Etykiety

3FALA (4) AKTORZY (13) analog (8) ARCHITEKTURA (16) AUTA (1) AUTO (2) cieszyn (6) CZECHY (27) dagerotyp (2) ELA (2) FILMOWO (34) FOTOGRAFIE (66) GRAFFITI (5) hacele (2) HISTORIA (18) KINO NA GRANICY (11) kolodion (1) KONKURS (3) KORA (2) KSIĄŻKI (81) LISTY (2) lomo (31) lomografia (10) ŁODYGOWICE (7) magdalenki (2) MOTOR (2) MUZYKA (9) MUZYKA pewel mała (1) nurkowanie (2) OSOBISTE (31) paryż (2) pióra (2) PKP (2) POCZATEK (1) POCZTÓWKI (9) PODRÓŻE (22) Polska podróże pewel mała (1) PRAHA (29) PRASA (1) prl (13) STAWKOLOGIA (9) sverak (2) TEATR (3) winyle (4) ZNALEZISKA TARGOWE (30) żywiec (8)
Instagram

Orka na ugorze Hulovej.

Jak to ja nie przeczytam, ja nie przeczytam...???
"Czechożydówka"  zmotywowała mnie ciekawą recenzją i słowami, jak to fajnie określiła, ...że jej chłopak się spłoszył, kiedy czytała mu fragmenty. Pomyślałem że spróbuję jak smakuje czeska erotyka literacka. Może będzie inna niż ta która jest łatwo dostępna w internecie nie wymagająca lektora ani napisów.
Faceci chyba tak mają, że w głowie potrafią stworzyć najdziwniejsze figury erotyczne, potrafią bawić się swoją wyobraźnią, ale kiedy przychodzi im o tym mówić, to czują zawstydzenie. Są skrępowani kiedy muszą mówić o "tych rzeczach" kobiecie patrzącej prosto w oczy. Nazywać rzeczy po imieniu też nie bardzo potrafią, bo albo zdrabniają albo wulgaryzują, albo raczej pewne słowa nie przechodzą im przez płytkie gardło, a przecież łacińskie określenia anatomiczne są piękne.   Za to z kolegami...
"Baby są jakieś inne." Bo widziałem jak Kaśkę wciągnęła "Samotność w sieci" to było kiedy jeszcze miała masę pracy na uczelni i potrzebowała czegoś relaksującego. Podsunąłem jej Wiśniewskiego bo ktoś mówił że jest niezły i tym sposobem ukręciłem bat na siebie. Dokąd nie skończyła ostatniej strony słyszałem tylko:
- Zrobisz zakupy?
- Zaparzyłbyś mi herbatę?
- Przynieś mi chusteczkę.
- Podasz mi koc?
- Nalej mi wina!
Byłem cierpliwy bo niby dlaczego miałem pozbawiać ją przyjemności czytania Tym bardziej że i mnie się czasem coś oblizało z tego pysznego tortu. Wiem że to zupełnie rożne książki, nie można ich porównywać, ale oczekuję podobnej przyjemności czytania, tylko życzeń nie mogę mieć zbyt wielu:-)

Ciężko było kupić M3 na naszym zadupiu.
Czytam i... wyobraźnia mnie zawodzi. Petra chcąc uniknąć tanich wulgaryzmów i prostych obrazów buduje epitety które nie pieszczą mojej wyobraźni tak jakbym sobie tego życzył, choć sprawna jest kiedy jej potrzebuję. Im więcej słów tym gorszy flak. Fabuła nie jest specjalnie ciekawa. Prostytutka opisuje swoje proste życie które kręci się pomiędzy usługiwaniem swoim ciałem w swoim domu i spędzaniem czasu w galerii handlowej. Nawet nie wiem czy jest atrakcyjna, bo raz widzę ją na swoim biurku, tak jak mógłbym ją chcieć, a innym razem widzę wymiętą w jej łazience zachlapanej bryzą jeszcze erekcyjnego, niecelnego mocznika klientów. W połowie już sam nie wiem czy nie skończyć, bo co mnie obchodzi żywot jakiejś kurwy. Nudny i nieciekawy napisany tak żebym nie miał z tego przyjemności. Bo my faceci jesteśmy prostej konstrukcji. Dla nas ma być oczywista oczywistość i rzeczy nazywane po imieniu. Im więcej gadania tym mniejsze libido. Wolę pięćdziesiąt obliczy Saszy Grayovej. Zawsze to lepiej, szybciej i skutecznie.
raszpel klienta

wtykacz Hulovej


Może jednak dohebluje do końca Petrę Hulovą bo zaskakuje mnie celnością obserwacji. Zarówno z perspektywy lepkiego, zasmarkanego prześcieradła jak i pasażerki spoconego tramwaju pozbawionego pożądania. Zarówno tłustych plotkarek domowych jak i mężczyzn i mężów. Samców alfa, użytkowników, jak i tych z którymi trzeba porozmawiać dla prologu. Ogierów i nieudaczników wymagających pomocy. Ona zrywa z nas maskę męskości jednym zdaniem trafionym w sedno wstydu i intymności o której tylko my wiemy.  Pisze to, czego nie odważylibyśmy się powiedzieć, w największym spoufaleniu. Skąd ona to wszystko wie. Jeśli nie ma w tym promila autobiografii to mam nadzieję na odrobinę autoanatomii Hulovej.
 Oprócz celnej obserwacji społecznej jest jeszcze coś co powstrzymało mnie przed porzuceniem tego"erotyku". To Ejakulacja słowotwórcza autorki. Podświadomie czyta się kartkę za kartką w dziwnym pośpiechu. Niektóre porównania na wdechu by dobrnąć do końca. Nie dziwię się formie recenzji Rudnickiego z GW od której o mało nie dostałem zadyszki ale pewnie chciał formalnie doszlusować do Petry na stoku.

Szukałem kobiety.

Kiedy zdejmuję ubranie przed snem, patrzy na mnie. Kiedy wstaję o świcie wymięty, patrzy na mnie tym samym wzrokiem, jakby przez noc mój wizerunek nic nie stracił...
Mam ją przed sobą w sypialni i nieustannie jestem we wzrokowym kontakcie z nią, by każde przejście obok było impulsem do kołatania myśli i poszukiwania...
Karolina dostała szarą bluzkę z czarnym wizerunkiem twarzy kobiety wpatrzonej we mnie. We mnie, bo wisi na stojaku ubraniowym, pomiędzy obrazami Elki, które zdobią ścianę naszej sypialni.
Karolina jakoś nie pali się do noszenia tej poniekąd ładnej bluzki. Chyba o niej zapomniała a mi nie przeszkadza. Ludzie noszą jakichś Kobejnów, Morisonów czy innych Elwisów... Karolina jakoś nie, choć ostatnio zrobiła Krzyk Munka i niechcący dostała szóstkę z plastyki.
Robiła nieraz koszulki za kasę znajomym a dla siebie nigdy nie miała czasu.

     Zastanawiałem się jak ją odnaleźć. Ale po co? No, ale ciekawe kto to jest? Jak zapytać internet by dał mi właściwą odpowiedź? Czy to kobieta z krwi i kości, czy tylko cyfrowe wyobrażenie grafika?
Pominę pytania jakie zadawałem wyszukiwarce grafiki bo nie należały do zbyt inteligentnych . Było ich sporo na przestrzeni dni, bo nie mogłem poświęcić zbyt wiele czasu na jej szukanie... Kaśka miała ze mnie niezły ubaw!
Ale znalazłem.
To taki mały sukces. To przyjemne uczucie otrzymania nieoczekiwanej nagrody, jaką jest odkrycie ciekawej historii pewnej dotąd anonimowej kobiety.
                                                                   OTO ONA!


 ... i jej ciekawa historia.
Nazywa się HEDY LAMARR urodziła się w 1913 roku a zmarła w 2000. Pochodziła z bogatej austriackiej rodziny. Pierwszy raz zagrała w filmie mając 17 lat a już w 1933 roku grała główną role w skandalicznym na owe czasy  i jednoznacznie z nią kojarzonym filmie pt . "Ekstaza". Jej mąż związany z nazistami chciał wykupić wszystkie kopie filmu. Hitler zakazał jego wyświetlania, a Papierz Pius 12 uznał go za niemoralny.  Ale w ogóle to grała w 39 filmach, uznana za ponadczasową piękność jak Hepburn i co najciekawsze jest wynalazczynią. Wspólnie ze znajomym kompozytorem już w USA, pracowała nad urządzeniem które pozwoliło by na bezprzewodowe sterowanie torpedami bez zakłóceń. Wtedy nie znalazło to zastosowania ale dziś wszyscy z niego korzystamy w domu... to WiFi!!!
film dok - 1:30
Warto było.

Bukareszt... Dehnel... Komiwojażer.

Byłem w "Bukareszcie...".


Dotąd kraj mi zupełnie obcy. Właściwie nie było go na mojej osobistej mapie Europy. Istniał tylko stereotypowym obrazem rumuńskiego emigranta, koczującego przy ruchliwych arteriach mego miasta. Z wyciągniętą ręką, uzbrojoną w kubek jednorazowy lub kartkę o treści tragicznej historii mniej lub bardziej prawdziwej. Istniał tylko w natarczywej wróżce parkingowej, której usta prawdy można było zamknąć kilkoma złotymi monetami. Wreszcie pozostawał w sercu na krótka chwilę słyszanego płaczu dziecka trzymanego pół dnia na kolanach wbitych w bruk, na rogu głównej ulicy. Pięć złotych kosztuje balsam na sumienie... tanio.
To wstyd znać Rumunię na mapie europy ale tylko z twarzą Drakuli filmowych i Rumunów nigdy nie zasymilowanych, spotykanych na co dzień. Ostatni obraz Rumunii jaki noszę, to padające ciała, oglądane na ekranie starego telewizora, padające pod murem do którego doszedł pewien etap historii tego tragicznego kraju. Wstydliwe zadowolenie z obalenia dyktatury, upokorzenia potwora, ojca narodu... śmiercią na oczach swoich dzieci. Tych chcianych i tych nie chcianych żyjących w tysiącach. Śmiercią niegodną nawet zwierzęcia.

Rejmer mocnym reportażem pokazała nieświadomemu czytelnikowi czym naprawdę jest Rumunia. Życie w Bukareszcie jest odzwierciedleniem całego państwa. Każdy spotkany człowiek, opowiadając swoją historię, mówi wielogłosem upokorzonej przez lata społeczności, która do dziś nie może uporać się z upiorami historii. Rewolucyjna radość  pozbycia się tyrana, staje się współczesnym rumieńcem wstydu na obliczu narodu.
Wstydu pomimo niewyobrażalnych cierpień jakie zadał narodowi ich ojciec. Czas wypiera tragiczne wspomnienia pozostawiając te dobre, tak bardzo, że pojawia się tęsknota za ojcem tyranem. Może dlatego że bezwolna istota potrzebuje przewodnika, może nawet poganiacza...
Jak ktoś przebrnie przez cierpienie pierwszych rozdziałów komunistycznych służb securitate, ten pozna osobistą Rumunię Rejmer i zrozumie dlaczego ona tam wróciła i zebrała materiał na tę bardzo dobrą, mocną książkę pełną szacunku i zrozumienia dla dalej zabłąkanych Rumunów we współczesnym świecie. 
Pomimo ciężaru tematu książka jest zaskakująca każdym rozdziałem. Od historycznego reportażu przez dramat w aktach aż po rozdziały które czyta się jak wpisy na blogu...

Dostałem Dehnela. 
Fotoplastikon. Album z kolekcją gromadzonych, w wielu przypadkach anonimowych, fotografii z początków minionej epoki. Zdjęcia pozowane, rodzinne, dokumentalne... rożne. Zdjęcia z targu, z aukcji, ze strychu...

To co powoduje że ten album jest niezwykły, to bardzo osobista interpretacja zdjęć, budząca tęsknotę do minionych, odległych czasów. Pewien sentyment do zwykłego życia i prostych spraw dnia codziennego. Uświadamia czym dzisiejsza fotografia już nie jest. Pyta kiedy zatraciliśmy granicę między świętem sztuki wędrującej pod strzechy a powielaniem obrazów utrwalających wszystko co nas otacza. Również człowieka który już nie jest sercem obrazu lecz przedmiotem pośród innych rzeczy W tych starych zdjęciach człowiek był podmiotem któremu podporządkowane było otoczenie. Teraz człowiek jest elementem tej mozaiki a masowy odbiorca bezkrytycznie pieje z zachwytu "...jakie śliczne fotki"

Alternatywne historie to nic nowego, bo książkę można napisać nawet z ogłoszeń w prasie za "Trzy złote..."   jak Kąkolewski albo Szczygieł, do listy ze szczeliny podłogowej w restauracji. Można się spierać czy takie pisanie ma sens. Przecież to tylko opowiadanie Nikt jednak nie wątpi w prawdziwość historii opowiadanych Komiwojażerowi podczas podróży koleją. Kiedyś, (może w czasach życia owych fotografii) opowiadanie było rozrywką. Ludzie potrafili opowiadać barwnie, ludzie potrafili słuchać głodni wiedzy o świecie spoza własnej miedzy. Dziś możemy nie wierzyć, nie ufać... możemy sprawdzić, wątpić bo dziś łatwo sie kłamie a konfabulacja prosta rzecz. Wtedy nikt nie wątpił, każdy wierzył na słowo, bo słowo miało wielką wartość i oswajało świat prostemu człowiekowi ze starego zdjęcia... 

STARA TATRA

 Ktoś mi trąbi pod domem takim rachitycznym klaksonem jakby nie miał już siły. Jakby był zmęczony drogą, nie miał głosu... Jak Himilsbach...
No to wychodzę, choć nie lubię zbiegać na dół kiedy dopiero co wspiąłem się na górę i zdjąłem gacie. Ubieram się klnąc pod nosem, czego znowu ktoś chce ode mnie.
Otwieram drzwi ze sztucznym uśmiechem i w tym momencie staje się już  szczery, pełen zachwytu bo to co stoi przed moim domem jest tego godne. Łyżwa od ucha do ucha :-)
Pięknie odrestaurowana TATRA, którą mój kolega restaurator dopieszczał po długim remoncie.


 On zawsze przyjeżdża pokazać to co aktualnie naprawia. On się nie chwali, on sprawia mi przyjemność kontaktu z czymś pięknym. Lubię kiedy mnie odwiedza. Ostatnio był motocyklem Iż 49, wcześniej Jawą o której pisałem a pierwszy pojazd jakim mnie odwiedził był samochód MIKRUS śliczny jak zabawka.
Tym razem przyjechał Tatrą. Jaka ona jest każdy widzi. To ciekawa konstrukcja z silnikiem typu boxer chłodzonym powietrzem, o pojemności bodajże 1200ccm, z jednym gaźnikiem i wałem napędowym zabudowanym w grubej rurze od skrzyni biegów do dyferencjału, która jednocześnie pełni rolę nośną i z niej wychodzą półosie do tylnych kół. Drzwi zaprojektowane do łapania kur.

 W Koprivnicach jes piękne i wielkie muzeum Tatry. Byłem tam kilka lat temu i chyba znowu zechcę pojechać bo to piękna okolica na jesienny spacer.
Tu zdjęcia z Muzeum Tatry