Nieco PRL'u.

Żeby się młodzieży w głowach nie poprzewracało!*

Oto okładka zeszytu kupionego dla Martyny jako prezent, jako jeden z prezentów urodzinowych. Bardzo chciała mieć stare zeszyty. Niestety "Krew to życie" jest nieosiągalny. A może macie?

„… one tak fajnie pachną starością.”
Bo kiedyś dostała taki stary zeszyt do nut, z puzonem, od nauczycielki i odtąd zapragnęła mieć takich więcej. Staremu nie trzeba mówić dwa razy, zawsze podejmuje temat niezwłocznie, tym bardziej że ma urodziny i już mam dla niej trzy grube zeszyty a jeden nawet ze słonecznikiem, o ile takie pamiętacie. Ciężko kupić, bo duży popyt jest na nie a i cena jak za nowy… za kilka nowych. Ale niech ma, z byle czego się potrafi cieszyć i to jest piękne. Z byle czego jeśli tak można nazwać marzenie posiadania starego kufra do przechowywania swoich skarbów. Znalazłem taki w cudownym sklepiku Horyzont, bielskiej sutereny na placu Żwirki i Wigury. Czego tam nie ma… ale to temat na osobny post. Cena była przystępna w porównaniu z alledrogo. Skrzynia wymagała jednak pracy. Była brzydka, zaniedbana, trochę zniszczona. Potrzebowałem ponad godzinę by doprowadzić ją do stanu domowej używalności, a Elka sprawiła że jej wnętrze stało się przytulne i ciepłe. Wykleiła filcem i wypaliła w drewnie dedykację. Wyszła skrzynia taka że sam chciałbym taką mieć. Zamontowałem od spodu kółka tak że można traktować ją jak siedzenie.
Obserwowałem koleżanki Martyny jak zareagują na skrzynie i niektóre stare przedmioty jako prezenty. Najbardziej ekscytujący dla nich był moment otwarcia skrzyni. Tłoczyły się jak pszczoły u wejścia do ula. Jednak kiedy wszystko zostało wyjęte (stare zeszyty, plecak z prl'u, czy maska do nurkowania jak z filmu "Wielki błękit" i inne duperele) ciekawość opadła i wszyscy wrócili do zabawy współczesnymi prezentami od koleżanek. Dopiero wieczorem razem układaliśmy wszystko w jej pokoju ponownie oglądając i budząc skojarzenia wzbogacaliśmy kolekcję.
  Martyna doczekała się porządków w sali przyrodniczej w szkole i przyniosła do domu żmiję i zaskrońca. Duże. Zalane w formalinie. Te które obiecała jej pani dyrektor. Muszę tylko dokupić formaliny, żeby dolać, wypłukać, uzupełnić preparaty, bo są ładne i będą fajną ozdobą naszej „pracowni” (to po prostu pokój, w którym każdy coś robi, każdy coś ma, i nic nam tam nie przeszkadza). To nasz ulubiony wspólny pokój w którym ktoś gra, ktoś czyta, ktoś pisze, ktoś drzemie...
Zamknięcie żmiji zygzakowatej 

 * tabela zużycia zeszytów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz