moje Łodygowice

...mój Prawiek...
Nie kończący się sentyment do Łodygowic nie pozwala mi zapomnieć o korzeniach i pięknych wspomnieniach. Cieszę się że Martyna i Karolina lubią moją wieś i tęsknią do niej. Bo jest tam inaczej niż tu gdzie mieszkamy. Tam czas płynie wolniej i jest cudowna cisza. Są znajomi młodociani, i dorośli którzy nas pamiętają. Dziewczyny czują się tam jak u siebie, mają przyjaciół których rodziców dobrze znam.
 Oto broszura wydana w latach 80 tych niskim nakładem, poświęcona Łodygowicom. Kupiona na aukcji. I tak pewnie nie przebiję Jacka Kachla który ma najwięcej informacji i pamiątek. Mam jednak nadzieję że mam coś czego on nie ma.
Szukam starych biletów kartonikowych PKP Łodygowice, albo Pewel Mała!
W tym celu zatrzymałem się w Łodygowicach na stacji i obszedłem dookoła szukając możliwości wejścia do środka nieczynnej od lat stacji. Nie da się! Kraty mocne, a wnętrze wysprzątane.
Część zabytkowego budynku jest zamieszkana i jedne drzwi były otwarte. Wszedłem do piwnicy jednak przypomina ona zwykła blokową piwnicę z boksami przypisanymi każdemu mieszkańcowi. Nie ma nic co można by pozyskać.
Jest jednak światełko w tunelu. Przypomniałem sobie że tam mieszka chłopak którego znałem dawno temu i po wykonaniu jednego telefonu i krótkiej sympatycznej rozmowie,jest nadzieja na jakieś kolejowe pamiątki.

    
















 


 Plakietka znaleziona niedawno na bielskim targu. Chodziłem wtedy do 7 klasy szkoły podstawowej im. Królowej Jadwigi. Tej która stała obok fabryki mebli. Została zburzona kilka lat temu. Wtedy miała 120 lat, siódmego czerwca.
Cóż to mógł być za bieg skoro w Łodygowicach jest tylko jeden pomnik. Jeden przy którym, obok stoi drugi. Jeden poświęcony utrwalaczom władzy ludowej a drugi ofiarom stalinizmu. Może ktoś mnie oświeci. A może biegli w kółko :-)

Kino na Granicy

W zeszłym roku było wspaniale, jakoś nie martwiłem się tym, czy będzie Kino w tym roku bo... jakże by mogło nie być. Nie byłem, co prawda, więcej razy niż byłem, ale wydawało mi się oczywiste,  że urlop na majówkę muszę mieć.
Pewnie któryś z kolegów chciałby mieć wolny weekend majowy, ale to ja byłem pierwszy. To, jak z rezerwacją wczasów na początku roku. Kto pierwszy tym lepszy.


Zapas filmów fotograficznych już kupiony i jeszcze jeden aparat... pewnie nie ostatni :-)
Już nie mogę się doczekać niespiesznych spacerów, wczesnych poranków, drzemki na nudnym filmie... i piwa śliwkowego.
Obiecanego spaceru z przewodnikiem w ciekawym towarzystwie, niedogrzanego obiadu w jadłodajni poniżej Studni Trzech Braci, serwowanego przez bardzo miłą panią. Zapomniałem jak się nazywa ta stołówka w małym domku z ogródkiem.
I najważniejsze, że nie muszę się nigdzie spieszyć, jak dwa lata temu, każdego wieczora do pracy, a rano do  Kina, i wieczorem do pracy, a rano...
Może znowu pierwszy odbiorę akredytacje i będę obserwował jak z każdą godziną przybywa ludzi ze smyczami na szyi. i siatką pod pachą. Jak miasto zagęszcza się gośćmi. Uwielbiam to uczucie kiedy nie muszę się nigdzie spieszyć, mam czas dla siebie i nie muszę się nim dzielić z nikim. Cały rok żyję jakby dla kogoś... w Cieszynie jestem sam: sterem żeglarzem i okrętem.
I żeby jeszcze nikt nie dzwonił do mnie... bo w tym czasie moje życie jest gdzie indziej... Do zobaczenia w Kinie Cieszynie
czołówka...