Dla mnie znalazła hotel w PRL'u, a dla siebie trasę Połoniną Wetlińską. Dla mnie prowadzi wóz i wiezie mnie do Dukli, i przystanki "na żądanie" robi dla mnie, gdy zdjęcie chcę zrobić... i myśli o mnie nawet kiedy ja zapominam o Niej... nawet zdjęcia robi czasem dla mnie, bo myśli za mnie...
Dwieście kilometrów po Bieszczadach to wystarczająco dużo by napatrzeć się i zapamiętać widoki. To jednak mało by się nasycić. To tylko tyle by posmakować i rozbudzić w sobie apetyt...
Zostawiliśmy auto w Wetlinie przy sklepie ogólnospożywczym w którym kupiliśmy też miejsca parkingowe. To było dobre i drogie miejsce z widokiem na szlakowskaz i parking busowy.
Połonina Wetlińska jest wysoka kiedy jedzie się u jej stóp. Łatwo mogę ocenić stopień trudności a przede wszystkim wysiłek z jakim będę musiał się wspinać. Wszystkie góry są dla mnie wysokie... za wysokie. Nuży mnie wspinaczka bo jestem leniwy. Nie miałem jednak lepszej alternatywy niż Jej pomysł i plan któremu jak zwykle się poddałem.
-To tylko godzinne podejście i jesteśmy na szczycie - powiedziała, a potem coś zjemy i.... tu pada magiczne słowo, ZOBACZYMY...
Więc idę dla Niej...
Niosę plecak dla Niej...
Pocę się dla Niej...
Wykręcam kostki dla Niej... bo butów górskich zapomniałem
I marudzę dla Niej...
Uświadamiam sobie że nie mam kondycji do wspinaczki, muszę się zatrzymywać by odetchnąć, a Ona podchodzi do mnie i mówi ze zmęczoną nutą szczęścia w głosie:
-Patrz jak tu pięknie. Tu słońce, tam cień, a tam niebo widać i zaraz szczyt będzie. Zjemy sobie coś i... zobaczymy.
Jestem zmęczony jak Kukuczka, Mela, Scott, Amundsen i Centkiewiczowie w jednym. To dla mnie Everest... Trzecie piętro szatni to też Everest. Niedzielny spacer nawet Everestem jest czasem :-)
Nareszcie kończy się ten bezmierny las. Szczyt jest w zasięgu wzroku, daje nadzieję odpoczynku i jakiegoś łatwego zakończenia tej wspinaczki.
Nie lubię wracać tą samą drogą i Ona skrzętnie to wykorzystuje pokazując prostą i "łatwą" drogę granią połoniny, tam..., wskazując palcem, skąd te dzieci przyszły. Z naciskiem na DZIECI jakby to miał by ambicjonalny motywator...
Rozczulający jest widok Jej szczęśliwego zmęczenia i sytości piękna krajobrazu. W takim momencie nie mam sumienia sprowadzać Jej na doliny, wiec biorę swój garb i idę posłusznie niekończącą się granią. Mijamy dziesiątki, jak nie setki turystów. Każdy mówi cześć lub dzień dobry, choć zupełnie nic to dla mnie nie znaczy. Nie można być sam na sam z myślami, nie można narzekać w duchu, bo trzeba ludzi przepuszczać na ciasnym szlaku, drogi ustępować, głowę unosić w sztucznym uśmiechu "Dzień Dobry: Maszeruję, patrząc pod nogi, bo droga jest trudna, a poz tym gdzieś umyka niewygodna myśl - jak to daleko jeszcze.
Jak daleko, okazuje się za wzniesieniem które odsuwa cel marszu jak wydłużający się korytarz w horrorze "Poltergeist". Chatka Puchatka zdaje się punktem na końcu kudłatego grzbietu Wetliny...
Powojskowe schronisko bez wody i prądu przebudowane przez człowieka który na własnych plecach wniósł setki cegieł na szczyt zajmuje ostsnie miejsce jako najgorsze schronisko. Sądząc po turystach jakich mijałem nie dziwię się takiej opinii. Równie dobrze mogliby wystawić ocenę Krupówkom.
zdjęcia Lomo Lca zaświetlone z powodu nieszczelnej tylnej ścianki aparatu |
...idę dla Niej dalej, bo Ona ma rację.
Idę dla Niej bo koniec już blisko.
Idę, bo nauczony doświadczeniem wiem, że będę z tęsknotą wspominał wysiłek Jej poświęcony, będę cieszył się kolejnym szczytem zdobytym dla Niej i będę celebrował jeszcze długo, wspomnienie wspólnego czasu po powrocie do domu, .
I przeszedłem dla Niej te 14 kilometrów połoniny od Wetliny przez Puchatka do wsi w dole.
Minął miesiąc a wspomnienie nadal nas nie opuszcza. Chcemy wracać.
Jakie piękne :) Aż i mi się zachciało wyruszyć z kimś w góry. Chociaż nigdy po górach nie chodziłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przecież Połonina Wetlińska to skok na jednej nodze ;)
OdpowiedzUsuń