Cisza niedzielnego poranka, po hałaśliwo-rozrywkowej sobocie, nastrajała do spaceru w nadmorskiej dzielnicy Szczecina tam gdzie tramwaj zawraca o wschodzie słońca. Dla, w jakimś stopniu, poukładanego faceta ze wsi każdy miejski spacer jest ciekawym doświadczeniem, obserwacją rzeczy ulotnych i dziwnych. Mieszczanie pewnie mijają takie miejsca beznamiętnie, nie myślac nawet o nich, chociaż mając świadomość ich istnienia. Każde miasto ma takie dzielnice o których pewnie sam bóg zapomniał.
Omijając psie kupy na chodniku do którego wdzierała się trawa pobocza nie koszona od sezonów szedłem niespiesznie i bez celu. Szedłem żeby iść, kuszony tajemnicą ukrytą za kolejnym rogiem kamienicy i następnym skrzyżowaniem. Krzaki i chaszcze, nie karczowane, skrywały stare, nikomu niepotrzebne meble, fragmenty sprzętów agd porzuconych beznadziejnie bez szansy na naprawę, samochody bezsilne zapadłe w ziemi po osie na wieki wieków amen.
Krzaki i chaszcze chwilami ożywały poruszone promieniami słońca budzącymi głód zwierząt. Spotkałem dzika pożywiającego się resztkami "ludzkich" odpadków, których anemiczni konsumenci jedynego produktu nie mają siły unieść na wysokość kubła. No bo skąd ta siła ma się brać? Z codziennej gimnastyki jednej ręki od biodra do ust z butelką piwa czy wina? Oni są zajęci, nie maja czasu, to nie ich teren, oni mieszkają od tąd do tąd i ani centymetra dalej. Nikt nie zrobi więcej niż to konieczne. nikt nie zrobi nic bo to nie jego, bo to "miasta", bo to państwa które ma dać, zrobić...
7 rano w niedzielę to piękna pora. Nie ma ruchu prawie wcale tylko wiewiórka, ruda, lekko skacze po drzewach, beztroska.
7 rano to zła pora bo niecierpliwość głodu i smaku daje o sobie znać, chrypką rozmów pod "umeblowanym" krzakiem z wydeptanym rondem wieczornych tańców tubylczych przy ognisku. Druga strona drogi, nasłoneczniona, jawi się jako ostoja bezpieczeństwa. Słoneczna poświata podkreśla inność, czystość... niedotykalność. W tym świetle lepiej iść, bezpieczniej, odważniej....
Zniszczona ściana z łachami odkrytych cegieł ogrzana słońcem, budzi się leniwie przeciągając jękiem porannej mszy świętej z uchylonego okna. Z każdym krokiem zarażliwe ziewanie białych okiennic przechodzi od modlitwy do zachrypnietego dialogu, pełnego pretensji, mężczyzny i kobiety pomiędzy które nie może sie przebić płacz niemowlaka. Na wysokościach słychać dialog porannej noweli telewizyjnej, głośnością nie znoszącą sprzeciwu.
Słońce wdziera się do śmierdzących klatek schodowych a zawsze otwarte drzwi nie zatrzymują światła żarówek których nikt nie gasi bo są niczyje, jak światełko w tunelu, dla wszystkich. Kwestią czasu jest kiedy staną się osobistym domowym żródłem oświecenia... lecz nie kagankiem.
Kagankiem jest telewizja. Ona uczy, ona bawi, ona tuli i usypia, daje tematy podwórkowych rozmów. Z łatwością wkrada się do głowy gdzie dla niej miejsca wolnego wiele.
Wszystko jest do dupy.
Wszystko zniszczone, szare i śmierdzące.
"Szczecin (...) to coś więcej niż miasto."
Może centrum, które stanie się za czterdzieści lat pływającym ogrodem (sic!). Śląsk nie stał się miastem ogrodów to i Szczecin nie będzie pływającym ogrodem tak jak trójmiasto nie stało się "sześciomiastem roku 2000" gdzie domy miał być podwieszane. (?)
Wypaczony lokalny patriotyzm kibolskich radykałów na wielkich słowach o honorze się kończy. Kapie z pędzla i wsiąka w ziemię bezużytecznie zmarnowaną farbą pustych haseł.
Cała para w gwizdek! Cała farba w mur!
Nie w zasrana klatkę schodową, odrapane drzwi frontowe czy zarośnięty trawnik, ale na most, śmietnik, ścianę komórki pięknymi kolorami patriotycznymi z próżnymi hasłami wielkimi literami.
Jak wiele
siły potrzeba by to zmienić,by wyrwać się z tego getta?
Minimalne
potrzeby samodzielnie zaspokajane z dnia na dzień skracają perspektywę myślenia
o przyszłości. Przyszłość to jutro. Byle do jutra. Dzień dzisiejszy jest
najważniejszy, dzisiejsze pragnienie, dzisiejszy głód i zdobycie bieżących
srodków.
Dziś daje
caritas, jutro unia, tam szmaty, a gdzie indziej paprykarz szczeciński. Plan
jest prosty jak codzienne czynności pierwszej potrzeby. Dreptanie w koło ławki,
potem pod krzakiem a w końcu pod sklepem zabiera z życia chwile które mogły być
piękne lecz nikt nikomu nie pokazał piękna tego życia. Próbowanie smaku
czyjegoś życia pozostawia tylko gorycz rozczarowania swoim marnym losem.
lomo |
lomo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz