Od dawna mężczyżni są celem moich obserwacji. Zastanawiam się czy bezwolność facetów przychodzi z wiekiem, czy jest może spowodowana niewłaściwym wychowaniem na poziomie podstawowym. A może wynika z tego że zlecenie wykonania pewnych czynności mężczyznie i oczekiwanie efektu jest zbyt czasochłonne, niż zrobienie czegoś od razu samodzielnie.
Niejednokrotnie wolałem zrobić coś sam od razu niż tłumaczyć komuś, co i jak wykonać, ponieważ samo polecenie może nie zawiera wystarczająco dużo informacji dla wykonawcy. Nie uruchamia jego twórczego myślenia i wyobrażni. Konieczne jest podanie, pokazanie związku przyczynowo-skutkowego i wskazanie odcinka zadania do wykonania. Dlatego zrobienie czegoś samodzielnie jest mniej czasochłonne niż tłumaczenie prostych czynności.
Ostatnia wizyta w sklepie stała się okazją do takiej obserwacji pewnego małżeństwa. Kobieta z koszykiem pełnym zakupów i dzieckiem obok siebie głośno myślała co jeszcze kupić. Dwa kroki dalej szedł za nią facet z paczką papieru toaletowego pod pachą i oglądał, a właściwie przyglądał się zabawkom na półkach. Żona głośno mówiła do niego by znalazł kilka rzeczy, na co on odpowiadał pytaniem "a gdzie to jest" i plątał sie po sklepie jak minotaur w labiryncie. Nie chciało mu się użyć mózgu i wyobrażni do poszukiwań, czy nawet zapytać sprzedawcy.
Survivalowy zestaw pytań przeciętnego mężczyzny ogranicza się do zdań typy: możesz mi podać (bo nie chce się zdjąć butów), gdzie są moje..., gdzie masz, czy masz (choć wszystko jest w zasięgu wzroku), jak to zrobić (ale przy drugim zdaniu tłumaczenia prostych czynności, stwierdzenie " to weż zrób to bo ty się na tym znasz").
Czy jedną z przyczyn takiego stanu umysłu jest nadmierne oglądanie telewizji, lub całodzienne jej dzwiękowe tło towarzyszące człowiekowi. Wydaje mi się że ma to wpływ. Telewizyjny intruz nie zauważalnie wkrada się w umysł człowieka powodując wyłączenie obszarów odpowiedzialnych za samodzielne myślenie. Bombarduje umysł informacjami mniej lub bardziej nieistotnymi, powodując bezwolne ich absorbowanie i zwalniając człowieka z myślenia gdyż dostaje gotowy produkt na tacy i przyjmuje go bezkrytycznie.
Telewizor jako medium zastępcze, wyłącza myślenie, i przede wszystkim zastępuje dialog. Dwie osoby mniej lub bardziej sobie bliskie potrafią siedzieć i patrzeć w tv nie zamieniając słowa. On mówi za nich. Mówi do nich. Zwalnia ich z rozmowy, ogranicza ich wypowiedż jedynie do komentarza potwierdzającego otrzymane informacje. Z powodu braku umiejętności prowadzenia dialogu nie dochodzi do analizy informacji,dyskusji, selekcji na informacje wartościowe i te bezużyteczne.
Nie oglądamy tv prawie wogóle, dlatego łapie się na tym że będąc u kogoś gdzie włączony jest tv, on przyciąga mój wzrok i uwagę na tyle mocno że muszę świadomie prosić o wyłączenie bo nie mogę się skupić na rozmowie. Podobnie jest z radiem, (ostatnio prosiłem w kawiarni o ściszenie "zet" bo nie mogłem normalnie porozmawiać z Kaśką).
No bo w naszym domu rozmawiamy.
Niejednokrotnie wolałem zrobić coś sam od razu niż tłumaczyć komuś, co i jak wykonać, ponieważ samo polecenie może nie zawiera wystarczająco dużo informacji dla wykonawcy. Nie uruchamia jego twórczego myślenia i wyobrażni. Konieczne jest podanie, pokazanie związku przyczynowo-skutkowego i wskazanie odcinka zadania do wykonania. Dlatego zrobienie czegoś samodzielnie jest mniej czasochłonne niż tłumaczenie prostych czynności.
Ostatnia wizyta w sklepie stała się okazją do takiej obserwacji pewnego małżeństwa. Kobieta z koszykiem pełnym zakupów i dzieckiem obok siebie głośno myślała co jeszcze kupić. Dwa kroki dalej szedł za nią facet z paczką papieru toaletowego pod pachą i oglądał, a właściwie przyglądał się zabawkom na półkach. Żona głośno mówiła do niego by znalazł kilka rzeczy, na co on odpowiadał pytaniem "a gdzie to jest" i plątał sie po sklepie jak minotaur w labiryncie. Nie chciało mu się użyć mózgu i wyobrażni do poszukiwań, czy nawet zapytać sprzedawcy.
Survivalowy zestaw pytań przeciętnego mężczyzny ogranicza się do zdań typy: możesz mi podać (bo nie chce się zdjąć butów), gdzie są moje..., gdzie masz, czy masz (choć wszystko jest w zasięgu wzroku), jak to zrobić (ale przy drugim zdaniu tłumaczenia prostych czynności, stwierdzenie " to weż zrób to bo ty się na tym znasz").
Czy jedną z przyczyn takiego stanu umysłu jest nadmierne oglądanie telewizji, lub całodzienne jej dzwiękowe tło towarzyszące człowiekowi. Wydaje mi się że ma to wpływ. Telewizyjny intruz nie zauważalnie wkrada się w umysł człowieka powodując wyłączenie obszarów odpowiedzialnych za samodzielne myślenie. Bombarduje umysł informacjami mniej lub bardziej nieistotnymi, powodując bezwolne ich absorbowanie i zwalniając człowieka z myślenia gdyż dostaje gotowy produkt na tacy i przyjmuje go bezkrytycznie.
Telewizor jako medium zastępcze, wyłącza myślenie, i przede wszystkim zastępuje dialog. Dwie osoby mniej lub bardziej sobie bliskie potrafią siedzieć i patrzeć w tv nie zamieniając słowa. On mówi za nich. Mówi do nich. Zwalnia ich z rozmowy, ogranicza ich wypowiedż jedynie do komentarza potwierdzającego otrzymane informacje. Z powodu braku umiejętności prowadzenia dialogu nie dochodzi do analizy informacji,dyskusji, selekcji na informacje wartościowe i te bezużyteczne.
Nie oglądamy tv prawie wogóle, dlatego łapie się na tym że będąc u kogoś gdzie włączony jest tv, on przyciąga mój wzrok i uwagę na tyle mocno że muszę świadomie prosić o wyłączenie bo nie mogę się skupić na rozmowie. Podobnie jest z radiem, (ostatnio prosiłem w kawiarni o ściszenie "zet" bo nie mogłem normalnie porozmawiać z Kaśką).
No bo w naszym domu rozmawiamy.
Ostatnio w Łodygowicach
Pierwsze dwa zdjęcia (fuji 100) najpierw naświetlone jako 400asa - płot,bruk, kwiatki, podłoga i inne. Następnie zwinąłem film i robiłem zdjęcia naświetlając nominalnie. Wyszło, co wyszło. Fajne.
Pierwsze dwa zdjęcia (fuji 100) najpierw naświetlone jako 400asa - płot,bruk, kwiatki, podłoga i inne. Następnie zwinąłem film i robiłem zdjęcia naświetlając nominalnie. Wyszło, co wyszło. Fajne.
"O Szwejku i o nas" znalazłem, niebawem do mnie zawita. Na "Praski elementarz" poczekam do jesieni. "Praga magiczna" droga jak cholera. Tak jak "Polacy nie gęsi" e-splot.pl/?pid=articles&id=1874 którą prędzej czy później sobie kupię napewno. "Ponad nasze siły" znalazłem w dobrej cenie. Myślę że zbiór reportaży Mileny będzie dla mnie najlepszą lekturą. Twój artykuł o Jesenskiej znalazłem wcześniej, byłem juz w "Łóżku Majora". Zainteresował mnie tam tekst o Magnum które jest bliskie moim ideałom fotograficznym. Tak na marginesie, na początku lat '90tych miałem na taśmie VHS doskonały film dokumentalny o grupie Magnum którego nijak nie umiem znależć w wersji cyfrowej. Nie mam jego właściwego tytułu a i najrózniejsze frazy poszukiwawcze nie dają żadnego zadowalającego rezultatu. Gdyby (A.M.) kiedyś coś Ci wpadło do ucha lub oka daj znać. Nie chodzi mi o materiał z 1999r lecz wcześniejszy.
Żywiecka środa targowa to dzień wymiany towarowo-rolniczej, ogrodniczej, końskiej (bez koni), odzieżowej, mydlano-powidlanej...
Tego dnia niema handlarzy starociami i wszelkim badziewiem wystawkowo-porządkowym. Jest tylko jeden pan sprzedawca książek z przeszłością.
Spędziłem przy jego stoisku obwoźnym kilka minut. Przejrzałem prawie wszystkie tytuły i oto co znalazłem.
Wydatek 10zł wart był chyba swojej ceny, bo lubię H.G.Wellsa odkąd pierwszy raz w dzieciństwie oglądałem "Wojny światów" z 1953r. Byłem spocony pod kołdrą bo nie ruszałem się ze strachu przez cały film leżąc przy czarnej dziurze nocnego okna. "Wehikuł czasu" zachwycał mnie plastycznością, ciekawą wizją przyszłości i wtedy, najbardziej, szybko zmieniającym się wystrojem witryny sklepowej w trakcie podróży.Bałem się jego wizji świata.
"Wojny światów" 2005r podobały mi się jednak bardziej ze względu na efekty specjalne niż na uwspółcześnioną fabułę mającą przyciągnąć niewymagającego widza.
"Motory" bielskiego autora nie mogły pozostać bezdomne tym bardziej że często przejeżdżam koło Jego domu urodzenia z tablicą na frontonie kamienicy. Na marginesie: jest na tej tablicy napisane mniej więcej "... był piewcą kultury beskidzkiej" O krytyce kościoła słowa brak, jak i o tym że był ulubionym autorem Jana Pawła 2 tym bardziej że na przeciw Jego domu stoi szpital im. JP2. Przeczytam.
Znalazłem też dwie książki czechosłowackie. Wacława Rzezacza "Krawędź" (Czytelnik 1948) nazwisko obiło mi się o uszy w jakimś czeskim filmie była taka postać lecz niemająca nic wspólnego z autorem.
Druga to zbiór opowiadań "Razem i imieniu życia" 1980r. opowiadania czeskie i słowackie. Sądząc ze wstępu... właściwe zastosowanie prawdziwej treści w walce o socjalistyczny charakter społeczeństwa.
Nie to jednak skłoniło mnie do kupna tej książki lecz ostatnia strona wypełniona odręcznym pismem.
Anonimowe pożegnanie, pełne rozgoryczenia płynące z tego listu podnosi wartość tej książki. Nie rynkową ale sentymentalną. Ta książka może była prezentem na trudne dni, kupionym ku pokrzepieniu obdarowanej osoby, przypuszczam że z racji tytułu. Treść jednak nie przystoi do goryczy pożegnalnego listu. Brakuje jednej kartki która mogłaby rzucić więcej światła na los osoby piszącej tamte słowa.
Tego dnia niema handlarzy starociami i wszelkim badziewiem wystawkowo-porządkowym. Jest tylko jeden pan sprzedawca książek z przeszłością.
Spędziłem przy jego stoisku obwoźnym kilka minut. Przejrzałem prawie wszystkie tytuły i oto co znalazłem.
Wydatek 10zł wart był chyba swojej ceny, bo lubię H.G.Wellsa odkąd pierwszy raz w dzieciństwie oglądałem "Wojny światów" z 1953r. Byłem spocony pod kołdrą bo nie ruszałem się ze strachu przez cały film leżąc przy czarnej dziurze nocnego okna. "Wehikuł czasu" zachwycał mnie plastycznością, ciekawą wizją przyszłości i wtedy, najbardziej, szybko zmieniającym się wystrojem witryny sklepowej w trakcie podróży.Bałem się jego wizji świata.
"Wojny światów" 2005r podobały mi się jednak bardziej ze względu na efekty specjalne niż na uwspółcześnioną fabułę mającą przyciągnąć niewymagającego widza.
"Motory" bielskiego autora nie mogły pozostać bezdomne tym bardziej że często przejeżdżam koło Jego domu urodzenia z tablicą na frontonie kamienicy. Na marginesie: jest na tej tablicy napisane mniej więcej "... był piewcą kultury beskidzkiej" O krytyce kościoła słowa brak, jak i o tym że był ulubionym autorem Jana Pawła 2 tym bardziej że na przeciw Jego domu stoi szpital im. JP2. Przeczytam.
Znalazłem też dwie książki czechosłowackie. Wacława Rzezacza "Krawędź" (Czytelnik 1948) nazwisko obiło mi się o uszy w jakimś czeskim filmie była taka postać lecz niemająca nic wspólnego z autorem.
Druga to zbiór opowiadań "Razem i imieniu życia" 1980r. opowiadania czeskie i słowackie. Sądząc ze wstępu... właściwe zastosowanie prawdziwej treści w walce o socjalistyczny charakter społeczeństwa.
Nie to jednak skłoniło mnie do kupna tej książki lecz ostatnia strona wypełniona odręcznym pismem.
Anonimowe pożegnanie, pełne rozgoryczenia płynące z tego listu podnosi wartość tej książki. Nie rynkową ale sentymentalną. Ta książka może była prezentem na trudne dni, kupionym ku pokrzepieniu obdarowanej osoby, przypuszczam że z racji tytułu. Treść jednak nie przystoi do goryczy pożegnalnego listu. Brakuje jednej kartki która mogłaby rzucić więcej światła na los osoby piszącej tamte słowa.
- Anka:
- szurens czechofan:
Tydzień bez książki to co prawda nie tydzień stracony, ale zaczyna mi brakować czasu dla siebie. Nie mogę doczekać się drugich zmian w pracy ponieważ to najlepsze dni kiedy mogę najwięcej czasu poświęcić na czytanie i lekturę filmową. Mam nadzieję że mój wspaniały pracodawca tego nie czyta a jeśli tak to wierzę że zrozumie potrzebę samorozwoju połączoną z niezaniedbywaniem obowiązków.
Nawet komputer pożera coraz więcej mojego cennego czasu. Wszędzie w moim otoczeniu w zasięgu wzroku znajdują się długopisy, karteczki do notowania ulotnych myśli, spraw, pomysłów, rzeczy do sprawdzenia, do kupienia, poszukania czy zrobienia. Wiele właśnie z pomocą komputera. Doba jest za krótka dla mnie a codzienne wstawanie o 05:30 to już normalność. Mój ulubiony czas i pora kiedy wszyscy śpią np. w wolny dzień. Popijam kawę, słońce zagląda mi prawie przez ramię. Wtedy piszę, sprawdzam, szukam, czytam... czasem kupuje.
Łykam porcjami "Pepiki" i wstyd się przyznać ale z każdym rozdziałem książki utwierdzam się w przekonaniu że mój obraz Czechów niewiele odbiegał od stereotypu powszechnie powielanego. Wcześniejsza lektura książek Szczygła otwierała mi oczy i serce na naszych sąsiadów. Poznawałem ich od bardziej intymnej strony i nabierałem przekonania że nic nie jest takie jak się wydaje.
Czytając "Pepiki" nabieram szacunku do Czechów których historia także tragicznie doświadczyła. Nietaktem byłoby porównywanie kto więcej wycierpiał, kto poniósł więcej ofiar. Poznając kolejne postacie ich ostatniego 100lecia uzupełniam wiedzę historyczną wyniesioną ze szkoły średniej. Zachwyciła mnie historia Mileny Jesenskiej reportażystki i losy Josefa Frantiska pilota żołnierza czecha-polaka. "Dywizjon 303"- lektura obowiązkowa, jedna z moich ulubionych.
Niebawem skończe "Pepików"... co dalej skoro kolekcje z GW przeczytałem, obejrzałem?
Anka poradź.
Nawet komputer pożera coraz więcej mojego cennego czasu. Wszędzie w moim otoczeniu w zasięgu wzroku znajdują się długopisy, karteczki do notowania ulotnych myśli, spraw, pomysłów, rzeczy do sprawdzenia, do kupienia, poszukania czy zrobienia. Wiele właśnie z pomocą komputera. Doba jest za krótka dla mnie a codzienne wstawanie o 05:30 to już normalność. Mój ulubiony czas i pora kiedy wszyscy śpią np. w wolny dzień. Popijam kawę, słońce zagląda mi prawie przez ramię. Wtedy piszę, sprawdzam, szukam, czytam... czasem kupuje.
Łykam porcjami "Pepiki" i wstyd się przyznać ale z każdym rozdziałem książki utwierdzam się w przekonaniu że mój obraz Czechów niewiele odbiegał od stereotypu powszechnie powielanego. Wcześniejsza lektura książek Szczygła otwierała mi oczy i serce na naszych sąsiadów. Poznawałem ich od bardziej intymnej strony i nabierałem przekonania że nic nie jest takie jak się wydaje.
Czytając "Pepiki" nabieram szacunku do Czechów których historia także tragicznie doświadczyła. Nietaktem byłoby porównywanie kto więcej wycierpiał, kto poniósł więcej ofiar. Poznając kolejne postacie ich ostatniego 100lecia uzupełniam wiedzę historyczną wyniesioną ze szkoły średniej. Zachwyciła mnie historia Mileny Jesenskiej reportażystki i losy Josefa Frantiska pilota żołnierza czecha-polaka. "Dywizjon 303"- lektura obowiązkowa, jedna z moich ulubionych.
Niebawem skończe "Pepików"... co dalej skoro kolekcje z GW przeczytałem, obejrzałem?
Anka poradź.
- Anka radzi:): tak więc - "O Szwejku i o nas" Kroha - do dostania w bibliotekach i antykwariatach. ewentualnie znam osobe w Cieszynie, ktora ma dwa egzemplarze. przyznaje ze jeszcze nie przeczytalam, ale M czyta, bo to nasza lektura łazienkowa:) oprocz tego poczekac do września na rozrzerzone drugie wydanie "Praskiego elementarza" Kaczorowskiego. mozna pewnie znalezc to sprzed 12 lat - ale po co skoro ma wyjsc ulepszone? z nie-polskich "Praga magiczna" Rippelliniego (moglam pomyslic ilosci P badz L), tez do dostania w bibliotekach. i na razie nie mam wiecej pomysłów, muszę iść spojrzeć na moją biblioteczkę
- Anka: i popraw kurwa Czechów wielką literą!
- szurens czechofan: "Praski elementarz" już namierzałem ale poczekam na pełniejszy... dzięki.
Wielka scena nad jeziorem z dużym wybiegiem dla publiczności i mniejsza prawie na plaży, dwa pola namiotowe, duże zaplecze socjalne, wiele punktów gastronomicznych z urozmaiconym jadłospisem.
Koncerty odbywały każdego dnia od piątku do niedzieli w godz. 13-24. Kultura wśród publiczności była na zaskakująco wysokim poziomie. W nocy na polu namiotowym było słychać chrapanie w odległym namiocie. Szczególnie hucznych imprez nie zauważyłem, śmieci nie walały się a gdy kubły były pełne odkładano je obok.
Młodzi ludzie przyjechali się dobrze bawić i pewnie dlatego nie zauważyłem jakiegoś wielkiego pijaństwa, awantur czy bójek. Nic nam nie ukradziono choć namiot był otwarty. Sąsiedzi witali nas o poranku słowem "dzień dobry". Pełna kultura.
Nie będę opisywał kto jak grał bo odbiór każdego jest bardzo osobisty. Mnie zachwycił Vader, Soulfly, Septic flash, Moonspell, Triptykon, Deathangel. Gatunków, klimatów i nastrojów było takie spektrum że każdy znalazł coś dla siebie, każdy przyjechał dla innych zespołów.
Dzięki uprzejmości organizatorów mieliśmy możliwość wstępu za scenę co dało nam możliwość spotkań z muzykami wielu ulubionych zespołow. Przywieżliśmy wiele trofeów takich jak: pałeczka Deathangel, Kostki Megadethi Legion of the Demned, autografy Deathangel, Megadeth- Dave Mustaine i wiele wspólnych zdjęć z gwiazdami. LOMO Galeria Karoliny:
www.facebook.com/(…)set… Deszcz niezbyt nam przeszkadzał było nawet sporo słońca które spaliło mi glace. Największą furorę zrobiła Karolina kiedy pojawiła się w wojskowej pałatce (taka wielka peleryna) wyglądając jak Darth Vader. Wszyscy się oglądali.
Duże słowa uznania należą się firmie ochraniającej imprezę - FORT. Nie było jakichś zdarzeń niepożądanych czy awantur. A grupie która odbierała ludzi płynących na rękach fanów prosto pod scenę należą się szczególne brawa ponieważ odbierali wszystkich bez względu na płeć i masę na własnych rękach zdejmowali i stawiali na ziemi setki razy. Fani biegali tam i z powrotem po kilka razy ponieważ czuli się bezpiecznie i Karolina też. Ochroniarze robili to z nieskrywaną radością. Nikogo za to nie potępiali, zabawa była przednia.
* bebzol.com/pl/Walentynki-sralentynki.57576.html
Za parę godzin wyjeżdżamy na koncert. Szkoda że pada bo nie lubię plenerowych imprez w deszczu. Najbardziej wściekły byłem wiele lat temu kiedy robilismy z Kaśką reportaż w Kalwarii podczas misterium męki Pańskiej. Błoto po kolana, tempo spacerowe w tłumie, ale zdjęcia wyszły fajne.
Jak będzie tak padać to nawet nie chce mi się rozkładać namiotu, będziemy spać w aucie.
Wracamy w poniedziałek rano i wtedy podzielę się wrażeniami.
rain forever world... w sam raz
www.facebook.com/groups/464766440216296/
Czechofil to uniwersalne określenie osoby interesującej sie czechami, zakreślające w pewnych ramach typowe zainteresowania takie jak: piwo,żarcie,knajpy albo podróże,góry,miasta i wioski czy literaturę,historię i sztukę.
Miłośnik czechów bywa w republice, zna ludzi,czuje sie tam dobrze zarówno ze znajomością języka jak i bez.
Duże znaczenie ma tzw. prawo pierwszych połączeń które warunkuje póżniejszego czechofila. Jeśli film, książka lub pobyt w czechach zrobiły dobre wrażenie na człowieku wtedy ten pozytywny obraz przekłada sie na różowe widzenie braci z południa.
Niech każdy nazywa siebie czechofilem. Każdy wnosi coś dobrego do społeczności miłośników. Nie trzeba sie znać na wszystkim. Wystarczy słuchać, poznawać, rozmawiać, czytać.
Nazywam siebie czechofanem bo cały czas uczę sie. Nie nie studiuje. Jestem na takim etapie że nic nie musze, nie musze sie napinać. Mogę chcieć i chce: czytać, oglądać, bywać, rozmawiać i... Pisać.
Anka dobrze rozgraniczyła czechofanów od bohemistów którzy okres bycia czechofilem mają już za sobą i swoje życie podporządkowali 'czeskości'. Mieszkają w czechach, żyją w symbiozie z miastem, asymilują się, poznają otoczenie by czuć sie tam jak w domu.
Studiują, poznają i przybliżają czechy nam skromnym miłośnikom.
Fatalnie pisze sie z telefonu!
Czechofil to uniwersalne określenie osoby interesującej sie czechami, zakreślające w pewnych ramach typowe zainteresowania takie jak: piwo,żarcie,knajpy albo podróże,góry,miasta i wioski czy literaturę,historię i sztukę.
Miłośnik czechów bywa w republice, zna ludzi,czuje sie tam dobrze zarówno ze znajomością języka jak i bez.
Duże znaczenie ma tzw. prawo pierwszych połączeń które warunkuje póżniejszego czechofila. Jeśli film, książka lub pobyt w czechach zrobiły dobre wrażenie na człowieku wtedy ten pozytywny obraz przekłada sie na różowe widzenie braci z południa.
Niech każdy nazywa siebie czechofilem. Każdy wnosi coś dobrego do społeczności miłośników. Nie trzeba sie znać na wszystkim. Wystarczy słuchać, poznawać, rozmawiać, czytać.
Nazywam siebie czechofanem bo cały czas uczę sie. Nie nie studiuje. Jestem na takim etapie że nic nie musze, nie musze sie napinać. Mogę chcieć i chce: czytać, oglądać, bywać, rozmawiać i... Pisać.
Anka dobrze rozgraniczyła czechofanów od bohemistów którzy okres bycia czechofilem mają już za sobą i swoje życie podporządkowali 'czeskości'. Mieszkają w czechach, żyją w symbiozie z miastem, asymilują się, poznają otoczenie by czuć sie tam jak w domu.
Studiują, poznają i przybliżają czechy nam skromnym miłośnikom.
Fatalnie pisze sie z telefonu!
- Anna M: http://www.facebook.com/czechofile/posts/384024498310168?comment_id=4138065&offset=0&total_comments=21 komentarz Anny M - nie mój tym razem - najlepiej komentuje tę sprawę i na tym należy chyba skończyć. w przypadku tego pana oczywiście co do czechofilizmu jeszcze - w kwietniu na uniwersytecie we wrocławiu był wykład na ten temat "polski czechofilizm - spojrzenie krytyczne":)