Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Odchoruję tę Pragę...

Szybka decyzja i śpimy za stówę w Pradze. Trochę daleko od centrum (Praha 9) ale metrem to chwila. Nawet bilet na pociąg RgioJet okazał się w cenie znacznie lepszej niż IC do Warszawy, o komforcie nie wspominając.
Zimowy pejzaż za oknem był niezbyt ciekawy. Zmieniał się z każdym kilometrem. Był zimowy, śnieżny, deszczowo-jesienny, a nawet ozimino-wiosenny jednak zupełnie nie słoneczny. Łatwiej było drzemać, czytać, niż gapić się w okno. Nuda minęła w momencie kiedy dosiadła się do nas pewna starsza pani, a za nią dwie sympatyczne dziewczyny. Wszyscy jechaliśmy do Pragi. Każdy zajęty sobą, lecz niedługo.
Dystyngowana Pani mówiła coś do nas. Trochę rozumieliśmy, ona jednak więcej od nas. Do rozmowy włączyły się dziewczyny i piąte przez dziesiąte, więcej słuchając, "rozmawialiśmy" ucząc się języka na żywym organizmie.
 Ujmujące w tym było to, że osoby o tak dużej różnicy wieku odnajdywały wspólną platformę do rozmowy o polityce, edukacji, a nawet ich punkt widzenia na rodzinę i wychowanie nie był zbyt odległy. Podróż stała się ciekawsza i szybko minęła. Nie mogło się obyć bez wymiany kontaktów, bo dziewczyny chciały zdjęcia z dziwacznego aparatu LOMO, a starsza pani chętnie zapisała mi adres@... dla zdjęć.

  

Praga przywitała nas rozprutą FANTĄ, ale dzięki temu mogliśmy zobaczyć trochę więcej niż ostatnio przez okno szmatexu. Trwają prace remontowe, tylko nie wiemy czy to remont przejścia podziemnego, czy całej tej części dworca. Na efekty przyjdzie jeszcze poczekać. A na kawę jeszcze dłużej...
  Przechowalnia bagażu to dobry wynalazek, pod warunkiem że umie się z niego korzystać. Włożyliśmy plecak do szafy, poszliśmy rozmienić pieniądze, wróciliśmy i zamknęliśmy szafkę... obok...  gdyby nie to że musieliśmy wrócić po parasol, pewnie zostali byśmy z ręką w nocniku. Dobrze że pan serwisant nas widział i otwierał nam szafki gratis...
Następnym razem: plecak, szafka, numer, kluczyk, szafka,plecak, kluczyk, numer... i w drogę!

I nie musimy się nigdzie spieszyć. W poniedziałek większość muzeów jest nieczynna. Ale to nic nie szkodzi bo jesteśmy w Pradze i nic nie musimy. Spacerujemy, i na miejscu myślimy gdzie pójść. Tradycyjnie na Vaclavak, pomiędzy Prażan pędzących do pracy , czekających na przystankach, liczących w grupie korony na piwo żebraków, tylko jakoś tak mało turystów w poniedziałek. Zimno...









Rozpuszczalna kawa kolejowa nie należy do najsmaczniejszych, dlatego pierwszym punktem praskiego spaceru była wizyta u Czarnej Matki Boskiej na kawie w Orient Grand Cafe. Dla rozgrzewki kawa i ciacho. Co ciekawe, a może i normalne że kelner znał polski choć Polakiem nie był, i Niemcem nie był i Anglikiem też... Ciekawe czy Węgrem, czy Izraelczykiem...


Winda wielokątna, balustrada kanciasta, lampy duże, ciężkie, mosiężne. Lustra, multiplikujące kubaturę sal i łamiące ostatnie płaszczyzny, Wieszaki jak pioruny tabliczek energetycznych ostrzegających przed śmiercią... Tylko pasiasta tapicerka uspokajała rozbiegany wzrok po sali. Bardzo mi się tam podobało. Pewnie to miejsce stanie się stałym punktem na mapie eksploracji Pragi. I ta muzyka z epoki... doskonałe połączenie. Idealne miejsce na wyciszenie.



Klatka schodowa w Orient Grand Cafe
Nie chciało nam się wychodzić stamtąd na ten ziąb ale trzeba, tyle przed nami do zobaczenia chociaż bez planu... trafiliśmy do Domu Reprezentacyjnego (Obecni Dum) żeby zobaczyć wystawę o której pisała Anka jednak mimo całej słodyczy tego pięknego budynku, wystawa kubizmu się skończyła. Na Muchę z przewodnikiem nie mieliśmy ochoty bo zaplanowany był na następny dzień w Veletrznim Palacu. Pokręciliśmy się po wnętrzu Domu, a jadłospis...  "pozbawił nas posiłku" w tej pięknej scenerii.

"... kafelki, duperelki, kraniki, dywaniki, otóż chamstwo i drobnomieszczaństwo z pana wylazło..."  jak mówił Kobuszewski. To wszystko tam jest piękne, ale nie mógłbym mieszkać w takim słodkim domu. Potrzebuję kantów, betonu, stali... normalności przyjaznej prostemu człowiekowi...  
Zobaczyć i odejść, ruchem okrężnym , kołowym, błądzącym gdzieś do muzeum Salvadora Dali, lub Alfonsa Muchy. Wybór padł na Dalego bo Mucha, to już wiecie będzie jutro, jak starczy sił po czterech piętrach Veletrzni...



Dali, przy Starometske Namesti to taki w sam raz dla turystów, takich mniej lub bardziej zorganizowanych, czy chętnych wydać dużo kasy za reprodukcje dzieł Dalego czy Warhola. Bo tam, przy każdym obrazie, grafice, drzeworycie czy akwareli, dyskretna uwaga się znajduje, która usprawiedliwia ekspozycję reprodukcji, gdyż światło dzienne źle wpływa na cenne prace artystów, dlatego podziwiamy kopie... za 150ck od osoby. No dobra dla laika i kopie mogą być, i opakowania po perfumach, i tanie zegarowe naleśniki na baterieAAA... 

Aaa, poszliśmy stamtąd, tam... 

Chyląc głowę przed gołębiami szliśmy przed siebie brzegiem Wełtawy, przewiani, w poszukiwaniu ofiar komunizmu na schodach.




Odnaleźliśmy Pomnik Ofiar Komunizmu
  "Pomnik ofiar komunizmu jest przeznaczony dla wszystkich ofiar, nie tylko tych, którzy zostali uwięzieni lub zamordowani, ale także tych, których życie zostało zrujnowane przez totalitarny despotyzm" 

Na przedłużeniu schodów kawałek za skrzyżowaniem, zupełnie przypadkiem trafiliśmy do sklepu ze starociami! Co najważniejsze, to żadna tam DeSa dla snobów i kolekcjonerów, tylko zwykły skład wszelakiego badziewia, pośród którego znajdują się prawdziwe skarby. Nie ma sensu wymieniać wszystkiego bo zabrakło by miejsca. No bo tam jest wszystko... po prostu. Pomyśl o czymś a na pewno to tam się znajdzie. Jedyne co mnie denerwuje, to brak cen na przedmiotach, co świadczy że cena jest albo umowna... jak ktoś umie się dogadać, albo cena jest dla frajera turysty który ma kasę i zapłaci... Jak ja 50ck za zdjęcie. Ale za to jakie!
"Niewinni czarodzieje" to taki ładny film. Lubię go. Podoba mi się. Żeby tak znaleźć tam "Stawkę..." albo "Pancernych...", czechosłowackie fotosy, musiałbym tam być sam i spędzić duuuużo czasu. Następnym razem wyślę Kaśkę do jakiegoś wielkiego muzeum a ja zaszyję się tam!


  Mijając kolejkę na Petrin spotkaliśmy smutną parę idącą w milczeniu. Dziadek z wnuczkiem, ze wzrokiem wbitym w ziemie szli w milczeniu... Trochę ten smutny widok wytrącił nas z euforii praskiego spaceru.  Pewnie wielu zadaje sobie pytanie mijając ludzi w mieście: dokąd oni idą, kto na nich czeka w domu, jaki bagaż doświadczeń zgina im kark do ziemi, czy dziecko jest szczęśliwe, głodne...


Trochę kilometrów już mieliśmy za sobą. Zmęczenie dawało się we znaki, a głód najbardziej. W poszukiwaniu knajpy znaleźliśmy jeszcze Sikających Davida Ćernego którzy pomimo temperatury bliskiej zera nadal lali na swój kraj jednocześnie mocząc swoje nogi... sikając sobie olewamy innych.

Mieliśmy już dosyć łażenia. Głód zmusił nas do hledania piwnicy z jadłem i piwem. Krążyliśmy po omacku wypatrując "U parlamentu" i nic. W końcu weszliśmy do Rudavej Nory, chyba nie takiej turystycznej, bo kelner normalnie obojętny, jakaś kobieta przyszła z dzieckiem i dzbankiem, takim na sok, po piwo do domu, na rachunek nie mogliśmy się doczekać bo się rozgadywał z gośćmi... to chyba tak musi być, tam...

Jeszcze na dworzec po bagaż, jeszcze metrem do hotelu... padaliśmy z nóg, po prawie 14km marszu ale jeszcze zauważaliśmy pewne piękne rzeczy...




witryna sklepowa

                                                                                        






      Lubię metro.
Podoba mi się szybka jazda i krótkie oczekiwanie. Jednak najfajniejszy jest widok osób siedzących i czytających książki  Łapałem się na tym że za każdym razem odruchowo rozglądałem się w poszukiwaniu takowych i ich liczeniu. 
Kiedyś Czechofil cytował na swoim blogu jakieś dane dotyczące czytelnictwa w Czechach i było tam napisane że Czesi wydali w zeszłym roku dużo pieniędzy na książki. Chyba więcej od nas.
 Raz w przedziale, pięć osób w naszym otoczeniu, czytało ksiązki. Zapuszczanie żurawia w poszukiwaniu tytułu to fajny sport...



mięso na hakach od Cernego MEETFACTORY



I wtedy zadzwoniła Anka... cdn...

Foto: LOMO  + kodak bw400 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz