CZARODZIEJSKIE WZGÓRZE.

- Jak spędzisz ze mną dwa dni na plaży, to zaprowadzę Cię w pewne miejsce i będziesz mi za to wdzięczny. - wzięła mnie tą tajemnicą pod włos, bo wie że nie lubię się smażyć na plaży.
-Noo, dobraaa. - jęknąłem niepocieszony ale posłuszny.
Niezgodnie z polską tradycją urlopową, poszliśmy na plażę bez koca, bez parawanu, bez lodówki turystycznej, materaca, półnamiotu, bez reklamówki z kurczakiem w folii aluminiowej.

Kiedy stanęliśmy na wysokiej wydmie oczom naszym ukazał się bezkresny widok spokojnego morza i szerokiej, prawie pustej, wygładzonej nienaturalnie plaży. Czy ktoś, każdego poranka gładzi biały piasek dla naszej przyjemności. A może maszyną samobieżną przesiewa ziarna przez gęste sito, by zebrać nie tylko śmieci ale i zguby roztargnionych turystów?
Piasek, biały jak ten z ceramicznych bezpieczników, przyjemnie oczyszczał moje spracowane dłonie czyniąc je białymi na czas urlopu. One są moimi narzędziami. Są niezastąpione. Dłonie robotnika zniszczone pracą, a mimo to z czułością przez nią dotykane.
Przesypywały godziny piasku między palcami, czekając ochłodzenia zniżającego się słońca.
Czas biegnie szybko jak znikające ślady stóp, ludzi spacerujących granicą fali. Zostawiła mnie samego w moim grajdole i zniknęła jak w korcu maku na horyzoncie, pośród innych spacerowiczów szukających kamieni, muszli... myśli i swojego osobistego rytmu fali i serca.
Te dwa dni wystarczyły żebym zrobił się różowy. Wyglądałem po prostu śmiesznie ale przecież smażę się dla niej, bo ona ma dla mnie niespodziankę.

                             *                 *                  *

Zjechaliśmy do miasteczka portowego Nida. zaglądaliśmy mieszkańcom do ogrodów, a nawet do okien, bo płoty mają po kolana. Zupełne przeciwieństwo
polskiego odgradzania się od ludzi, obrazów i dźwięków. Uderzająca jest tam harmonia i porządek. Estetyczny rozsądek na każdym kroku. Stragany z pamiątkami podobne do siebie pozbawione ryczących stacji radiowych. Ustawione we właściwych  miejscach i nieprzekraczalnych liniach. Nie natarczywe, nie wypełzające towarem ze straganów na chodnik, na ulicę, wprost pod nogi przechodniom.


Piaszczysta ścieżka zaprowadziła nas na małe wzniesienie obrośnięte sosnami z którego roztaczał się piękny widok na zalew Kuroński. Widok za Nobla. Tomas Mann dostał ten piękny dom z widokiem właśnie w dowód uznania za przyznaną nagrodę Akademii Szwedzkiej.


Dom - Muzeum, gustownie urządzone w minimalistycznej formie. Nie przeładowane pamiątkami. Harmonijnie skomponowana ścieżka dydaktyczna prowadząca po wnętrzach. Wytyczona reprintami artykułów prasowych, dokumentów i rękopisów, dyskretnie oświetlanych ledwo widocznymi slajdami starych zdjęć jego i rodziny które przewijają się na ścianach i fotografiach ożywiając je i zaskakując widza duchem autora pojawiającym się znienacka.
Podobno spędził tam tylko jedne wakacje ponieważ był właściwie ciągłym emigrantem (Szwajcaria, Czechosłowacja, USA). Musiał emigrować z Niemiec z powodu swoich antyfaszystowskich przekonań, no i może też z powodu piętnowanego przez faszystów homoseksualizmu. Co według historyków literatury znajduje odbicie w jego literaturze.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz