Rodzinne śniadanie i obiad dały nam czas na wymianę opowieści. Podczas mojego oglądania gwiazd filmowych reszta mojej rodziny olądała gwiazdy na niebie w małej miejscowości beskidzkiej Sopotnia Wielka. Znajduje się tam baza towarzystwa astronomicznego POLARISwww.polaris.org.pl/
Do Cieszyna dotarłem na 14:00 prosto do teatru na krótką formę animowaną "Świteź" wg.A. Mickiewicza. Porywająca realizacja, wtłaczająca w fotel. Ballada o wielkim ładunku emocjonalnym. Chwilami brakowało mi oddechu i nie mogłem się ruszyć na fotelu. Plastyka obrazu w połączeniu z 3D jest wielkim atutem tego filmu. Przytłacza widza, a zaklęte w filmie emocje i historia poruszają serce. Napewno obejrzę jeszcze kilka razy bo lubię takimi emocjami poruszać swoje serce.
Po takim pięknym filmie zaserwowano nam coś...
"...nuda, nic się nie dzieje" film "Wszystko płynie". Film drogi (wodnej) ekologiczna przypowiastka dla ludzi z miasta szukających wytchnienia od wyścigu szczurów. Jestem prosty facet ze wsi i takie klimaty mnie nie ruszają. Łowienie ryb, szukanie pijawek, kury to żadna nowość, ale dla niektórych to świat już zaginiony. Atutem tego filmu jest jego kampania promocyjna. Właściwie promocja rzeki. Ostatniej nieuregulowanej naszej królowej rzek w europie.
Wyciszony, wręcz znudzony poszedłem do Piasta na "KI". Plakat zachęcał do oglądania nagrodami i intrygował zdaniem "Nie polubisz jej"... Pewnie jakiś ułożony facet z patriarchalnymi zasadami wymyślił to zdanie na plakat.
Ki szuka w sobie przyczyny niepowodzeń które ją dotykają a ja zadaje sobie pytanie czy może przyczyną są faceci. Niewłaściwi faceci którzy w połączeniu z jej trudnym charakterem tworzą mieszankę wybuchową eksplodującą kłopotami. Film skończył się ostrym cięciem dającym nadzieję powolnej stabilizacji. Chciałem dalszego ciągu...
Wychodząc z kina podsłuchiwałem rozmowy ludzi. Pewna młoda para zamieniła dosłownie kilka słów które wystarczyły mi za cały komentarz. Dziewczyna powiedziała swojemu partnerowi "...tak wygląda dziewczyna niestabilna emocjonalnie" na co on jej odpowiedział "...ona jest popierdolona". Ech... mężczyżni powinniście się wstydzić. Na każdym kroku widzę facetów zwolnionych z myślenia, z obowiązków, pozbawionych wyobrażni, kierowanych przez kobiety. Wręcz popychanych, zadających zbędne pytania zamiast samodzielnie szukać odpowiedzi...
Jako miłośnik starych filmów zauroczony "Organami" Uhera czekałem na "Słonko w sieci". Podświadomie czułem że film mi się spodoba. Trochę ukształtowany przez polską szkołę filmową odruchowo szukałem podobieństw do polskich filmów tamtego okresu. Krytyka konformistycznego społeczeństwa. Wyalienowanie i próba znalezienia miejsca pośród ludzi o innym punkcie widzenia przypominały mi "Niewinnych czarodziejów" z Łomnickim, czy "Czarnego Piotrusia" (CZ). Z przyjemnością spędziłem czas na tym filmie utwierdzając się w przekonaniu że czechosłowacka nowa fala jest tak jak nasza polska szkoła filmowa ważnym i wyrazistym nurtem w kinematografii.
Kino nad rzeką z powodu obowiązków musiałem sobie odpuścić.
Dziś 30.04 zlot miłośników STAR WARS w Pszczynie więc jedziemy z całą rodziną. Kino na granicy musi poczekać.
Do Cieszyna dotarłem na 14:00 prosto do teatru na krótką formę animowaną "Świteź" wg.A. Mickiewicza. Porywająca realizacja, wtłaczająca w fotel. Ballada o wielkim ładunku emocjonalnym. Chwilami brakowało mi oddechu i nie mogłem się ruszyć na fotelu. Plastyka obrazu w połączeniu z 3D jest wielkim atutem tego filmu. Przytłacza widza, a zaklęte w filmie emocje i historia poruszają serce. Napewno obejrzę jeszcze kilka razy bo lubię takimi emocjami poruszać swoje serce.
Po takim pięknym filmie zaserwowano nam coś...
"...nuda, nic się nie dzieje" film "Wszystko płynie". Film drogi (wodnej) ekologiczna przypowiastka dla ludzi z miasta szukających wytchnienia od wyścigu szczurów. Jestem prosty facet ze wsi i takie klimaty mnie nie ruszają. Łowienie ryb, szukanie pijawek, kury to żadna nowość, ale dla niektórych to świat już zaginiony. Atutem tego filmu jest jego kampania promocyjna. Właściwie promocja rzeki. Ostatniej nieuregulowanej naszej królowej rzek w europie.
Wyciszony, wręcz znudzony poszedłem do Piasta na "KI". Plakat zachęcał do oglądania nagrodami i intrygował zdaniem "Nie polubisz jej"... Pewnie jakiś ułożony facet z patriarchalnymi zasadami wymyślił to zdanie na plakat.
Ki szuka w sobie przyczyny niepowodzeń które ją dotykają a ja zadaje sobie pytanie czy może przyczyną są faceci. Niewłaściwi faceci którzy w połączeniu z jej trudnym charakterem tworzą mieszankę wybuchową eksplodującą kłopotami. Film skończył się ostrym cięciem dającym nadzieję powolnej stabilizacji. Chciałem dalszego ciągu...
Wychodząc z kina podsłuchiwałem rozmowy ludzi. Pewna młoda para zamieniła dosłownie kilka słów które wystarczyły mi za cały komentarz. Dziewczyna powiedziała swojemu partnerowi "...tak wygląda dziewczyna niestabilna emocjonalnie" na co on jej odpowiedział "...ona jest popierdolona". Ech... mężczyżni powinniście się wstydzić. Na każdym kroku widzę facetów zwolnionych z myślenia, z obowiązków, pozbawionych wyobrażni, kierowanych przez kobiety. Wręcz popychanych, zadających zbędne pytania zamiast samodzielnie szukać odpowiedzi...
Jako miłośnik starych filmów zauroczony "Organami" Uhera czekałem na "Słonko w sieci". Podświadomie czułem że film mi się spodoba. Trochę ukształtowany przez polską szkołę filmową odruchowo szukałem podobieństw do polskich filmów tamtego okresu. Krytyka konformistycznego społeczeństwa. Wyalienowanie i próba znalezienia miejsca pośród ludzi o innym punkcie widzenia przypominały mi "Niewinnych czarodziejów" z Łomnickim, czy "Czarnego Piotrusia" (CZ). Z przyjemnością spędziłem czas na tym filmie utwierdzając się w przekonaniu że czechosłowacka nowa fala jest tak jak nasza polska szkoła filmowa ważnym i wyrazistym nurtem w kinematografii.
Kino nad rzeką z powodu obowiązków musiałem sobie odpuścić.
Dziś 30.04 zlot miłośników STAR WARS w Pszczynie więc jedziemy z całą rodziną. Kino na granicy musi poczekać.
- gość:
Zlot czechofilów... hmm. Siedzieliśmy we trójkę w milczeniu na przeciw siebie. Próba nawiazania kontaktu wzrokowego z Anetą czy z Przemkiem (wtedy anonimowymi) nie powiodła, się więc przy okazji wizyty grupy organizatorów poprostu zapytałem kto przyjechał na zlot. Wtedy gęby się im uśmiechnęły i spotkaliśmy się przy wspólnym stoliku. Na początku rozmowa się nie kleiła. Poruszaliśmy tzw. bezpieczne tematy: filmowe, książkowe i festiwalowe .
Kiedy dołączyły do nas kolejne osoby z Anią M.na czele zrobiło się wesoło i sympatycznie choć w miarę spożywania piwa biesiada robiła się typowo polsko-weselna... czyli polityczno-historyczna przeplatana autoprezentacją. Nawet mi to nie przeszkadzało bo mam do tego pewien dystans i perspektywa czesko-cieszyńskiego weekendu dobrze mnie nstrajała. Z powodu obowiązków opuściłem towarzystwo ok północy.
SOBOTA.
10:00 kino Central. Przytulne stare kino w drewnie ze średniej jakości obrazem na ekranie. Takie lubie. "Akumulator1" Jako zagorzałego przeciwnika telewizji ten film mnie ucieszył i utwierdził w swoich przekonaniach. Złożona fabuła, proste efekty i czytelne przesłanie na kanwie taniego horroru pomieszanego z s-f filmów klasy B dały trochę groteskowy efekt który może się podobać.
Z Centrala biegiem do teatru na film "Tatinek" i spotkanie ze Zdenkiem Swerakiem. Szkoda że nie zabrałem swojej ksiązki do podpisu ale za to będę miał dwie zwrotne butelki i zdjęcie z autorem o ile się udało (łomofoto). Muszę wspomnieć o kilku słowach wypowiedzianych przez Z.Sweraka. Było mu przykro że nie ma równowagi pomiędzy zainteresowaniem polaków czeskim filmem a czechów polskim.
Tatinek dobrze wypadł w laurce stworzonej przez syna Jana Sweraka. Lubię ich filmy. Ten tandem reżyser/ aktor/ scenarzysta potrafi mnie poruszyć a nawet dotknąc trafnością obserwacji gdzie czasem przeglądam się jak w zwierciadle widząc nie tylko siebie ale i otaczający mnie świat.
"Niepewny sezon"... (?)fenomen Jary Cimrmana wydaje mi się... dobrze skrojony na czasy komunizmu jako odpowiedź na propagandę władz że wszystko jest piękne, dobre i prawdziwe. Nie mam takiej wiedzy by odnaleźć nasz odpowiednik teatralny ale do głowy przychodzi mi "Kabaret pod Egidą" czy TEY. Filmu nie wytrzymałem do końca... tych nie kończących się prób... poszedłem na obiad.
U Huberta pełno ludzi więc smażony ser przeszedł mi koło nosa. Zapchałem się kiepskimi żeberkami w jakiejś cieszyńskiej (CZ) jaskini czy dworze, nie ważne .
Do "Piasta" miałem pod górę z pełnym żołądkiem. "ORGANY" Uhera
Zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przede wszystkim formalnie. Jako dziecko czarno-białej telewizji i takich zdjęć lubię i dobrze odbieram takie filmy. Brak koloru pozwala na lepsze skupienie, wejście w kadr. Czuje się jak w filmie. Proste ujęcia wręcz fotograficzne, czyste kadry, kompozycja i najazdy kamery stanowiły o sile tego filmu. Fabuła konfrontacji ludzkich charakterów była osobną płaszczyzną, tak jak przejmująca muzyka Bacha kontrastująca z mszalnym zawodzeniem organisty.
Lubię Polską Szkołę Filmową dlatego z prawdziwą przyjemnością oglądałem ten film.
Widzowie w milczeniu opuszczali salę kinową. To było wielkie kino.
Dla mnie zakończeniem pierwszego dnia festiwalowego było otwarcie festiwalu w teatrze połaczone z ekspozycją zdjęć zrobionych w osadzie romskiej na Słowacji.
Wizyta Martina Sulika przed projekcją filmu "Cygan" przybliżyła man sytuację romów i cyganów na słowacji oraz kulisy powstania filmu. Ważne jest że film powstał przy udziałe tylko jednego zawodowego aktora i całej rzeszy naturszczyków których wcześniej widzieliśmy na fotoreportażu.
To smutny film. Każdy na codzień spotyka romów i cyganów. Wielu daje jałmużnę by zagłuszyć swoje sumienie, poczuć że spełniło się dobry uczynek. Jesteśmy w błędzie. Oceniamy po pozorach i nie chcemy wiedzieć więcej. Wrzucając srebrniki umywamy ręce a bieda nadal toczy getto.My nie chcemy tego widzieć, oni nie umieją się przystosować, zmienić... Bardzo warto zobaczyć.
Kiedy dołączyły do nas kolejne osoby z Anią M.na czele zrobiło się wesoło i sympatycznie choć w miarę spożywania piwa biesiada robiła się typowo polsko-weselna... czyli polityczno-historyczna przeplatana autoprezentacją. Nawet mi to nie przeszkadzało bo mam do tego pewien dystans i perspektywa czesko-cieszyńskiego weekendu dobrze mnie nstrajała. Z powodu obowiązków opuściłem towarzystwo ok północy.
SOBOTA.
10:00 kino Central. Przytulne stare kino w drewnie ze średniej jakości obrazem na ekranie. Takie lubie. "Akumulator1" Jako zagorzałego przeciwnika telewizji ten film mnie ucieszył i utwierdził w swoich przekonaniach. Złożona fabuła, proste efekty i czytelne przesłanie na kanwie taniego horroru pomieszanego z s-f filmów klasy B dały trochę groteskowy efekt który może się podobać.
Z Centrala biegiem do teatru na film "Tatinek" i spotkanie ze Zdenkiem Swerakiem. Szkoda że nie zabrałem swojej ksiązki do podpisu ale za to będę miał dwie zwrotne butelki i zdjęcie z autorem o ile się udało (łomofoto). Muszę wspomnieć o kilku słowach wypowiedzianych przez Z.Sweraka. Było mu przykro że nie ma równowagi pomiędzy zainteresowaniem polaków czeskim filmem a czechów polskim.
Tatinek dobrze wypadł w laurce stworzonej przez syna Jana Sweraka. Lubię ich filmy. Ten tandem reżyser/ aktor/ scenarzysta potrafi mnie poruszyć a nawet dotknąc trafnością obserwacji gdzie czasem przeglądam się jak w zwierciadle widząc nie tylko siebie ale i otaczający mnie świat.
"Niepewny sezon"... (?)fenomen Jary Cimrmana wydaje mi się... dobrze skrojony na czasy komunizmu jako odpowiedź na propagandę władz że wszystko jest piękne, dobre i prawdziwe. Nie mam takiej wiedzy by odnaleźć nasz odpowiednik teatralny ale do głowy przychodzi mi "Kabaret pod Egidą" czy TEY. Filmu nie wytrzymałem do końca... tych nie kończących się prób... poszedłem na obiad.
U Huberta pełno ludzi więc smażony ser przeszedł mi koło nosa. Zapchałem się kiepskimi żeberkami w jakiejś cieszyńskiej (CZ) jaskini czy dworze, nie ważne .
Do "Piasta" miałem pod górę z pełnym żołądkiem. "ORGANY" Uhera
Zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przede wszystkim formalnie. Jako dziecko czarno-białej telewizji i takich zdjęć lubię i dobrze odbieram takie filmy. Brak koloru pozwala na lepsze skupienie, wejście w kadr. Czuje się jak w filmie. Proste ujęcia wręcz fotograficzne, czyste kadry, kompozycja i najazdy kamery stanowiły o sile tego filmu. Fabuła konfrontacji ludzkich charakterów była osobną płaszczyzną, tak jak przejmująca muzyka Bacha kontrastująca z mszalnym zawodzeniem organisty.
Lubię Polską Szkołę Filmową dlatego z prawdziwą przyjemnością oglądałem ten film.
Widzowie w milczeniu opuszczali salę kinową. To było wielkie kino.
Dla mnie zakończeniem pierwszego dnia festiwalowego było otwarcie festiwalu w teatrze połaczone z ekspozycją zdjęć zrobionych w osadzie romskiej na Słowacji.
Wizyta Martina Sulika przed projekcją filmu "Cygan" przybliżyła man sytuację romów i cyganów na słowacji oraz kulisy powstania filmu. Ważne jest że film powstał przy udziałe tylko jednego zawodowego aktora i całej rzeszy naturszczyków których wcześniej widzieliśmy na fotoreportażu.
To smutny film. Każdy na codzień spotyka romów i cyganów. Wielu daje jałmużnę by zagłuszyć swoje sumienie, poczuć że spełniło się dobry uczynek. Jesteśmy w błędzie. Oceniamy po pozorach i nie chcemy wiedzieć więcej. Wrzucając srebrniki umywamy ręce a bieda nadal toczy getto.My nie chcemy tego widzieć, oni nie umieją się przystosować, zmienić... Bardzo warto zobaczyć.
W moim... naszym rodzinnym życiu fotografia zawsze była ważna.Na początku lat 90tych kupiłem swój pierwszy aparat fotograficzny OLYMPUS OM10. Miał prosta automatykę i manual. Nie odstępowałem go na krok. Nosiłem go do szkoły.Razem z Kasią podróżowaliśmy po regionie, bywaliśmy na rożnych imprezach. Najbardziej interesował nas reportaż. Życie codzienne.
W domu urządziliśmy ciemnie fotograficzną na bazie czeskiego OPEMUSA i sami wywoływaliśmy negatywy oraz robiliśmy odbitki. Wszystko czarno-białe. Z czasem dokupiliśmy dodatkowe obiektywy szerokokątne i tele oraz tzw. winder czyli dokręcany do korpusu silnik dający możliwość robienia serii zdjęć. wtedy taki sprzęt był marzeniem. Dziś to skansen.
Rozpoczęliśmy współpracę z agencją pressphoto
aleksanderrabij.w.interia.pl/reportaz.html
gdzie zdobyliśmy duże doświadczenie. Nadal było to jednak hobby a nie praca zarobkowa.
Chęć publikowania zmobilizowała nas do współpracy z prasą lokalną oraz z dziennikiem ogólnopolskim SZYANDAR MŁODYCH (już nie istnieje). Tam publikowaliśmy najwięcej reportaży i tzw. bierzączek. To były czasy gdy fotografie mogły być same reportażem oraz gdy tekst był równorzędnie traktowany jak zdjęcie. Prasa codzienna miał inną formę niż dzisiejsza. Daleko na przeciwnym biegunie wartości jest coś takiego jak FAKT czy SUPEREXPRES których forma do dziś przyprawia o mdłości.
Mamy za sobą epizody z Claudią, Kroniką Beskidzką, Czasem Krakowskim, Szkrzydlatą Polską, Gazetą Żywiecką czy miesięcznikiem kulturalnym EON. Ciekawym doświadczeniem była praca w żywieckim biurze prasowym wizyty Jana Pawła 2.
Znaczący był dla nas udział w konkursie World Press Photo chyba w 1994r. Jednak bez nagrody ale sama obecność na liście wśród najlepszych tego świata nobilituje. To jednak już historia ponieważ zycie pisze swoje scenariusze.
Przebojowość nie była naszym atutem ponieważ jak powiedział nasz guru HENRI CARTIER BRESSON "...liczy się tylko wzruszenie."
Bresson, Capa...grupa MAGNUM ich pracami i działalnością byliśmy zachwyceni i tam dowiedzieliśmy się o KOUDELCE...CDN
W domu urządziliśmy ciemnie fotograficzną na bazie czeskiego OPEMUSA i sami wywoływaliśmy negatywy oraz robiliśmy odbitki. Wszystko czarno-białe. Z czasem dokupiliśmy dodatkowe obiektywy szerokokątne i tele oraz tzw. winder czyli dokręcany do korpusu silnik dający możliwość robienia serii zdjęć. wtedy taki sprzęt był marzeniem. Dziś to skansen.
Rozpoczęliśmy współpracę z agencją pressphoto
aleksanderrabij.w.interia.pl/reportaz.html
gdzie zdobyliśmy duże doświadczenie. Nadal było to jednak hobby a nie praca zarobkowa.
Chęć publikowania zmobilizowała nas do współpracy z prasą lokalną oraz z dziennikiem ogólnopolskim SZYANDAR MŁODYCH (już nie istnieje). Tam publikowaliśmy najwięcej reportaży i tzw. bierzączek. To były czasy gdy fotografie mogły być same reportażem oraz gdy tekst był równorzędnie traktowany jak zdjęcie. Prasa codzienna miał inną formę niż dzisiejsza. Daleko na przeciwnym biegunie wartości jest coś takiego jak FAKT czy SUPEREXPRES których forma do dziś przyprawia o mdłości.
Mamy za sobą epizody z Claudią, Kroniką Beskidzką, Czasem Krakowskim, Szkrzydlatą Polską, Gazetą Żywiecką czy miesięcznikiem kulturalnym EON. Ciekawym doświadczeniem była praca w żywieckim biurze prasowym wizyty Jana Pawła 2.
Znaczący był dla nas udział w konkursie World Press Photo chyba w 1994r. Jednak bez nagrody ale sama obecność na liście wśród najlepszych tego świata nobilituje. To jednak już historia ponieważ zycie pisze swoje scenariusze.
Przebojowość nie była naszym atutem ponieważ jak powiedział nasz guru HENRI CARTIER BRESSON "...liczy się tylko wzruszenie."
“W fotografii zasadniczą rolę odgrywa intuicja.Nie potrzeba wiedzieć, dlaczego własnie wtedy naciska się spust migawki, ale trzeba to zrobić w takiej chwili która stanowi o wyniku.A na ten wynik składa się zarówno wydarzenie i rozpoznanie w ułamku sekundy jego znaczenia, jak i równoczesna właściwa organizacja formy wizualnej.Fotografia dla mnie to rytm płaszczyzn, linii i walorów.Fotografia jest nowym rodzajem plastyki,funkcją chwilowych linii.A kompozycja powinna być stałym zajęciem fotografa.W momencie decydującym zaś powinna być intuicyjna.”
Bresson, Capa...grupa MAGNUM ich pracami i działalnością byliśmy zachwyceni i tam dowiedzieliśmy się o KOUDELCE...CDN
Już jutro zlot czechofilów.Muszę wykonać jeszcze dużo pracy żeby zjeść smażony ser u Huberta na kolacje. Ostatni pyszny smażony ser jadłem we FrydkuMistku na początku lat 90-tych. Pamiętam że święcił wtedy tryumfy DrAlban. To już prehistoria.
W Żywcu każdego dnia różni ludzie sprzedają różne rzeczy. Bywam tam od czasu do czasu kiedy drobne dzwonią mi w kieszeni. Zawsze znajduję coś ciekawego. Nie tylko czeskiego. Z rzeczy kupionych za przysłowiową złotówkę mógłby postać osobny blog. Usprawiedliwiam siebie tłumaczeniem że nadaję nowe życie starym przedmiotom które ktoś skazał na niebyt na swoim strychu czy w przydrożnym pudle wystawkowym.
W Żywcu każdego dnia różni ludzie sprzedają różne rzeczy. Bywam tam od czasu do czasu kiedy drobne dzwonią mi w kieszeni. Zawsze znajduję coś ciekawego. Nie tylko czeskiego. Z rzeczy kupionych za przysłowiową złotówkę mógłby postać osobny blog. Usprawiedliwiam siebie tłumaczeniem że nadaję nowe życie starym przedmiotom które ktoś skazał na niebyt na swoim strychu czy w przydrożnym pudle wystawkowym.
To był lipiec 2001r i spontaniczny wyjazd vlakiem (jak mi się podoba ta nazwa pociągu) do Pragi. Żadnego planu, Czysty spontan. Byliśmy zachwyceni miastem.Spędziliśmy tam cały upalny dzień. Może w tym roku się wybierzemy choć planów wakacyjnych wiele.
Codziennie rano przy kawie obserwuję rynek Cieszyński. Z każdym dniem wypełnia się ogródkami piwno-kawiarnianymi. Kilka dni temu fontanna została umyta o poranku.
Mam fajną znajomą.
Pewnego dnia pijąc u nas kawę usłyszała w rozmowie że zabrakło dla mnie biletów na koncert J. Nohawicy. Nie minęło kilka dnia a Marta odwiedza nas i wręcza mi na pocieszenie zbiór tekstów Jaromira wydany w ramach cyklu "Czuli barbarzyńcy. O kulturze czeskiej w 20 wieku"
Jak się później okazało mąż Marty przygotowywał tę książeczkę do druku.
Wcześniej obdarowała mnie "Dziennikami Kołymskimi" wielkim reportażem Jacka Hugo-Badera z podróży autostopem wzdłuż traktu Kołymskiego. Miejsca zesłania więźniów politycznych czasów stalinowskich, budowniczych tej drogi śmierci i ich potomków, którzy tam pozostali do dziś aklimatyzując się do surowych warunków. Książka napisana tak że już chciałoby się tam być. Polecam.
Mam fajną znajomą.
Pewnego dnia pijąc u nas kawę usłyszała w rozmowie że zabrakło dla mnie biletów na koncert J. Nohawicy. Nie minęło kilka dnia a Marta odwiedza nas i wręcza mi na pocieszenie zbiór tekstów Jaromira wydany w ramach cyklu "Czuli barbarzyńcy. O kulturze czeskiej w 20 wieku"
Jak się później okazało mąż Marty przygotowywał tę książeczkę do druku.
Wcześniej obdarowała mnie "Dziennikami Kołymskimi" wielkim reportażem Jacka Hugo-Badera z podróży autostopem wzdłuż traktu Kołymskiego. Miejsca zesłania więźniów politycznych czasów stalinowskich, budowniczych tej drogi śmierci i ich potomków, którzy tam pozostali do dziś aklimatyzując się do surowych warunków. Książka napisana tak że już chciałoby się tam być. Polecam.
- Anna M: a na innych spotkaniach z cyklu byles? wg mnie jeden z najlepszych projektow o Czechach w ostatnich latach:)
- szurens czechofan: Wstyd się przyznać ale nie byłem i nie wiem jakim cudem dopiero koncert Nohavicy zwrócił moją uwagę na ten projekt. Śledzę wydarzenia kulturalne w okolicznych miastach ale kampania informacyjna może nie była zbyt widoczna. Jako początkujący czechofil mam nadzieję na następną faze tego projektu.
- Anna M: organizatorzy zastanawiają się jeszcze nad spotkaniem podsumowującym w składzie Kroh-Kaczorowski-Surosz. jak bedzie oficjalne info na pewno bede spamowac czechofilowy fejsbuk a, zostalo jeszcze jedno piątkowe spotkanie 27 kwietnia godz. 11.00 - W labiryncie najnowszej literatury czeskiej. Wykład prof. Zofii Tarajło-Lipowskiej (Uniwersytet Wrocławski).
Kolejne znalezisko. Tym razem w domowej bibliotece. Pierwsze wydanie Wydawnictwa Literackiego z 1990roku. Biała twarda oprawa, złocenia, a druk... w Bielsku-Białej czyli prawie za płotem!
Powędruje na półkę w sypialni by być w zasięgu ręki. Nie przyznam się do czytania wierszy by w oczach prawdziwych mężczyzn nie narazić się na kpiny. Będę w ukryciu czytał jak byłbym z kobietą.Pozostanie to moją tajemnicą... i Waszą.
Powędruje na półkę w sypialni by być w zasięgu ręki. Nie przyznam się do czytania wierszy by w oczach prawdziwych mężczyzn nie narazić się na kpiny. Będę w ukryciu czytał jak byłbym z kobietą.Pozostanie to moją tajemnicą... i Waszą.
- Anna M: a koukni kto tłumaczył? mialam to w rekach ale dawno strasznie
- szurens czechofan: Wybór: Adam Włodek Przekład: Leszek Engelking,Marian Grześczak,Andrzej Czcibor-Piotrowski,Józef Waczków,Adam Włodek Posłwie: Józef Waczków
Fajnie że spontaniczny zlot przy okazji festiwalu się klaruje. Poniżej małe znalezisko z korespondencji 1962... na temat.
Kto był wtedy naważniejszy? Bracia i siostry!
Kto był wtedy naważniejszy? Bracia i siostry!