Filipowicz na śmietniku.

...w Łodygowicach.
Jak co roku parafianie zbierają makulaturę w wielkim niebieskim kontenerze. Na misje.





Pod czujne oko  Jezusa ludzie
znoszą kartony, gazety, zeszyty i... książki.
Nie omieszkałem zajrzeć do środka, tym bardziej, że w ubiegłym roku uratowałem od zagłady kilka kilogramów ciekawych książek, które zasiliły akcję bookcrossingową w Cieszyńskiej kawiarni literackiej Kornel i Przyjaciele.
To bardzo przyjemne uczucie dostrzegać w stercie papieru niewyraźny grzbiet  książki. Jednej albo kilku. Każde sięgnięcie w głąb pudła jest ekscytujące jak polowanie na ryby z przyjaciółmi w dzieciństwie. Przemierzanie rzeki w górę lub z prądem. Otaczanie dużych, oślizłych kamieni i na "trzy, cztery" jednoczesne wkładanie rąk pod kamień by chwycić wielką rybę...
Chwila napięcia. Krótkie komendy i nerwy.
-Mam ogon!
-Ja mam łeb. Wbiję palce w skrzela. Będzie moja
-Duża?
-Duża. Ma zęby. Pewnie pstrąg. Ale się wygina!
Często świętowaliśmy "dzień wielkiej ryby".
Mama smażyła mi te pstrągi na maśle. Siedziałem wtedy w kuchni przy otwartym oknie z widokiem na pola pszenicy. Za nimi wyrastał zagajnik nad rzeką, gdzie budowaliśmy zastawy. Ojciec bywał zaskoczony, że czternastolatek przynosi ryby na 30 centymetrów. Smakowały, jemu i mnie.

Dzisiaj wyciągałem jedną za drugą. To był wielki połów. Okazy o jakich pojęcia nie mają pracownicy łodygowickiej biblioteki. Nie wiedzą pewnie też, że ryby i ludzie  Filipowicza żyją nadal, nie tylko w sercach czytelników, ale także na stronach nowego (08.2017) wydania zbioru jego opowiadań. W zbiorze listów jakie wymieniał z Wisławą Szymborską, w opowieściach Justyny Sobolewskiej, Michała Rusinka czy Sebastiana Kudasa. We wspomnieniach  Ewy Lipskiej czy Tomasza Fiałkowskiego.
Kornel Filipowicz żyje i patrzy każdego dnia na gości kawiarni cieszyńskiej Kornel i Przyjaciele (ui. Sejmowa 1) z charakterystycznego podświetlanego portretu na którym trzyma filiżankę kawy... prawie pod nosem.
Z narodowej telewizji też się pewnie nie dowiedzą, że duch Filipowicza będzie krążył nad miasteczkiem Szczebrzeszyn w sierpniu tego roku, bo >Stolica Języka Polskiego<  będzie Jego i Wisławy.
I my tam będziemy.










3 komentarze:

  1. Zawsze zastanawiałam się, jak to się dzieje, że książki lądują na śmietniku. Ale w końcu doszłam do wniosku, że chyba lepiej nie wiedzieć... :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś oddał makulaturę "na misje", a Pan sobie pozwolił powyciągać to i owo. Zwykła kradzież.

    OdpowiedzUsuń