Tym razem Maciek.
Znamy się już od wielu lat. Od czasów zamierzchłej fotografii analogowej, kiedy o cyfrówce nikt nawet nie śnił. Wręcz wyśmiewał ją, jako gorsze dziecko sztuki wizualnej. Od czasów targowego handlu ruskim sprzętem fotograficznym w Bielsku-Białej przy ul. Lompy. To był początek lat 90'tych. Chodziłem wtedy do średniej szkoły. Od niego kupiłem swoją pierwszą dobrą lustrzankę Kiev 19. Nie licząc dziadkowej praktici z zewnętrznym światłomierzem, niepraktycznym.
|
Pocztówka wkomponowana w masę perłową. |
Maciek otworzył potem mały sklepik fotograficzny w suterenie wielkiej kamienicy w centrum miasta przy placu Żwirki i Wigóry. Zaopatrywaliśmy się u niego w materiały fotograficzne, głównie chemię i papiery dla siebie, (bo razem z Kaśką robiliśmy odbitki w ciemni) jak również na potrzeby warsztatów fotograficznych które prowadziliśmy przy tzw. klubie robotniczym
Śrubka ("Amator" też tak zaczynał). Kariera w prasie lokalnej nas trochę rozpieszczała ale szybko się skończyła bo na pstrym koniu jeździ.
Po latach, zostawiłem u Maćka w komisie swojego Olympusa OM-PC z trzema obiektywami i silnikiem.
I na tym koniec. To był rok 2004, maj. Do dzisiaj leży tam nie sprzedany. Używaliśmy wtedy Canona EOS50.
Bywałem u niego sporadycznie. Raz w roku może dwa. Po nic. Bo analogi się nie sprzedawały. On cyfrówkami nie handlował, więc pozostał tam jak pustelnik w swojej norze.
Ale chodzili do niego artyści, zbieracze, handlarze starzyzną, kolekcjonerzy. Do dziś ta piwnica zdążyła się już tak zapchać że dwie osoby wewnątrz powodują tłok. Poruszają się jak słonie w składzie porcelany. Wymieniają uprzejmości, ustępują sobie.
***
Do piwnicy wchodzi się krętymi schodami, zawadzając o stos starych skrzyń i tekturowych walizek, ułożonych pod, zszarzały dymem papierosowym, sufit. (skrzynia Martyny jest właśnie od niego). Ostatnie kroki po schodach sygnalizuje specjalny elektroniczny gong, który nijak tam nie pasuje i wrednie bimba jak w zegarku z melodyjkami. Musi tam być, bo nie widać kto wchodzi więc słychać.
Wnęka przy schodach zawiera girlandy kurtek skórzanych, ramonesek, płaszczy wojskowych i koszul, koszulek....
Są tam chlebaki, ładownice amunicyjne i plecaki. Styl militarny i oldschool'owy.
Pod schodami stary rower spleciony z lampą stomatologiczną. Mała witrynka z pełną popielniczką na wierzchu.
Drzwi.
Zawsze otwarte. Kościotrup pilnuje, ubrany w moro i pilotkę. Potykam się o buty wojskowe, glany i jakieś narciarskie, skórzane, sznurowane buciory. Po prawej stronie powiększalniki, kuwety, flaszki z chemia, koreksy i to wszystko na wielkim stosie kartonowym. Pudła z winylami i kastami video oddzielone witryną pełną bibelotów, dupereli, zabawek blaszanych, figurek szklanych i porcelanowych. Gdzieś obok zastawy stołowe i narzędzia do jedzenia ze srebra czy innego plateru (?).
Na podłodze drewniany anioł jakby spadł z ołtarza, głowę ukrył pod sprzączkami pasków ćwiekowanych, cywilnych i wojskowych.
Gra muzyka, choć Maciek jest trochę starszy, nie słyszę tam radia tylko zawsze mocny rock... hard rock...
Trzeba chodzić na palcach i na pewno nie mieć ze sobą torby na ramieniu bo, albo się zaklinujemy między regałami albo pozrzucamy rzeczy. Nawet podnosić coś gdy upadnie, trzeba z uwagą żeby dupą nie przewrócić lasu statywów które tylko czekają na domino. Półka ze starymi książkami jest tak blisko regału z odznakami guzikami zapalniczkami że nie sposób czytać grzbietów bo odchylając głowę można zrzucić czaszki ubrane w czapki i hełmy.
Trochę tam śmierdzi, ale jak na tłok i ilość nagromadzonych staroci, nie jest tak źle Nawet nie kicham, nadmiarem roztoczy i kurzu. To Martyna ma odruch wąchania przedmiotów. Stare jej pachną. Zaraz poznaje że byłem u Maćka.
Aparaty fotograficzne też ma zakurzone. Nie chodliwy to dzisiaj towar. Kurz zostaje na palcach kiedy je oglądam odkrywając chrom korpusów i czerń obiektywów. W zasadzie to był sklep fotograficzny a po latach zapełnił się pięknymi starociami jak DESA. Tylko ceny Maciek ma dla ludzi, nie dla snobów. Nie trzeba się targować, wystarczy szczere spojrzenie i uprzejmość.
Blaszane tablice. pistolety, bagnety. Zegarki, zamki, klamki, zawiasy. Naszywki, medale , patki. Filmy, błony, klisze, papiery. Obrazy, obrazki, pocztówki. Żołnierzyki, samochodziki, skarbonki. Duperelki.
...Ery, bery, pompki, rowery, książki, pilniczki, halabardy, świczki. Samoloty osobowe, samochody odrzutowe, bomby kobaltowe no i masć na szczury... Rosiewicz
-
O! Mam dla ciebie kubki jakie zbierasz, prosto z angli(?). Te z brązowym obrzeżem -mówi nienachalnym tonem.
-
Znalazłem tez coś o Pradze. Może cię zainteresuje. Taki album z 1937 roku. Niedrogo. - Niedrogo pomyślałem. Dwie dychy bez targowania. Chyba byłoby mi wstyd się targować, zwłaszcza że ruch tam u niego niewielki więc i zarobek skromny.
-
I jeszcze inny album, i pocztówka w ramce , i przewodnik. -Cena 75 zł, ale pewnie za 50 by poszła, a na przewodniku było 40 zł więc nic nie mówiłem, a Maciek sam zaproponował 20, więc jak się tu targować. No nie wypada.
Pooglądałem aparaty. Spodobał mi sie
olympus XA. Takie mądre lomo. Dla jednych ładne, dla innych obrzydliwe.Czytałem o nim wiele ostatnio. Mógłby być niezłym narzędziem w moich rękach. Jeszcze mniejszy, jeszcze lepszy. Podobno nie gniecie, w kieszeni ciasnych dżinsów i jest kultowy, a na jebayu strasznie drogi.
PRAGA PRZEWODNIK 1937
A może album...
Całą zawartość, wszystkie zdjęcia, (bo tekst jest tylko w j. niemieckim) można zobaczyć na moim profilu ImageShack bo skany zdjęć są dużego rozmiaru i post blogowy byłby niekończący się, przez co mógłby Cię zanudzić rolowaniem myszy.
Poniżej kilka zdjęć na zachętę.
Klikając na zdjęcie, po otwarciu linka, ono powiększy się dla czytania podpisów i oglądania szczegółów.
Praha 1937
Komplet na chomiku
P.S.Oczywiście, jak zwykle, komentarz AM mile widziany :-)