Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Operacja Dunaj... w Bielsku.

Film pt. "Operacja Dunaj"  opowiadający o losach zaginionego czołgu w czasie inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, pokazuje doskonale za co nas Czesi nie lubią, pokazuje stosunki między mieszkańcami a okupantami oraz między ludźmi którzy z butami wdarli się nie tylko do czyjegoś kraju ale dosłownie do domu.
Dowódca czołgu zgubił drogę a roztargniony mechanik-kierowca wjechał w gospodę. Wszystko w filmie dzieje się wokół poszukiwania zaginionego czołgu, próby jego uruchomienia. Załoga próbuje nawiązać kontakt z mieszkańcami co przy braku zdolności językowych doprowadza do wielu śmiesznych a niekiedy tragikomicznych sytuacji. 
Nie jest to jakaś rewelacyjna komedia, nie pomagają tu nawet nazwiska tej klasy co: Stuhr, Kot, Zamachowski, Menzel czy Polivka. Właściwie oni sa jak wisienka na torcie.
 Niedawo usłyszałem pewną "urban legend" dotycząca przejazdu wojsk UW  przez Bielsko do Czechosłowacji. Kolumna czołgów jechała starą droga żywiecką od ul Krakowskiej  (nie było Lwowskiej) i jeden z czołgów nie wyrobił zakrętu wjeżdżając w gospodę  na rogu ul.11 listopada i starej żywieckiej.
 Nie znalazłem dodatkowego potwierdzenia tej historii poza jedną osoba która jest rodowitym bielszczaninem. 
oto miejsce.



Nowe lomo foty

http://lomografia.pl/gallery?author=1836

Mazan - Szwejkolog

Chodzę i myśle, "...trochę o Wiśle, trochę o przemyśle" (TEY) i nagle przebłysk wspomnień ze spotkania autorskiego promocji ksiażki  autorstwa LESZKA MAZANA który sam siebie nazywa szwejkologiem. A było to w 1996 roku.

Słuchanie Leszka Mazana to niezapomniane przeżycie. Wspaniały erudyta o wielkiej wiedzy nie tylko historycznej ale i literackiej. Słuchaliśmy Go z otwartą gębą. Opowiadał swoje przygody i podróże związane z miejscami w których mógł przebywać Szwejk na drodze swojej tułaczki. Wplatał w to historie z życia Monarchy co Go muchy obsrały. W prezentowanej książce znalazło się kilka historii z życia Najjaśniejszego Pana, powiązanych z Czechami. Oto kilka z nich.



Wakacje 2006, piwiarnia w Toruniu, niedaleko domu Kopernika (tego z wielkim wahadłem w środku). Tam na pewno Szwejk nie zawędrował ale każdy akcent powoduję uśmiech sympatii. :-)



Skarby targowe.

Sobotnie targi żywieckie obfitują w największą ilość wystawców. To brzmi dumnie ale tak nie wygląda. W rzeczywistości jest to około 10 do 15 osób z towarem którym nie zapełnili by nawet szkolnej sali gimnastycznej, ale zawsze jest coś ciekawego. Nie są to wystawcy kolekcjonerzy, raczej zbieracze wszelkiego badziewia, pochodzącego od składów złomowych po austriackie i niemieckie wystawki porządkowe jak również zbiory wyprowadzkowo-rozbiórkowe.
Krzysiu i jego szwedzki stół.
 Jeden chłopak sprzedaje prawie wszystko za grosze, można przyjąć że za 1zł/ szt czasem za kilka złotych a wycena polega na rzucie oka. On ma najwięcej klientów oraz najwięcej towaru wszelakiej maści. Wszystko w pudłach wystawione tak jak zbiera to z ulic i domów a zbiera wszystko na austriackich wystawkach i zajmuje największą powierzchnię wystawienniczą. Jest miły, sympatyczny i uprzejmy a nawet daje na krechę.
"Marszandzi"
Inni sprzedawcy to tzw. specjaliści. Ich "specjalność" polega głównie na wiedzy o wartości przedmiotów zaczerpniętej z portali aukcyjnych i ta wiedza jest właściwie ich jedyną podporą w dyskusji z kolegami po fachu, czy z klientami. Specjalizują się w sprzedaży mebli, ceramiki, dzieł sztuki. Rzadko widzę u nich kupujących, najczęściej niezamożni szperacze pytają o ceny przedmiotów które chcieli by posiadać jednak poziom cen odstrasza klientów. Mnie też.
Bibliofil.
Celowo nie używam cudzysłowu ponieważ facet sprzedający książki w dzisiejszych czasach musi być bardzo zdesperowany. Próbuję sobie wyobrazić jak czułbym się postawiony przed koniecznością wyprzedaży swoich zbiorów. Nie jakoś specjalnie wartościowych ale ale o dużej wartości sentymentalnej. Przywiązuję się do książek. Przyjmuję wszystkie, które ktoś chce się pozbyć. Żeby przeczytać - kupuję, by mieć autora na własność. Kiedy kupuję wiem że autor pracował dla mnie. Książka na własność daje poczucie więzi z autorem. Nie lubię korzystać z biblioteki choć wiem jak bardzo ważne jest ich istnienie.
Nie używam cudzysłowu, ponieważ sprzedawca książek nie dosyć że sprzedaje je bardzo tanio, to jeszcze prawię o każdej jest w stanie powiedzieć kilka zdań.Chętnie i łatwo nawiązuje ciekawą rozmowę. Nie zachwala swojego towaru, nie porównuje cen do księgarni i nie "ma focha" kiedy ktoś odkłada książkę nie kupując jej.
Zdarza się nawet że szukam czasem książki za wszelką cenę żeby tylko nie odchodzić z pustymi rękami od jego stoiska a ceny są tak niskie że formuła "reszty nie trzeba" stała się już tradycja. I to nie jest żadna jałmużna jak rzucenie żebrakowi grosika dla zagłuszenia sumienia i świętego spokoju.
Ostatni nabytek.
Ostatni nabytek za niespełna 10zł. a w środku:
1.Literatura na świecie 11/1983 - Jindrich Chalupecki "Hasek niepospolity"
2.Słownik czesko-polski trochę większy od zapalniczki zippo WP 1973 wyd. 1. Prawdziwie kiezonkowy.
3.Jerzy Olkiewicz "Archipelag Picassa" - Jak krytyk, sojusznik artysty, pomaga zrozumieć sztukę przeciętnemu odbiorcy.

Dwie Syrenki Warszawskie

Data może nieodpowiednia bo 11 listopada dawno był, jednak ostatni łomo spacer zakończył się kilkoma ciekawymi fotografiami. W bielskiej dzielnicy przemysłowej (okolice Placu Fabrycznego) znalazłem ładne, choć proste graffiti  Antify
Wspominam o tym ponieważ w Bielsku-Białej jest Syrenka "Warszawska" której historię mało kto zna. Wszyscy wiedzą o jej istnieniu w centrum miast ale skąd się wzięła sam nie miałem pojęcia i zasięgnąłem informacji.
Nikt ze znajomych czy rodziny (bo w dużej części pochodzą z Bielska) nie wiedział skąd się wzięła. Wychowany na korzystaniu z encyklopedii jako ostatnie źródło przeszukałem internet i tam znalazłem krótką historię Syrenki.
Ten pomnik-fontanna przedstawia Syrenkę podobną do tej warszawskiej. Autorem jest Ryszard Sroczyński (1905-1966) bielski artysta rzeźbiarz (absolwent ASP w W-wie). Fundusz Odbudowy Stolicy ufundował Syrenkę w 1954r  w podziękowaniu bielszczanom z wkład finansowy w odbudowę stolicy.
Zastanawiam się czy jest jeszcze gdzieś w Polsce inny przejaw wdzięczności warszawiaków za odbudowę miasta stołecznego. Poszukam informacji jak jeszcze bielszczanie pomagali warszawiakom. Lubię naszą Syrenkę, mamy namiastkę Warszawy u siebie.

Industrialna Ostrava

W Lidovych Novinach z 16.06.2012 w dodatku Orientace jest artykuł o przemysłowej architekturze Ostravy. Wspominam o tym bo dawno oglądałem film pt."Słoneczne miasto". Ostrava se probouzi tak ja postacie w filmie. Bezlitosny kapitalizm połączony z rachunkiem ekonomicznym stawia bohaterów w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Utrata pracy, rodzinne kłopoty, zmuszają ich do podjęcia ważnych życiowych decyzji. Wzięcie spraw w swoje ręce nie oznacza jeszcze sukcesu. Ludzie pracujący na etatach nauczeni są w pewnym sensie bycia prowadzonymi za rękę. Kiedy potrzebna jest samodzielność okazuje się że trudno o samodzielne i co najważniejsze właściwe decyzje. Postacie jednak próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości  za wszelką cenę, a błędne decyzje i nieudane interesy powodują pogłębianie frustracji i pogorszenie wzajemnych stosunków.
Reżyser daje jednak nadzieję postaciom a przez to i widzom. Pozytywna scena sadzenia bratków, swoistego pojednania  zamyka pętlę zdarzeń dając wszystkim nadzieję na lepsze jutro.
Film kręcony w mieście i na jego przedmieściach pozwala dokładnie przyjrzeć jego przemysłowej architekturze. To jest to co lubię najbardziej. Widzieć miasto takim jak widzą go jego mieszkańcy chodzący każdego poranka po bułki.
Przemysłowa Ostrava jest trochę jak moje włókiennicze Bielsko w którym przemysł też w bardzo dużej mierze wymarł. Pozostałości budowli, hal, warsztatów w większości wykorzystane zostały na działalność komercyjną lub sprzedane ustąpiły miejsca apartamentowcom. Na szczęście miasto żyje, nie wymarło jak Ostrava.
Lubię beton i stal, architekturę przemysłową.



Udostępniona do zwiedzania Ostravska huta  Witkowice, wielki piec.


Nowa zdobycz

Stara szklanka Pilsner Urquell i Milena Jesenska w reportażach. Już od pierwszych słów zapowiada się smakowicie i poruszająco. Książka sygnowana exlibrisem  biblioteki fundacji działającej na rzecz praw kobiet. Ciekawe czy fundacja wyprzedaje swoją bibliotekę , czy jakiś czytelnik oddał książkę do antykwariatu. Internetowy opis fundacji jest pisany w czasie przeszłym...

Tak niewiele potrzeba

Czeska prasa zawędrowała pod strzechy... beskidzkie.
Tak niewiele potrzeba żeby mi sprawić radość.Wystarczy kilka czeskich gazet z minionego weekendu i już jest co robić. Oglądać, próbować czytać, i cokolwiek zrozumieć. Niezła zabawa. Wszystko dzięki Aldonie M. :-)

KINO NA GRANICY - 15

Jak podają organizatorzy, pomimo pesymistycznych nastrojów, jest szansa na kolejną 15 edycję festiwalu.
http://www.kinonagranicy.pl/  ale się ciesze.

LOMO LC-A 

Praga wspak.

Fajnie będzie poznać kiedyś Pragę inaczej niż turyści. Nie czuję sentymentu do kościołów, zamków, klasztorów, pomników. Za to lubię dzielnice przemysłowe, osiedla robotnicze, miejsca gdzie toczy się życie codzienne. Wisi pranie, krzyczą dzieci, spacerują staruszki, siedzi rzeźnik przed sklepem, słychać gwar przez otwarte drzwi baru.
Chciałbym zobaczyć miejsca akcji filmów które rozgrywały się na moim prywatnym ekranie; ulice, przejścia podziemne z graffiti na ścianach. Trasę doręczyciela Sveraka, plenery "Samotnych" czy "Doblba" albo "Na złamanie karku", pewnie jest jeszcze wiele filmów kręconych w Pradze ale te mi się akurat przypomniały.
 Jest jeszcze coś co chciałbym mieć.
Nie jestem kolekcjonerem ale posiadam pewną ilość tabliczek emaliowanych z nazwami ulic. Marzeniem jest posiadanie takiej tabliczki z Pragi. Widziałem takie w Samotnych(00:56:20)  ostatnio i Na złamanie karku (00:15:32 U sparty, letna, praha 7-piękne kibolskie mieszkanie i ta zajęcza warga, jak oni to zrobili Machackowi?) , tabliczki, takie ładne, wypukłe i czerwone. A tak na marginesie Anka może zaznaczyła byś na mojej liscie filmów, te praskie :-)
W związku z tym konieczne będzie też odwiedzenie targowiska staroci, nie tylko dla ewentualnej tabliczki ale czegokolwiek co wpadnie w oko i pozostanie cenną pamiątką wyjątkowej podróży. Wierzę że w te wakacje.


Żelary... tak blisko

Jozo... miałeś żyć!

  Żelary rozczuliły mnie, bardzo. Co ja na to poradzę że łatwo się wzruszam.Pewnie przez mój nieszczęsny kobiecy pierwiastek który noszę w sobie. Tak bardzo chciałem żeby im się udało, ale nasze europejskie kino, takie prawdziwe, nie uznaje hollywoodzkich zakończeń. Nie jestem macho, lecz JOZA taki właśnie jest. Jest prawdziwym mężczyzną  o wielkim sercu. Dziś takich facetów już niem. Przynajmniej ja takich nie znam.
 Zwykłe życie na wsi połaczone z wyrazistymi postaciami  o mocnych charakterach stanowi o wartości filmu. Historia na pozór prosta o ukrywających się konspiratorach w górskiej wiosce. Okoliczności zmuszają główną bochaterkę do asymilacji  wśród wieśniaków. Na początku odpychających jednak z każdym dniem stających się coraz bliższymi. Nawet małżeństwo potrzebne dla sąsiedzkiej akceptacji z czasem przeradza się w prawdziwą miłość.
 Dwie i pół godziny mija niepostrzeżenie na idealistycznej wizji związku dwojga ludzi posród zwykłych ludzkich spraw małej wiejskiej społeczności i oczekiwaniu happyendu jednak koniec historii jest smutny. Co z tego że Hanka przeżywa wojnę, skoro tragiczne losy pozostawiają niezatarty ślad do końca jej życia, które już nigdy nie będzie takie jak wcześniej, i miłość nie osiągnie już takiego blasku jak z Jozą.

Plenery filmowe zainspirowały mnie do poszukiwań i znalazłem Żelary niedaleko siebie na słowacji.
https://maps.google.pl/maps?saddr=Obecn%C3%BD+%C3%BArad+Z%C3%A1zriv%C3%A1+Stred+409,+Z%C3%A1zriv%C3%A1,+S%C5%82owacja&daddr=%C5%BCywiec&hl=pl&ie=UTF8&ll=49.484186,19.195862&spn=0.792249,1.766052&sll=49.6913,19.182398&sspn=0.197223,0.441513&geocode=Fefl7wId6kYkASGCwOJMqOg2fQ%3BFaQ69gIdPrMkASm7pG3HIyYURzEX8NOIU9yphQ&oq=zelary&t=m&mra=ls&z=9
Może kiedyś sie wybiorę na przejażdżkę motocyklem. Plenery bardzo podobne do naszych beskidzkich.

Piękne filmowe krematorium... Praga?

Modernizm w architekturze zachwyca mnie nieustannie. Od pewnego czasu prześladowało mnie krematorium oglądane w kilku czeskich filmach. Gdy "zagrało" w trzecim, postanowiłem sprawdzić. Było łatwo. Jak film to pewnie kręcony w Pradze. Z pomocą internetu wątpliwości zostały rozwiane. KREMATORIUM STRASNICE Wszystko stało się jasne. Krematorium zagrało w jednym odcinku serialu "Halupari" - Pod jednym dachem, "Dzięki za każde nowe rano" - rewelacyjny F.Pieczka, oraz "Doblba" - W koło macieju. I zapomniałem o "Palaczu zwłok" (dzięki AM).
Moja subiektywna lista filmów czeskich, będzie uzupełniana (może i słowackich czego nie zauważyłem):
1.Babie lato
2.Burzliwe wino
3.Czarny Piotruś
4.Czeski sen
5.Do Czech razy sztuka
6.Gdy przychodzi kot
7.Guzikowcy
8.Hogo fogo homolka
9.Homolkowie na urlopie
10.Jak utopić doktora Mraczka
11.Koniec agenta w4c
12.Musimy sobie pomagać
13.Nikt nic nie wie
14.Operacja Dunaj
15.Opowieść o zwyczajnym szaleństwie
16. pod jednym dachem - pelsky
17.Powrót idioty
18.Słońce, siano i ...
19.Szczęście
20.Szkoła podstawowa
21.Trup w każdej szafie
22.Dwa młode wina
23.Młode wino
24.Butelki zwrotne
25.Czeski błąd
26.Diamenty nocy
27.Dwaj muszkieterowie
28.Dzięki za każde nowe rano
29.Jak się rodzi osiedle
30.Jutro wstanę i oparzę się herbatą
31.Kelner płacić
32.Kola
33.Lemoniadowy Joe
34.Miłość blondynki
35.Na złamanie karku
36.Niewinność (KnG)
37.Obywatel Havel
38.Pali się moja panno
39.Piękność w opałach
40.Pod jednym dachem - serial
41.Pupendo
42.Rok diabła
43.Samotni
44.Słoneczne miasto
45.W koło macieju
46.Wycieczkowicze
47.Zadzwońcie do mojej żony
48.Żart
49.Żelary
50.filmowa kolekcja Książka jak się patrzy GW
51.Organista (KnG)
52.Słonko w sieci (Kng)

 Wszelkie sugestie mile widziane.

Hrebejk - superkomplikator

  100lecie Czechów doskonale przeplata się filmowymi historiami.
Tym razem "Musimy sobie pomagać" Hrebejka doskonałym uzupełnieniem lektury Surosza "Pepiki". Reżyser na początku grzecznie prowadzi przez wojenne trudy okupacji Czech. Przedstawia postacie tej historii by w pewnym momencie wpuścić widza w tryby moralnych wyborów i trudnych decyzji. Ukrywanie żydowskiego uciekiniera z polski, staje się katalizatorem życia rodziny miotającej się między głosem sumienia a głosem rozsądku. Zabawne sytuacje układają sie w zaskakujące rozwiązania na krawędzi dekonspiracji. Jak zobaczyłem ile zmieści sie pod pierzyną, o mało nie dostałem zawału. Zdarzenia które mają miejsce dają postaciom szansę na wybór  właściwych rozwiązań. Powodują że przechodzą swoiste katharsis spowodowane sytuacją w jakiej się znależli i rozwiązań jakich dokonali. Jest w tym filmie pewne podobieństwo do produkcji "Życie jest piękne" jednak  film Hrebejka mocniej dotyka widza, wystawia go na próbę wyborów jakie muszą dokonać jego bohaterowie Widz sam zadaje sobie pytanie co zrobiłby znajdując się w tej sytuacji.
 Film podobno oparty na faktach ale nie ma to znaczenia gdyż lata wojny stawiały wielu, jeśli nie wszystkich, przed takimi dylematami moralnymi każdego dnia i nie nam dane jest oceniać postawy ludzi tamtych czasów bo nigdy się w ich sytuacji nie znależliśmy. Obyśmy się nigdy nie znależli.

Chwilo trwaj...

I co z tego że pada, że muszę zapierdalać jak mały samochodzik, że mam 1000 spraw na głowie jak zawsze zresztą. Popołudnie będzie tylko moje. Skończe "Pepików" (Gottwald, ty świnio), Kroh, "O Szwejku i o nas" podejrzanie długo do mnie jedzie bo juz od 8 czerwca z Wawy.
 Bo tak trzeba.
 Trzeba zapieprzać bo jest szansa długo żyć. Zrealizować plany i marzenia. Przeczytać gromadzone książki, obejrzeć zaległe filmy, zobaczyć to co się uda. Jasne że nie można wszystkiego, bo trzeba liczyć siły na zamiary, ale każdego dnia planować i te plany realizować. Nawet jeżeli niektóre rzeczy są błahe i przyziemne. Planować i realizować.
  Wczoraj wieczorem rozmawiałem z 71-letnią kobietą która o 22 spacerowała jak co wieczór z pomocą dwóch kul po swoim ogrodzie, w tę i z powrotem . Jak sama mówiła dla lepszej kondycji. Od lat nie ma jednej nogi i jednego płuca. Z pomocą protezy śmiga tak, że gdyby mi nie powiedziała to bym się nie zorientował, (miała spódnice ). Kibicowała naszym piłkarzom,znała nazwiska, bardzo przeżywała mecz pol-ros.
 Kto może być lepszym przykładem na wolę życia i bycia potrzebnym drugiemu człowiekowi, niż ta kobieta. Trzeba każdego dnia wyznaczać sobie cele i je realizować. Najważniejsze by mieć po co żyć i dla kogo. W jej przypadku to nie tylko dzieci, już dorosłe ale jeszcze wnuki, no i internet :-). Dla osoby niepełnosprawnej (nie wiem czy ta Pani by się nie obraziła), to dodatkowe okno na świat. To nie tylko przewracanie kartek niekończącej się książki WWW, płatności elektroniczne, zakupy na aukcjach... Niema rzeczy niemożliwych, trzeba tylko chcieć. Motywacja jest najważniejsza. Rozmowa była tak sympatyczna że aż nie chciało się wychodzić z wieczornego ogrodu.
lomofoto
Więc do pracy...

Himilsbach... BATA... 20 min dziennie

"11 PRZYKAZANIE" Jakiś czas temu, z lekkością przeczytałem sześćset stronicowy zbiór opowiadań Jana Himilsbacha. Zainspirowały tę lekturę filmy z jego udziałem których jest wiele. Dobrze się złożyło że poznałem filmy Kondratiuka dzięki Himilsbachowi bo tym sposobem na festiwalu KINO NA GRANICY mogłem poświęcić uwagę innym produkcjom głównie czeskim i słowackim. Oglądałem ostatnio film "11 przykazanie" nakręcony na podstawie opowiadania Himilsbacha zatytułowanego "Marcus Fajera". Wspominam o nim ponieważ wyraźnie zaznaczona jest pozycja sklepu z butami firmy BATA. Sprzedawca, uprawiający nachalny marketing (jak w Gottlandzie, Szczygła), zatrudnia bezdomną kobietę z dzieckiem, żywiąc nadzieje na łatwy romans. Historia w małym kresowym miasteczku jest jednak bardziej złożona gdyż powraca stary bywalec domu schadzek Marcus. Poruszony losem matki, bezinteresownie ofiaruje bezimiennemu niemowlęciu swoje nazwisko. W takiej małej lokalnej społeczności nie ma zrozumienia dla altruizmu, jednak plan udaje się zrealizować. Film nie kończy się happy endem, ponieważ budzące się uczucie matki dziecka do Marcusa zostaje odrzucone. Proza Himilsbacha urzeka realnością opisów, nie tylko miejsc ale i charakterów. Pięknie opisuje czasy za którymi tęsknie, choć nie były łatwe. Pewnie nie zachwyci każdego ale mnie bardzo, na pewno wrócę do jego opowiadań. Narazie plan jest taki by przeczytać mojej 10letniej córce, która ostatnio sama przeczytała "O psie który jeździł koleją" jedno opowiadanie J.H. pt.: "Baca". Piękne opowiadanie o psiej wierności osadzone w realiach PRL'u. Smutne ale dobrze się kończy. 20min dziennie :-)

A jednak się kręci.

Miło że jednak komuś chciało się za mną przyjść. To znaczy że warto gimnastykować głowę, nie tylko dla siebie, ale i dla innych. W zasadzie mógłbym teraz patrzeć w telewizor leżąc w łóżku, ale nie nauczyłem się, więc tego nie robię, tym bardziej że mam świadomość jak łatwo się od tego uzależnić. Będę zatem z Wami...porankami. EURO gorączka nie dosięga mnie. Jednak po cichu kibicuje naszej drużynie. Jedna z wielu rzeczy która nie podoba mi się to pozerski patriotyzm. Widzę samochody udekorowane flagami, lusterka obciągnięte barwami narodowymi i najbardziej znienawidzone przeze mnie duże flagi z napisem POLSKA i logiem TYSKIE. To profanacja. Kiedy wypada prawdziwe świeto narodowe 11 listopada czy nawet 3 maja wielu nie pamięta o barwach narodowych za to piłka wzbudza chwilowy patriotyzm. Zniesmaczony jestem smoleńskim patriotyzmem piłkarskim, bo cóż winni są piłkarze brzozie rosnącej na lotnisku. Aż boję się pomyśleć co będzie się działo przed meczem kiedy wzywa się nas by dzierżyć szable w dłoń i powtórzyć cud nad Wisłą. Gorzej może być tylko kiedy przegramy, wetedy ożyje Stalin, Ribbentrop-Mołotow, Dzierżyński, Smoleńsk do kwadratu... eh...

No to porobione...

Blog trochę uporządkowany, nawet mi się podoba. Jedyne czego nie umiem zmienić to wyglądu starych postów z pingera ale czas nowymi wpisami przykryje stare i blog nabierze wyglądu, tylko czy ktoś tu zajrzy......

Nareszcie na swoim

Przyszedłem stamtąd: http://szurens.pinger.pl/p/1
Trudne to były przenosiny. I tak nie jestem zadowolony z formy, może kiedyś doprowadzę wygląd stron do porządku. Denerwowały mnie reklamy majtek i staników na pingerze i pstrokate kolory i małe możliwości zmaian wyglądu bloga. Poniżej całe archiwum .Tutaj może w końcu będzie całkiem po mojemu. Teraz pora śniadania.

Od dawna mężczyżni są celem moich obserwacji. Zastanawiam się czy bezwolność facetów przychodzi z wiekiem, czy jest może spowodowana niewłaściwym wychowaniem na poziomie podstawowym. A może wynika z tego że zlecenie wykonania pewnych czynności  mężczyznie i oczekiwanie efektu jest zbyt czasochłonne, niż zrobienie czegoś od razu samodzielnie.
Niejednokrotnie wolałem zrobić coś sam od razu niż tłumaczyć komuś, co i jak wykonać, ponieważ samo polecenie może nie zawiera wystarczająco dużo informacji dla wykonawcy. Nie uruchamia jego twórczego myślenia i wyobrażni. Konieczne jest podanie, pokazanie związku przyczynowo-skutkowego i wskazanie odcinka zadania do wykonania. Dlatego zrobienie czegoś samodzielnie jest mniej czasochłonne niż tłumaczenie prostych czynności.
Ostatnia wizyta w sklepie stała się okazją do takiej obserwacji pewnego małżeństwa. Kobieta z koszykiem pełnym zakupów i dzieckiem obok siebie głośno myślała co jeszcze kupić. Dwa kroki dalej szedł za nią facet z paczką papieru toaletowego pod pachą i oglądał, a właściwie przyglądał się zabawkom na półkach. Żona głośno mówiła do niego by znalazł kilka rzeczy, na co on odpowiadał pytaniem "a gdzie to jest" i plątał sie po sklepie jak minotaur w labiryncie. Nie chciało mu się użyć mózgu i wyobrażni do poszukiwań, czy nawet zapytać sprzedawcy.
 Survivalowy zestaw pytań przeciętnego mężczyzny ogranicza się do zdań typy: możesz mi podać (bo nie chce się zdjąć butów), gdzie są moje..., gdzie masz, czy masz (choć wszystko jest w zasięgu wzroku), jak to zrobić (ale przy drugim zdaniu tłumaczenia prostych czynności, stwierdzenie " to weż zrób to bo ty się na tym znasz").
Czy jedną z przyczyn takiego stanu umysłu jest nadmierne oglądanie telewizji, lub całodzienne jej dzwiękowe tło towarzyszące człowiekowi. Wydaje mi się że ma to wpływ. Telewizyjny intruz nie zauważalnie wkrada się w umysł człowieka powodując wyłączenie obszarów odpowiedzialnych za samodzielne myślenie. Bombarduje umysł informacjami mniej lub bardziej nieistotnymi, powodując bezwolne ich absorbowanie i zwalniając człowieka z myślenia gdyż dostaje gotowy produkt na tacy i przyjmuje go bezkrytycznie.
Telewizor jako medium zastępcze, wyłącza myślenie, i przede wszystkim zastępuje dialog. Dwie osoby mniej lub bardziej sobie bliskie potrafią siedzieć i patrzeć w tv nie zamieniając słowa. On mówi za nich. Mówi do nich. Zwalnia ich z rozmowy, ogranicza ich wypowiedż jedynie do komentarza potwierdzającego otrzymane informacje. Z powodu braku umiejętności prowadzenia dialogu nie dochodzi do analizy informacji,dyskusji, selekcji na informacje wartościowe i te bezużyteczne.
Nie oglądamy tv prawie wogóle, dlatego łapie się na tym że będąc u kogoś gdzie włączony jest tv, on  przyciąga mój wzrok i uwagę na tyle mocno że muszę świadomie prosić o wyłączenie bo nie mogę się skupić na rozmowie. Podobnie jest z radiem, (ostatnio prosiłem w kawiarni o ściszenie "zet" bo nie mogłem normalnie porozmawiać z Kaśką).
No bo w naszym domu rozmawiamy.
szurens
Ostatnio w Łodygowicach
Pierwsze dwa zdjęcia (fuji 100) najpierw naświetlone jako 400asa - płot,bruk, kwiatki, podłoga i inne. Następnie zwinąłem film i robiłem zdjęcia naświetlając nominalnie. Wyszło, co wyszło. Fajne.
/wczoraj (9 czerwca) /cytuj /wiki /
/skomentuj ›
szurens

"O Szwejku i o nas" znalazłem, niebawem do mnie zawita. Na "Praski elementarz" poczekam do jesieni. "Praga magiczna" droga jak cholera. Tak jak "Polacy nie gęsi" e-splot.pl/?pid=articles&id=1874  którą prędzej czy później sobie kupię napewno. "Ponad nasze siły" znalazłem w dobrej cenie. Myślę że zbiór reportaży Mileny będzie dla mnie najlepszą lekturą. Twój artykuł o Jesenskiej znalazłem wcześniej, byłem juz w "Łóżku Majora". Zainteresował mnie tam tekst o Magnum które jest bliskie moim ideałom fotograficznym.      Tak na marginesie, na początku lat '90tych miałem na taśmie VHS doskonały film dokumentalny o grupie Magnum którego nijak nie umiem znależć w wersji cyfrowej. Nie mam jego właściwego tytułu a i najrózniejsze frazy poszukiwawcze nie dają żadnego zadowalającego rezultatu. Gdyby (A.M.) kiedyś coś Ci wpadło do ucha lub oka daj znać. Nie chodzi mi o materiał z 1999r lecz wcześniejszy.
szurens
Żywiecka środa targowa to dzień wymiany towarowo-rolniczej, ogrodniczej, końskiej (bez koni), odzieżowej, mydlano-powidlanej...
Tego dnia niema handlarzy starociami i wszelkim badziewiem wystawkowo-porządkowym. Jest tylko jeden pan sprzedawca książek z przeszłością.
Spędziłem przy jego stoisku obwoźnym kilka minut. Przejrzałem prawie wszystkie tytuły i oto co znalazłem.

DSC_8413.JPG


Wydatek 10zł wart był chyba swojej ceny, bo lubię H.G.Wellsa odkąd pierwszy raz w dzieciństwie oglądałem "Wojny światów" z 1953r. Byłem spocony pod kołdrą bo nie ruszałem się ze strachu przez cały film leżąc przy czarnej dziurze nocnego okna. "Wehikuł czasu" zachwycał mnie plastycznością, ciekawą wizją przyszłości i wtedy, najbardziej, szybko zmieniającym się wystrojem witryny sklepowej w trakcie podróży.Bałem się jego wizji świata.
"Wojny światów" 2005r podobały mi się jednak bardziej ze względu na efekty specjalne niż na uwspółcześnioną fabułę mającą przyciągnąć niewymagającego widza.
"Motory" bielskiego autora nie mogły pozostać bezdomne tym bardziej że często przejeżdżam koło Jego domu urodzenia z tablicą na frontonie kamienicy. Na marginesie: jest na tej tablicy napisane mniej więcej "... był piewcą kultury beskidzkiej" O krytyce kościoła słowa brak, jak i o tym że był ulubionym autorem Jana Pawła 2 tym bardziej że na przeciw Jego domu stoi szpital im. JP2. Przeczytam.
Znalazłem też dwie książki czechosłowackie. Wacława Rzezacza "Krawędź" (Czytelnik 1948) nazwisko obiło mi się o uszy w jakimś czeskim filmie była taka postać lecz niemająca nic wspólnego z autorem.
Druga to zbiór opowiadań "Razem i imieniu życia" 1980r. opowiadania czeskie i słowackie. Sądząc ze wstępu... właściwe zastosowanie prawdziwej treści w walce o socjalistyczny charakter społeczeństwa.
Nie to jednak skłoniło mnie do kupna tej książki lecz ostatnia strona wypełniona odręcznym pismem.



DSC_8415.JPG


Anonimowe pożegnanie, pełne rozgoryczenia płynące z tego listu podnosi wartość tej książki. Nie rynkową ale sentymentalną. Ta książka może była prezentem na trudne dni, kupionym ku pokrzepieniu obdarowanej osoby, przypuszczam że z racji tytułu. Treść jednak nie przystoi do goryczy pożegnalnego listu. Brakuje jednej kartki która mogłaby rzucić więcej światła na los osoby piszącej tamte słowa.
/3 dni temu (7 czerwca) /cytuj /wiki /
/2 komentarze
  • awatarAnkano te zbiory opowiadań wydane za PRLu zawsze są dla mnie podejrzane. ludzie mi je radośnie przynosili, bo "słuchaj znalazłam w domu, musisz zobaczyć!". ale smieszne, bo tam czasem się mieszają soc-gówna napr z Hrabalem. a jesli chodzi o Rzezacza, to spojrzałam, i jesli Krawędź ma orginalny tytuł Rozhrani (a powinna:)) to jest to jeszcze powieść z dobrych czasów autora.
  • awatarszurens czechofanCzwarta strona, tytuł oryginału ROZHRANI, przekład autoryzowany Maria Erhardtowa :)
Dodaj komentarz ›/ Pokaż wszystkie (2) ›
szurens
Tydzień bez książki to co prawda nie tydzień stracony, ale zaczyna mi brakować czasu dla siebie. Nie mogę doczekać się drugich zmian w pracy ponieważ to najlepsze dni kiedy mogę najwięcej czasu poświęcić na czytanie i lekturę filmową. Mam nadzieję że mój wspaniały pracodawca tego nie czyta a jeśli tak to wierzę że zrozumie potrzebę samorozwoju połączoną z niezaniedbywaniem obowiązków.
Nawet komputer pożera coraz więcej mojego cennego czasu. Wszędzie w moim otoczeniu w zasięgu wzroku znajdują się długopisy, karteczki do notowania ulotnych myśli, spraw, pomysłów, rzeczy do sprawdzenia, do kupienia, poszukania czy zrobienia. Wiele właśnie z pomocą komputera. Doba jest za krótka dla mnie a codzienne wstawanie o 05:30 to już normalność. Mój ulubiony czas i pora kiedy wszyscy śpią np. w wolny dzień. Popijam kawę, słońce zagląda mi prawie przez ramię. Wtedy piszę, sprawdzam, szukam, czytam... czasem kupuje.
Łykam porcjami "Pepiki" i wstyd się przyznać ale z każdym rozdziałem książki utwierdzam się w przekonaniu że mój obraz Czechów niewiele odbiegał od stereotypu powszechnie powielanego. Wcześniejsza lektura książek Szczygła otwierała mi oczy i serce na naszych sąsiadów. Poznawałem ich od bardziej intymnej strony i nabierałem przekonania że nic nie jest takie jak się wydaje.
Czytając "Pepiki" nabieram szacunku do Czechów których historia także tragicznie doświadczyła. Nietaktem byłoby porównywanie kto więcej wycierpiał, kto poniósł więcej ofiar. Poznając kolejne postacie ich ostatniego 100lecia uzupełniam wiedzę historyczną wyniesioną ze szkoły średniej. Zachwyciła mnie historia Mileny Jesenskiej reportażystki i losy Josefa Frantiska pilota żołnierza czecha-polaka. "Dywizjon 303"- lektura obowiązkowa, jedna z moich ulubionych.
Niebawem skończe "Pepików"... co dalej skoro kolekcje z GW przeczytałem, obejrzałem?
Anka poradź.
/4 dni temu (6 czerwca) /cytuj /wiki /
/5 komentarzy
  • awatarAnka radzi:)tak więc - "O Szwejku i o nas" Kroha - do dostania w bibliotekach i antykwariatach. ewentualnie znam osobe w Cieszynie, ktora ma dwa egzemplarze. przyznaje ze jeszcze nie przeczytalam, ale M czyta, bo to nasza lektura łazienkowa:) oprocz tego poczekac do września na rozrzerzone drugie wydanie "Praskiego elementarza" Kaczorowskiego. mozna pewnie znalezc to sprzed 12 lat - ale po co skoro ma wyjsc ulepszone? z nie-polskich "Praga magiczna" Rippelliniego (moglam pomyslic ilosci P badz L), tez do dostania w bibliotekach. i na razie nie mam wiecej pomysłów, muszę iść spojrzeć na moją biblioteczkę
  • awatarAnkai popraw kurwa Czechów wielką literą!
  • awatarszurens czechofan"Praski elementarz" już namierzałem ale poczekam na pełniejszy... dzięki.
Dodaj komentarz ›/ Pokaż wszystkie (5) ›
szurens
Jaworzno na śląsku.Małe miasteczko nad zalewem Sośnica.Międzynarodowa impreza dobrze zorganizowana na około 5000 osób.51 zespołów z całego świata a wśród nich największe gwiazdy: Megadeth, Kreator, WASP, Deathangel, Soulfly, Acid Drinkers, Vader...
Wielka scena nad jeziorem z dużym wybiegiem dla publiczności i mniejsza prawie na plaży, dwa pola namiotowe, duże zaplecze socjalne, wiele punktów gastronomicznych z urozmaiconym jadłospisem.
Koncerty odbywały każdego dnia od piątku do niedzieli w godz. 13-24. Kultura wśród publiczności była na zaskakująco wysokim poziomie. W nocy na polu namiotowym było słychać chrapanie w odległym namiocie. Szczególnie hucznych imprez nie zauważyłem, śmieci nie walały się a gdy kubły były pełne odkładano je obok.
Młodzi ludzie przyjechali się dobrze bawić i pewnie dlatego nie zauważyłem jakiegoś wielkiego pijaństwa, awantur czy bójek. Nic nam nie ukradziono choć namiot był otwarty. Sąsiedzi witali nas o poranku słowem "dzień dobry". Pełna kultura.
Nie będę opisywał kto jak grał bo odbiór każdego jest bardzo osobisty. Mnie zachwycił Vader, Soulfly, Septic flash, Moonspell, Triptykon, Deathangel. Gatunków, klimatów i nastrojów było takie spektrum że każdy znalazł coś dla siebie, każdy przyjechał dla innych zespołów.
Dzięki uprzejmości organizatorów mieliśmy możliwość wstępu za scenę co dało nam możliwość spotkań z muzykami wielu ulubionych zespołow. Przywieżliśmy wiele trofeów takich jak: pałeczka Deathangel, Kostki Megadethi Legion of the Demned, autografy Deathangel, Megadeth- Dave Mustaine i wiele wspólnych zdjęć z gwiazdami. LOMO Galeria Karoliny:
 www.facebook.com/(…)set… Deszcz niezbyt nam przeszkadzał było nawet sporo słońca które spaliło mi glace. Największą furorę zrobiła Karolina kiedy pojawiła się w wojskowej pałatce (taka wielka peleryna) wyglądając jak Darth Vader. Wszyscy się oglądali.
Duże słowa uznania należą się firmie ochraniającej imprezę - FORT. Nie było jakichś zdarzeń niepożądanych czy awantur. A grupie która odbierała ludzi płynących na rękach fanów prosto pod scenę należą się szczególne brawa ponieważ odbierali wszystkich bez względu na płeć i masę na własnych rękach zdejmowali i stawiali na ziemi setki razy. Fani biegali tam i  z powrotem po kilka razy ponieważ czuli się bezpiecznie i Karolina też. Ochroniarze robili to z nieskrywaną radością. Nikogo za to nie potępiali, zabawa była przednia.

bebzol.com/pl/Walentynki-sralentynki.57576.html
szurens

Za parę godzin wyjeżdżamy na koncert. Szkoda że pada bo nie lubię plenerowych imprez w deszczu. Najbardziej wściekły byłem wiele lat temu kiedy robilismy z Kaśką reportaż w Kalwarii podczas misterium męki Pańskiej. Błoto po kolana, tempo spacerowe w tłumie, ale zdjęcia wyszły fajne.
Jak będzie tak padać to nawet nie chce mi się rozkładać namiotu, będziemy spać w aucie.
Wracamy w poniedziałek rano i wtedy podzielę się wrażeniami.
rain forever world... w sam raz

szurens
www.facebook.com/groups/464766440216296/

Czechofil to uniwersalne określenie osoby interesującej sie czechami, zakreślające w pewnych ramach typowe zainteresowania takie jak: piwo,żarcie,knajpy albo podróże,góry,miasta i wioski czy literaturę,historię i sztukę.
Miłośnik czechów bywa w republice, zna ludzi,czuje sie tam dobrze zarówno ze znajomością języka jak i bez.
Duże znaczenie ma tzw. prawo pierwszych połączeń które warunkuje póżniejszego czechofila. Jeśli film, książka lub pobyt w czechach zrobiły dobre wrażenie na człowieku wtedy ten pozytywny obraz przekłada sie na różowe widzenie braci z południa.
Niech każdy nazywa siebie czechofilem. Każdy wnosi coś dobrego do społeczności miłośników. Nie trzeba sie znać na wszystkim. Wystarczy słuchać, poznawać, rozmawiać, czytać.
Nazywam siebie czechofanem bo cały czas uczę sie. Nie nie studiuje. Jestem na takim etapie że nic nie musze, nie musze sie napinać. Mogę chcieć i chce: czytać, oglądać, bywać, rozmawiać i... Pisać.
Anka dobrze rozgraniczyła czechofanów od bohemistów którzy okres bycia czechofilem mają już za sobą i swoje życie podporządkowali 'czeskości'. Mieszkają w czechach, żyją w symbiozie z miastem, asymilują się, poznają otoczenie by czuć sie tam jak w domu.
Studiują, poznają i przybliżają czechy nam skromnym miłośnikom.
Fatalnie pisze sie z telefonu!
/11 dni temu (30 maja) /cytuj /wiki /
/1 komentarz
  • awatarAnna Mhttp://www.facebook.com/czechofile/posts/384024498310168?comment_id=4138065&offset=0&total_comments=21 komentarz Anny M - nie mój tym razem - najlepiej komentuje tę sprawę i na tym należy chyba skończyć. w przypadku tego pana oczywiście co do czechofilizmu jeszcze - w kwietniu na uniwersytecie we wrocławiu był wykład na ten temat "polski czechofilizm - spojrzenie krytyczne":)
Dodaj komentarz ›/ Pokaż wszystkie (1) ›