Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Anatomia upadku.

 Chciałbym znowu pojechać do ameryki.... już raz chciałem... ciotkę mam w okolicy Detroit.

Uwielbiam ujęcia filmowe słonecznych amerykańskich ulic, pełnych przechodniów, dużych samochodów, parterowych domów i sklepów na przedmieściach, jak w "Dymie". Uliczna przeciętność, zwykłość przechodniów intryguje mnie anonimowością ich losów. Zagadką zaciszy domowych, tajemnicą relacji rodzinnych, samotności, szczęścia czy tragedii.
 Czekałem na tę książkę od pierwszej zapowiedzi. 
Znałem Detroit z fotoreportaży ukazujących powolny upadek wielkiego miasta. Pożądam takich miejsc. Ekscytują mnie opisy rozkładu. Podniecające jest eksplorowanie opuszczonych budynków. Niezwykła jest nadzieja odnalezienia czegoś wyjątkowego lub wręcz przeciwnie, czegoś prozaicznego ale uświadamiającego nagłą bliskość z człowiekiem który musiał to miejsce opuścić. Dlaczego musiał? Jaka jest jego historia?
 Duże nadzieje wiązałem z tą książką. Liczyłem na obszerne relacje, wielostronicowe opisy zmieniającego się miasta i rozpadających się więzi społecznych. To miała być obiecana sekcja zwłok.  Analiza społeczna. 

 Reporter NYT rezygnuje z posady i osiada na prowincji, w mieście w którym jest ukorzeniony. Czuje że ma misję do spełnienia, że musi coś zrobić dla miasta i dla siebie.

 Trafia do ludzi, których losy komplikowały się z każdym rokiem pogarszającej się koninktury na rynku samochodowym. Miasto symbol, miasto wzór amerykańskiego sukcesu które w ciągu 30 najlepszych lat wzbogaciło się o milion mieszkańców. Teraz mieszka tam zaledwie 750 tyś. 
Dawało każdemu szansę: pracę, dom z ogródkiem na kredyt, auto stojące na podjeździe też na kredyt, telewizję, grilla i piwo...
Teraz też jest pierwsze ale jako bankrut, jako przykład złego zarządzania, wszechogarniającej korupcji i nepotyzmu. Przekierowywania środków finansowych pod stołem do kieszeni polityków i urzędników, kosztem osłabienia takich struktur jak straż pożarna, policja i służby medyczne a nawet edukacja. 
Kryzys finansowy popchnął Detroit w przepaść jaką wykopały banki z ryzykownymi kredytami. Przemysł zaczął się wynosić z miasta w inne rejony USA, bezrobocie poszybowało jak w latach dwudziestych...

Le Duff z typowym, amerykańskim, wręcz tabloidowym zacięciem tropi przestępstwa jakich dopuścili się ludzie ze świecznika. Jest zadowolony ze swojej skuteczności. Trochę zarozumiały. Czasem uderza w wysokie tony pełne patosu i kończy książkę happy endem... właściwie nadzieją i przestrogą dla innych miast stojących na krawędzi.

Nie tego oczekiwałem. Liczyłem na kwiecisty styl pełen opisów, emocji , wrażeń, uczuć. Chciałem być oczami autora, potem na jego twarzy i kurzem ulicy w nosie. Jak u Stasiuka. Zostałem natomiast czytelnikiem zbioru opowieści o ludziach i ich problemach, bezsilności, zawiłych losach, przemocy i bezmyślności. To było jak przeglądanie tabloidu, gdzie przekaz musi być prosty i celny.  

Charlie doprowadził pewne sprawy do końca. Sprawiedliwości stało się zadość. Poprawił swoją samoocenę, samopoczucie i podziękował wszystkim na końcu książki. 

Za dużo przekleństw które nie ubarwiają dialogów. Jakieś literówki i chyba dwa momenty gdzie miałem wrażenie że tłumaczono z pomocą translatora internetowego...
Jednak nie żałuję :-)

1 komentarz:

  1. Stany to niewątpliwie interesujący kraj. Chociaż ja od reportaży wolę powieści, których akcja ma miejsce w Stanach. Ale z drugiej strony po ciekawy reportaż zawsze warto sięgnąć.

    Czy dobrze rozumiem, że tę książkę możnaby napisać znacznie lepiej? ;)

    OdpowiedzUsuń