor
wykręca za ucho, wskazując "inny kierunek głupcze". Gdzieś w tle
pojawiają się skojarzenia z "Wielkim Gatsby'm", no bo samotny
pisarz, w nowym miejscu, innym środowisku, wchodzi w czyjeś życie jakby mimo
woli ,nie specjalnie zabiegając o to i świadomie staje się jedną z
najważniejszych postaci w tej historii.
Pojawia się nieszczęśliwa miłość i śmierć, wielka przyjaźń i
zobowiązania.
Ale najfajniej jest odnajdywać zbieżność charakteru postaci z
książki, z postaciami które istniały naprawdę, lub pojawiały się na kartach
innych książek. Impulsem na takie spojrzenie był tekst
Anki o archetypach postaci ze
snu i jawy, książki, filmu i historii.
Jakoś tak, w tym samym czasie czytałem "Śniadanie u
Tiffany'ego", z przerwami na Buber-Neumann o Milenie w obozie. I te
postaci odnajdywałem u Capote. Holly Golightly ekscentryczna uwodzicielka
trzymająca facetów na postronku, a jednak na dystans. Spoufalająca się z kim
chce, ale wyznaczająca nieprzekraczalną granicę intymności. Słodka
naiwność przebiegunowana racjonalnym wyrachowaniem. Jana Cerna która spędziła
"Trzy sezony w piekle", to prawdziwa postać, podobna do Holly,
natychmiast przychodzi mi na myśl ze swoim mieszkaniowym bałaganem i
atrakcyjnością Karoliny Gruszki. Tylko głupie komentarze na portalach filmowych
sprowadzają Holly do roli prostytutki, co świadczy tylko o tym, że nie czytali
książki, a swoją powierzchowną wiedzę opierają tylko na ekranizacji.
Do głowy mi nie przyszło tak spłycić postać Holly. Jana Prawdziwa,
miała podobnie skomplikowany życiorys, ale nie mam prawa uzurpować sobie
pierwszeństwa jej oceny. Trudny charakter skomplikował jej życie, a może to
błędy wychowawcze miały na to wpływ. Milena mama, uzależniona od morfiny, a
mała Jana mimowolna konspiratorka nie miała normalnego dzieciństwa, więc
jak mogła mieć normalne życie.
Nawet bliska mi postać Mileny, emancypantki wypuszczonej
spod skrzydeł Minerwy miała zagrania jak Holly z klatką na ptaki (o wartości
kilku wyjść do toalety po 50$) ofiarowaną Fredowi. Ukradła i zastawiła
biżuterię rodziców, by spłacić długi E.Pollaka a za resztę wystroić
się na złość swojemu partnerowi który jej nie doceniał. Zrobiła
oszałamiające wrażenie na jego znajomych którzy nie znali jeszcze Mileny, a
Pollak dostał w twarz w obecności kolegów, za zgrywanie zdziwionego idioty. Zarzucano jej
amoralność, podczas kiedy ona nastawiona była bardziej refleksyjnie i moralnie
przez co była egzaltowana i nigdy nie śmieszna, w przeciwieństwie do
pozostałych koleżanek ze szkoły określanych "bachantkami" nie
traktowanymi zbyt poważnie.
Fred szanował Holly bo znał ją lepiej niż nie jeden sponsor
wieczorowy. Łatwo jej przykleić moralizatorską etykietę dziwki choć ona nawet nie
bardzo mogła sobie przypomnieć z kim spała i nie dlatego że było ich wielu,
wręcz przeciwnie. Nie dziwię się że Fred się zakochał. Zdziwiło mnie tylko
zakończenie filmu mijające się z książką, typowym amerykańskim happy and’em.
nie wiem czy wiesz, ja się tego dowiedziałam dopiero z książki o kręceniu Śniadania (Piąta ulica, piąta rano), że Fred było w tych czasach określeniem geja - zauważ, że nie wiemy, jak narrator ma faktycznie na imię, znamy go tylko z tego, które nadaje mu Holy. Swoją drogą polecam Piątą aleję, w tej książce jest wytłumaczone, dlaczego film wygląda tak nie inaczej, dlaczego Hepburn nie bardzo chciała tam zagrać i też o tym jak cierpiała przy kręceniu pierwszej sceny, w której musiał zjeść drożdżówkę..
OdpowiedzUsuńDzięki za uzupełnienie mojego posta!
OdpowiedzUsuńSzukałem Aleny Wagnerovej o Milenie na jebayu ale są tylko niemieckie i włoski i francuskie Vivre... Jak się trafi angielska to chcesz? no bo czeski to w ciemno... rozumiem
wyszedl angielski przeklad? bylam przekonana, ze jedynie czeska i niemiecka wersja (niemiecka wczesniejsza). wydaje mi sie ze to inne prace. ale nie, czeski, tlumaczenie z tlumaczenia jest strasznie dupną opcją (chociaz i czeskie wydanie jest tlumaczeniem, ale uzupelnionym, poprawionym)
OdpowiedzUsuń