przewierconego i związanego sznurkiem. Kaśce kupiłem... Do zestawu, który powoli się rozrasta okazjonalnie po jej stronie łózka.
Zabrałem tę jedną książkę ze sobą z nikłą nadzieją na... cokolwiek.
Całkiem zwątpiłem kiedy Anka napisała, że Stasiuk nie lubi jak mu się ludzie pałętają po obejściu. Ciekawe że Topol z kumplami z "Supermarketu bohaterów radzieckich" czuł się tam jak u siebie w domu, mało tego, czuł się jak u siebie w łóżku i u siebie w kuchni...
Powrót z "wczasów w..." nie był prosty bez GPS'u i bez dobrej mapy, jedynie z nazwą na okładce książki. Trzeba tylko zjechać z drogi 28 Sanok - Nowy Sącz w Miejscu Piastowym albo Jaśle, na DUKLE i już!
lomo |
Prosta droga prowadzi do Dukli, w dosłownym znaczeniu. Jakby jej prostota była zapowiedzią łatwości poznawczej miasteczka, niewiele różniącego się od innych, położonych w tej okolicy. Pierwsze co uderza, (chyba niewielu, bo kto na to zwraca uwagę) to niewielka ilość reklam. Zredukowane są do niezbędnego minimum. Jakby mieszkańcy wiedzieli, że i bez tego ich życie będzie toczyć się tym samym rytmem. Jakby wiedzieli, że ich towary i usługi i bez tego się sprzedadzą. Jakby żyli sami dla swoich bliskich, w takiej symbiozie, samowystarczalnym, zamkniętym kręgu średniowiecznego grodu. Tam nikt nie czeka na turystów, nikt nie zaczepia słowami z tablic i szyldów. Nie szarpie za rękaw pokusą tanich pokoi, tanich towarów i europejskiego jedzenia.
Nawet PTTK umarł śmiercią naturalną choć tablica nadal wisi bardziej jako punkt orientacyjny dla zabłąkanego turysty. Bo jak już do niej podejdzie to przeczyta się bazgroły pisakiem co oferuje bar "Pod Piratem".
Jeśli ktoś zna Stasiuka to przekroczy wrota do innego świata.
Zamówiłem żur, a Kaśka barszcz. W oczekiwaniu zaczęła czytać na głos fragmenty :
"Wypite w peteteku piwo natychmiast występowało na skórę. Byłem sam, i pomyślałem że obejrzę sobie wszystko dokładnie, żeby w końcu dopaść ducha miejsca, pochwycić tę woń o której istnieniu byłem zawsze przekonany..."
"...Dukla, parę uliczek na krzyż, jeden kościół, jeden klasztor i zręby synagogi..."
"Zastukałem dwuzłotówką w kontuar. Wcale nie chciałem tu zostać. Nadeszła barmanka, nalała mi jakbym był przezroczysty i bez patrzenia zagarnęła do szuflady pieniądze. Wypiłem i wyszedłem tak szybko że smak poczułem dopiero w sklepionej bramie..."
Poprosiłem bufetową w peteteku o jakąś pieczątkę bo chciałem przybić w książce dla podniesienia wartości i pamięci. Ona widząc książkę powiedziała: "A tak, znam Stasiuka, u mnie w barze kręcili "Wino truskawkowe", tu się zatrzymali aktorzy i jakąś scenę tu kręcili na rynku..."
Rynek zupełnie nijaki, jakby nie był centrum miasta. Jakby nie chciał być jak inne rynki najpiękniejszym dla turystów, lecz pozostać jak całe miasto sobą. Nie chciał być fałszywym krzykiem atrakcyjności, umalowanym estetyką unijnych dotacji chodnikowych, trzymających gości w szponach czterech stron tego małego świata, który nie chce pokazać tego co ma do ukrycia na przedmieściach czy za rogiem...
"Przeciąłem Rynek na skos (z peteteku) i znalazłem się nad rzeczką, by jak zwykle zdziwić się ogromem drewnianej oszklonej werandy tego domu, w którym od frontu jest jubiler, a z tyłu to właśnie cudo wielkości kolejowego wagonu, zawieszone nad zielonkawym nurtem niczym krucha, rozklekotana cieplarnia."
Kupuję tam widokówki jak Topol, kiedy był w drodze od Stasiuka. Teraz są ładniejsze, kolorowe i cztery rodzaje. Jedną wysyłam do Pani Doroty Siwor na adres Kolegium Nauczycielskiego, tę jedyną, ostatnią, czarno-białą... już nie do kupienia. To podniesie jej wartość sentymentalną:-)
Urlop zakończyliśmy "Winem truskawkowym" którego scena rozstania kręcona była na rynku w Dukli. Cały film zrealizowano w plenerach miejscowości Jaśliska 18 km pod Duklą.
Pojedziemy tam może za rok i wtedy, po drodze, zakradniemy się pod chałupę Stasiuka w Wołowcu.
Rynek zupełnie nijaki, jakby nie był centrum miasta. Jakby nie chciał być jak inne rynki najpiękniejszym dla turystów, lecz pozostać jak całe miasto sobą. Nie chciał być fałszywym krzykiem atrakcyjności, umalowanym estetyką unijnych dotacji chodnikowych, trzymających gości w szponach czterech stron tego małego świata, który nie chce pokazać tego co ma do ukrycia na przedmieściach czy za rogiem...
"W otwartych oknach widać było mężczyzn w białych koszulach, z podwiniętymi rękawami. Siadali do stołu, by popijać i patrzeć w zieloną otchłań pałacowego parku po drugiej stronie strugi, gdzie armaty i samobieżne działa wygrzewały swe oliwkowe pancerze w półwidzialnym słońcu."
Kupuję tam widokówki jak Topol, kiedy był w drodze od Stasiuka. Teraz są ładniejsze, kolorowe i cztery rodzaje. Jedną wysyłam do Pani Doroty Siwor na adres Kolegium Nauczycielskiego, tę jedyną, ostatnią, czarno-białą... już nie do kupienia. To podniesie jej wartość sentymentalną:-)
Jeszcze nie czytałem Dukli. Mam nadzieję na wielką przyjemność słów i obrazów w wyobraźni.
Kaśka zaczęła w peteteku i na razie mi nie odda dopóki nie skończy. Cytaty wybrała dla mnie podczas lektury i zdjęcia zrobiła dla mnie na spacerze... na swoje analogi muszę czekać, a telefon rozbiłem. To był mój dzień. Jej, (nasz) dzień zanotuję później.
Pojedziemy tam może za rok i wtedy, po drodze, zakradniemy się pod chałupę Stasiuka w Wołowcu.
Rewelacyjny reportaż wakacyjny! Pozazdrościłam Wam tej wyprawy do Dukli, wspólnego czytania Andrzeja Stasiuka w takim miejscu i tego "cuda wielkości kolejowego wagonu" ;)
OdpowiedzUsuńprzeglądam słuchając Stasiuka w Trójce :)..a trafiłam tu dzięki facebookowemu profilowi tej Pani co nade mną komentarz zamieściła :)..pozdrawiam...Justyna
OdpowiedzUsuńTa Pani cieszy się, że tamta Pani tu trafiła ;)
OdpowiedzUsuńLubię pracowite dziewczyny... dziękuję za dobre słowa :-)
OdpowiedzUsuńAle super! Podróże śladami Stasiuka byłyby dla mnie spełnieniem marzeń :)
OdpowiedzUsuń