Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Łódzkie wnętrzności.

 Byłem już w Łodzi kilkakrotnie. Nie śmiem powiedzieć że ją znam, bo znaczy to tylko tyle, ze może bym się tam nie zgubił. Można tak powiedzieć o wielu miastach. Każdy może tak powiedzieć, ale to nie będzie do końca prawdą.
 Odrobinę prawdy o miastach  poznaje się z każdą w nich wizytą, z każdym spacerem... z każdym przewodnikiem. Można poznawać miasto samotnie, to jednak tylko błądzenie, błąkanie się z myślami że cel jest gdzieś blisko . To złudne wrażenie poznawcze.
 Jednak to złudzenie odkrywcy jest przyjemnym uczuciem wścibskiego obserwatora. Lubimy przecież zaglądać w okna jak dziewczynka z zapałkami...
 Czekałem na sobotni poranek. jak kiedyś w Szczecinie czy w Pradze i wymknąłem się kiedy wszyscy jeszcze spali. Uwielbiam ten moment wolności i spacer nie skrępowany odliczaniem czasu i itinerem określającym to, co dla mnie najlepsze. Sam wiem czego chcę.
 Chcę zobaczyć to czego nie widzi przeciętny turysta wodzony za nos książkowym przewodnikiem. Chcę zobaczyć prawdziwe oblicze miasta które budzi się do życia, po upojnej nocy rozbujanych ulic, gwarem gości i mieszkańców.
Chcę zajrzeć w oczy bram, podwórzy skrytych za fasadą oficyny, odnowioną dla turysty. Odnowioną dla sprzedawcy, by w złudnej symbiozie z turystą, podtrzymywali puls najdłuższej ulicy w europie.
 Piotrkowska jest piękna, bogata kamienicami fabrytkantów i bankierów, sukienników i sprzedawców.
Jednak nie tego oczekuję, nie tego mi potrzeba.
 Zadzieram głowę zachwycając się bogactwem form  i rozmachem stylów wszelakich, bo właściciele nie musieli być  artystycznie wykształceni, nie musieli mieć wyrobionego smaku. Mieli kasę.
Architekt pytał w jakim stylu ma być pałac? Neogotyckim, czy neobarokowym czy innym, a dostawał odpowiedź że " w każdym". Ma być "na bogato"... i tak własnie jest.
 Wojna nie zniszczyła miasta, a odbudowa powojenna to miasto ominęła, dlatego jest ona takim dobrym filmowym plenerem.
 Bogata facjata miasta skrywa pod pudrem elewacji tajemnicę której chciałem dotknąć i powąchać brud obudzonego miasta bez makijażu, bez porannej podmywaczki ulicznej i samobieżnej zamiataczki. Nie liczyłem że spotkam wąsatego ciecia z miotłą brzozową... przepraszam "... gospodarza domu", za to potykałem się prawie, przez niezliczonych robotników budowlanych pudrujących elewację za woalem rusztowań.
Nie trzeba zapuszczać się na przedmieścia miasta by zobaczyć Łódz w której czas się zatrzymał dwadzieścia lat temu. Kiedy załamał się eksport wymiany towarowej. Kiedy zażądaliśmy zapłaty za  sukno a nie towaru wymiennego. Nagle dziesięć tysięcy niezorganizowanych tak jak górnicy czy hutnicy, łódzkich  włókniarek straciło pracę.
 Zachodziłem w cuchnące szczyną bramy, podobnie jak niektóre zdesperowane prządki, które w tych bramach wystawały godzinami, nie umiejące robić nic innego, zmuszone do tego głodem i piętrzącymi sie rachunkami. Wkraczałem w inny świat. Pozbawiony wiatru hulającego na piotrkowskiej, pozbawiony światła wschodzącego słońca bogatej alei i żywych kolorów. Jedynie światło niebieskiego okna w "suficie" studziennej oficyny wlewało odrobinę pogody w zamknięty krąg murów i okien.
 Były tam kiedyś ogrody ale najszybciej rozwijające się miasto pożerało przestrzeń zajmując osiemdziesiąt procent przestrzeni życiowej mieszkańców. Frontowe oficyny obejmowały swoimi ramionami ogrody na tyłach, zaciskając pierścień i dusząc drzewa z których pozostały do dzisiaj nieliczne, stare, wybujałe ponad linię dachu w poszukiwaniu słońca fotosyntezy.
 Łódzkie podwórka są duszą miasta. Nie deptaki, nie galerie handlowe lecz studnie oficyny. Dobrze poznaliśmy kilka z nich dzięki Maciejowi Kronenbergowi Markowi Wiśniewskiemu Bogdanowi Bernackiemu i innym którzy przygotowali zlot poświęcając nam swój cenny czas, oprowadzając nas pierwszego dnia szlakiem łódzkich plenerów filmowych "Stawki ...", "Ziemi obiecanej" i innych filmów które znaliśmy, a nie mieliśmy pojęcia że były kręcone akurat w tych czy innych miejscach.

Nasi goście Alicja Zommer Kubicka i Janusz Kubicki (M)
Alicja Zommer  
 W niedzielny poranek też spacerowaliśmy posłusznie za Maćkiem Kronenbergiem. Słuchaliśmy wykładu o historii miasta, jego architekturze, przemianach i rozwoju, kształtowaniu się życia społecznego, jego wzlotach i upadkach. Słuchając jego opowieści można to miasto tylko polubić choć mieszkać pewnie byłoby w nim trudno.

Bo zlot stawkowy to nie tylko eksploracja tematów serialu, miejsc i postaci. To przede wszystkim spotkanie znajomych, biesiadowanie do nocy i wspólne śniadanie. Najweselsze jakie znam.
Szczegółowa relacja ze zlotu za kilka dni pod tym adresem.  

Serdeczne podziękowania dla Macieja Kronenberga za przewodnik "Podwórka Piotrkowskiej"











Pan tu nie stał

OFF Łódź

Winiarnia Kondrata





Rok Tuwima mnogi.



Bydgoski FOTON

Muzeum Kinematografii "Latająca maszyna"

Tego pana znamy.

Żydowska restauracja Anatewka.

Anatewka

Neon Balbinka





Muzeum Kinematografii "Kingsajz"





Kuczka

M

M

M

M

M


M
Zdjęcia analogowe Martyna (M) i Jacek, Olympus mju1 i Yashica electro CC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz