Gruszki na wierzbie.

 Były wszędzie. Na wsi spotykało się je na każdym kroku. Grodzili nimi pola i działki po uwłaszczeniu 1947r. bo nie było czym. Wkopywali ucięte konary w ziemie i to wystarczało za drogowskaz. Resztą granicy stawała się miedza od której zaczynało się orkę i na której się kończyło jesienią. Miedze zarastały trawą i tworzyły piękną szachownicę pól, zaś wierzby wybujałe dawały cień  chłopom popijającym kwaśne mleko do gotowanych kartofli czy pajdy chleba w przerwie roboty na ugorze.
 Podobno wystarczy zakopać kloc wierzbowy, a ona i tak wyrośnie. Patyk wciśnięty w ziemię opuści się na pewno. Bazie wiosenne w wazonie nawet puszczają korzenie w zatęchłej wodzie, czego doświadczyłem porządkując ozdoby po Wielkanocy. Rolnicy mówią że wierzba to chwast, bo nawet jak się przewróci to leżąc na ziemi potrafi się ukorzenić i wypuścić pędy. Gdzie padnie tam rośnie.
 Mój sąsiad tak robi nadal w XXI wieku. Przewrócone ogrodzenie siatkowe wsparte na połamanych betonowych słupkach podpiera konarami wierzby która wiosną się "opuszcza" i wiklinowymi witkami w siatkę się wplata stojąc na straży granicy.
 Wierzb jest coraz mniej.
Exlibris przypomniał mi "Wierzby" Edwarda Hartwiga. Album który ostatni raz oglądałem ponad 20 lat temu w jakiejś bibliotece. Teraz powróciło sentymentalne wspomnienie wierzb mijanych w dzieciństwie, cierpliwie rosnących w moim otoczeniu. Pamiętam je w kilku miejscach. Stare, powykręcane z koślawą czupryną i otwartym pniem pełnym próchna. Drzewa stare rozpadające się ale każdego roku z nowym pękiem zielonych badyli na czubku, furkające drobnymi listkami. Nieprawdziwe jest gadanie o gruszkach na wierzbie bo jest taka odmiana ozdobna. Sam widziałem na wierzbie pędy malin a nawet małe drzewko jarzębinowe.
 Hartwig obudził zapomniane wspomnienia miejsc i krajobrazów z dzieciństwa. Wyjrzałem przez okno i już zobaczyłem jedną wierzbę. Dziś będąc w drodze rozejrzę się za wierzbami. Ciekawe ile ich zobaczę i w jakich miejscach.
Takiej ilości jak w albumie pewnie już nie spotkam. Udało mi się kupić album w niezłym stanie i dobrej cenie. Jest pięknym zbiorem czarno-białych fotografii. Zdjęcia bardzo kontrastowe, wręcz grafiki, fotografie miękkie, mgliste, rozmazane. Nie dające konkretnej wizji krajobrazu a jedynie impuls do noszenia obrazu w sobie i przetwarzanie go we własnej wyobrażni.
Zdjęcia zrobione z mocnym filtrem czerwonym albo zielonym dające efekty mroku, burzowego nastroju, wielkiego ciężaru i napięcia. Strachu przed nieznanym i czymś nieprzewidywalnym,  jak natura, boskim gestem dyrygowana. Są  tu zdjęcia słoneczne, ciepłe, takie wakacyjne. Są i inne ale nie wiem czy robione na filmie do podczerwieni czy taki efekt uzyskuje się filtrami. Korony wierzbowe są białe, wręcz śnieżne, niebo ciemne, zachmurzone a trawa jasna. Cały krajobraz mocno słoneczny, bijący ciepłem.
I najważniejsze. Są ludzie, są tylko dyskretnym akcentem,. Żebyśmy nie zapomnieli że wierzbowe aleje, graniczne nasadzenia są przestrzenią egzystencji. Pracy i odpoczynku. Drogi i zabawy. Ciężaru życia i beztroski. Przemijania, lecz nie zapomnienia. Wierzby płaczą nad mogiłami i chylą się nad garbem chłopki objuczonym płachtą w drodze do domu a może na targ...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz