Pomiedzy tym wszystkim jednak piszę, i to nie z grafomańskiej potrzeby ale bardziej z mózgowej gimnastyki. Teraz, po dłuższym czasie, to już nawet z przyzwyczajenia. Denerwuje mnie, jak nie mogę wyciszyć się przy klawiaturze, pomyśleć o tym co chcę a nie tylko o tym o czym muszę każdego dnia. Bo to takie fajne przyzwyczajenie.
Po prostu lubię to.
U Springera przeczytałem że Sibelius (kompozytor) po ciężkiej pracy twórczej odpoczywał budując mur z cegieł. Bez początku i bez końca. Nie potrafił uzasadnić dlaczego, po prostu sprawiało mu to przyjemność.
Czy jestem jak ten Sibelius? Chyba tak, jak z tym murem, bo przecież nie komponuję. On pracował ciężko głową i wobrażnią dlatego prosta robota relaksowała go. W pracy fizycznej odpoczywała jego głowa.
Ze mną jest raczej odwrotnie. Co prawda nie pracuję przy taśmie produkcyjnej jak Chaplin, nie wykonuję powtarzalnych czynności jednak moja praca to jakaś rutyna i pewna powtarzalność w czasie. Kazdy dzień jest trochę inny ale jednak przewidywalność działań staje się rutyną. Komponuję czynności, korzystam z narzędzi by wszystkie czynniki zgrały się na końcowy efekt czyjegoś zadowolenia a przez to i mojej satysfakcji.
Odwrotnie jak u Sibeliusa. Odpoczywam głową. bo ciało ma od tego noc. Byle nie za długą!
Czy blogiem kokietuję swoją próżność?
Jasne, jestem próżny! Przecież mam licznik odwiedzin. Są
statystyki gdzie, co i rusz pojawiają się inne kraje na mapie
czytelniczej.
To jest miłe a niekiedy i zawstydzające. Jak w towarzystwie ktoś
głośno mnie zdekonspiruje. To takie deprymujące. Ale czego się tu wstydzić.
Chyba tylko przeczącej odpowiedzi na pytanie czy ktoś mi za to płaci, czy coś z
tego mam? Jakieś reklamy...
NIC, po prostu nic! Tylko satysfakcję, ale czy dla kogoś ma
jeszcze znaczenie satysfakcja. Nie ma kasy nie ma pracy.
Niewielu robi coś... po nic!
Kiedy przeczytałem już wszystkie książki Mariusza Szczygła,
napełniony radością, wiedziony impulsem, napisałem do niego list. Trochę o
swoim zainteresowaniu Czechami, trochę o zachwycie jego książkami,o naszej
ścianie, bo on był tym pierwszym drogowskazem na południe. Pokazał w taki
sposób jak chciałem to widzieć i widzę nadal, a teraz przy pomocy kolejnych
autorów i nowych znajomości (M.S. - A.M. :-).
W kwietniu napisałem do Szczygła i zapomniałem już o liście
aż tu wczoraj w nocy przychodzi od Niego odpowiedż. Szczera, miła...
pospieszna, ale jednak jest!
fragment:
...Ucieszyłem się.
Polecam naukę języka, bo
będzie miał Pan wtedy możliwość prawdziwego zanurzenia się w kulturze czeskiej.
Można się uczyć bez nauczyciela, słuchają radia w internecie. Wystarczy kupić jedną czeską książkę i jakąś gazetę, i tłumaczyć ze słownikiem zdania. Bardzo fajna zabawa a zaowocuje za jakiś czas tym, że będzie Pan wszystko rozumiał.
Pozdrawiam serdecznie.
Można się uczyć bez nauczyciela, słuchają radia w internecie. Wystarczy kupić jedną czeską książkę i jakąś gazetę, i tłumaczyć ze słownikiem zdania. Bardzo fajna zabawa a zaowocuje za jakiś czas tym, że będzie Pan wszystko rozumiał.
Pozdrawiam serdecznie.
No i co? Plan wyjazdu do Wrzenia Świata jest, ale w przyszłym roku, najlepiej jakby udało się go połączyć ze spotkaniem aktorskim Klubu Miłośników Stawki... zobaczymy.
Miedzianka była taką fajną lekturą. Anka podsunęła mi blog Springera. Jaki fajny! Pisze tam między innymi o swoim pobycie w naszych okolicach. W Radziechowach, na Szyndzielni i jeszcze gdzieś tam, pisze że lubi to miejsce, lubi tu bywać. Napisałem do niego że u nas ma nocleg za autograf, gdyby kiedyś sie wybierał w te strony ( Wy Prażanie też oczywiście!) i niespodziewanie szybko odpowiedział, dziękując za ciepłe słowa i zaproszenie dając jednocześnie nadzieję odwiedzin.
Jednak warto...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz